poniedziałek, 22 września 2014

Oczyszczenie

Deszcz zarzuca kroplami o zadaszenie na tarasie, robiąc sporo hałasu. Jest zimno i jakoś tak... smutno.
Myślę o czasie, który minął odkąd Kuba jest już z nami. Trzy tygodnie, trzy dni. Czy te trójki bardzo mnie zmieniły? Czy dalej jestem tą kobietą, która czekała na poród?

Dni mijają monotonnie, a ja łapię się na tym, że dziś nie byłam zbyt czuła dla R. Potem usprawiedliwiam się monotonią dnia, marudzącym dzieckiem na ramieniu, niewyspaniem i ogólnie połogiem, który trwa w najlepsze i czyni mnie jakąś taką aseksualną. Jestem czasem zmęczona, ale dalej kocham. Mimo wszystko. Dalej jest we mnie kobieta. Kobieta, która czuje radość w pomalowaniu paznokci na czerwono. Koniecznie czerwono. Która na wyjście maluje rzęsy i 15 minut zastanawia się co na siebie włożyć. Która mówi 'kocham'... Czasem tylko zapomina dać buziaka. Zapomina sama podejść i przytulić. Czy dni się zmienią? Czy się w końcu otrząsnę?

Kobiety rodzą dzieci i stają się matkami. Sądzę, że każda z nich potrzebuje trochę czasu, by przyswoić nową sytuację. Wszystko jest nowe. Wszystko jest świeże. Wszystko niekiedy się wali... I mimo, że mamy kogoś obok, to czujemy, że jesteśmy same. Szczególnie w nocy. Oczy ledwo otwarte, nasze maleństwo przy piersi, a obok słodko śpiący partner. Dziecię się naje, ale marudzi i usypiasz je kolejne pół godziny. Bycie matką nie jest łatwe. Jednak... pomiędzy tymi gorszymi chwilami jest nieopisane piękno. Powoli, z dnia na dzień wszystko staje się dużo prostsze. Mimo to trzeba napisać, że nie zawsze jest kolorowo. Że kupka niekiedy okropnie smierdzi, a olana matka ma ochotę płakać razem z dzieckiem. Rozczulanie się nad każdą przebraną pieluszką jest takie nie na miejscu.

Zatem wstaję codziennie i próbuję stawić temu czoła. Biorę prysznic, ubieram siebie, ubieram Okruszka, składam pranie, wstawiam kolejne, robi się kawa i śniadanie dla naszej trójki. Dzień zagląda nieśmiale przez firanki. Dlaczego o tym piszę? Po części dla oczyszczenia siebie. Po części dla oczyszczenia obrazu macierzyństwa. Nie chcę straszyć, nie chcę się użalać. Nie, nie. Każda z nas jest też inna. Chcę tylko być prawdziwa. Chcę przyznać się, że może nie jest łatwo na początku, ale to najlepsze co mogło mnie spotkać. Kiedy Jakub patrzy się na mnie z takim lekkim zadziwieniem, szeroko, kiedy uśmiecha się coraz bardziej świadomie i tak słodko mówi 'aguu'. Aguu... Może to już wstępne"mama"?

4 komentarze:

  1. Nie wiem czemu tak jest, ale zauważyłam, że kobiety w ciąży, czy młode matki mają dziwne poczucie winy za coś, co tak naprawdę jest kompletnie normalne. Przyznajemy się do czegoś naturalnego, ale zaraz potem usprawiedliwiamy się w obawie, że zostaniemy ocenione jako złe.

    Naprawdę uważam, że kobiety powinni być w tym całym macierzyństwie trochę większymi egoistkami i pomyśleć też o sobie. Przecież nie jesteśmy tylko żywymi inkubatorami w czasie ciąży, ani też nie jesteśmy później już tylko organizmami zaspokajającymi potrzeby dziecka. Wciąż jesteśmy kobietami, tylko, że w nowej roli, ale cały czas kobietami.

    Dlatego nie miej najmniejszych wyrzutów i bądź tak, jak piszesz - prawdziwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że piszesz o tych sprawach, bo kobiety, zupełnie nie rozumiem dlaczego, mają często tendencję do lukrowania macierzyństwa. Tak jakby kupki i rzygi nie śmierdziały, tak jakby znały sekret na ekstra doładowanie po kilku nieprzespanych nocach. Grunt to wiedzieć na co się człowiek szykuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ lirycznie to zaczęłaś, myślałam, że uraczysz nas nutką swojej poezji :) A tak naprawdę to świetny tekst, dający do myślenia, gdyby tylko faceci byli w stanie zrozumieć nasze uczucia w tej kwestii... mój ostatnio w rozumieniu to kompletne nieporozumienie ;)

    OdpowiedzUsuń