wtorek, 29 września 2015

Jakubek - 13 miesiąc życia.

Z małym poślizgiem, ale jest. Podsumowanie trzynastego miesiąca życia Okruszka. Szczerze, to miałam plan pisać o tym w tamtym tygodniu, ale ciągle to odkładałam, aż wczoraj się obudziłam, spojrzałam w kalendarz i pomyślałam "o kurcze, przecież jutro już 29!". I tak przy wtorkowej drzemce Jakubka powstał Post. Post o małym człowieku, który coraz więcej chce...

Sam.

Sam myje zęby, sam się podnosi, sam je. Sam chodzi, bo przecież za rękę, to takie ograniczające! Sam również postanowił, że nie jest gotowy na odstawienie od piersi, a ja na to przystałam. Szczególnie, że teraz to "karmienie" zamyka się w jednym nocnym podaniu piersi. Wkrótce i ono zaniknie. Ostatnio natknęłam się na artykuł o karmieniu piersią w ciąży i jestem spokojna o zdrowie brzuszkowego Bąbla, a i emocjonalność i zapotrzebowanie Jakubka jest dla mnie równie ważne. Wszyscy odpuściliśmy. Do Polski tak czy tak muszę jechać na dłużej i kawaler wybiera się ze mną, więc oboje unikniemy stresu.



Samodzielność dziecięcia szlifuje się też na coraz to częstszych spacerach bez wózka. I choć jest to czasem jedynie wyjście po bułki do piekarni, czy leniwy spacer po Deptaku, tak jestem naprawdę pod wrażeniem jego samodzielności i siły. Ostatnio chodziliśmy tak prawie godzinę! I to późnym wieczorem. Jak się można było domyślić Jakubko padł chwilę po powrocie. I mimo, że była godzina 21, to rano zafundował mi pobudkę przed szóstą. Czy ktoś mi potrafi wyjaśnić to jego przestawienie? Zęby? Śpi znacznie gorzej. Czasem krzyczy tak, że sama nie wiem co mam robić, jak mu ulżyć, na tapecie są górne trójki. W dzień jest super, a noc robi się koszmarem. Sądziłam, że po ledwie przespanej nocy będzie spał dłużej, a ten 5:30 otwiera oczy, jakby nigdy nic, wspina się przy łóżeczku i woła. Kiedy biorę go do nas uśmiecha się szeroko i zaczyna bawić lampką. Mówiłam już, że zaczęłam znów pić kawę?

Jesień pełna powietrza.

Zawitała do nas również prawdziwa ciepła jesień. I to z pierwszym jej dniem. Co jest naprawdę dość zabawne, bo końcówka lata otulała nas w kurtki, a teraz takie przyjemne słońce i błękit, że chodzimy sobie w samych sweterkach bluzach i korzystamy ile się da. W weekend byliśmy na pobliskim zamku, gdzie Jakubka fascynowały przyfosowe czaple i kaczki, które wskazywał paluszkiem, a największą frajdę sprawił oczywiście plac zabaw w stylu koszar. Bawili się oboje. Okruszek i jego tata, a mama z brzuszkowym relaksowała się na ławce. Taki odpoczynek to ja lubię!








Gdzie jest bejbi?

Najbardziej rozczulającym wydarzeniem tego miesiąca jest Jakubek, który wykazał się bardzo dobrą spostrzegawczością. R. bardzo często głaszcze mnie po brzuchu. Przy tym niekiedy mówi Jakubkowi, że w brzuszku mamy jest "bejbi", jego braciszek albo siostrzyczka, mały dzidziuś. I tak pewnego wieczoru, siedzieliśmy sobie w trójkę na kanapie, R. pyta: Kuba, gdzie jest bejbi? No to Kuba pokazał. Co więcej, chwycił za moją bluzkę, podciągnął ją i wskazał paluszkiem koło pępka, uśmiechając się przy tym rozkosznie. Jednak to co wydarzyło się później przerosło moje oczekiwania, bo dziecię moje najkochańsze pochyliło się i dało brzuszkowi buziaka. Czy on naprawdę to rozumie? Czy jest w stanie? Czy po prostu powtarza przyuważone zachowania? Do końca nie wiem, ale to najpiękniejszy widok, jaki może zobaczyć ciężarna mama roczniaka.

Zapomniałabym o pierwszych kasztanach Kuby! Oczywiście najpierw musiał taki jeden wylądować w jego buzi, ale szybko zakumał, o co chodzi i nazbierał całe wiaderko tych cudeniek. Mamy w planach robienie ludzików. Roczniak roczniakiem, ale potrafi już co nieco! I z dnia na dzień chłonie jeszcze więcej.




 A Wy jakie jesienne zabawy planujecie ze swoimi brzdącami? 


Czytaj dalej »

niedziela, 27 września 2015

Ciąża rok po roku - jak szybko opadają emocje?

Kiedy dowiedzieliśmy się o drugiej ciąży ogarnęła mnie radość pomieszana z przerażeniem. Pisałam o tym po części TUTAJ. Potem emocje opadły. Od wizyty na wizytę przerażenie "co to będzie" zostało zastąpione obawą "oby wszystko było w porządku". Dowiedzieliśmy się bardzo wcześnie. W czwartym tygodniu. W szóstym pojawiła się mała biała plamka, lecz dalej była niepewność. Dopiero w ósmym odżyliśmy. Zdjęcie skulonego maluszka, mrugające serce i delikatnie wypukły brzuch tchnął w nas nadzieję. Tchnął radość. I choć naprawdę odetchnę pewnie dopiero na najważniejszej wizycie pierwszego trymestru, która ma się odbyć za tydzień, to serce rośnie każdego dnia. Każdego dnia uzmysławiam sobie, że to się dzieje naprawdę. Że sobie tego nie wymyśliłam. Że za trzydzieści tygodni, końcem kwietnia będziemy już w czwórkę.

Pierwszy trymestr.

Jak mi mija? Czym różni się od pierwszej ciąży? Na pewno jest cięższy do przebycia. Podczas ciąży z Kubą leżałam ile tylko mogłam, mimo ośmiu godzin pracy nie odczuwałam tak zmęczenia. Po pracy - chciałam spać? Kładłam się i spałam. Nie chciało mi się nigdzie wychodzić? Leżałam brzuchem do góry! Ugotować obiad o 13? Za duże mdłości! Zrobię to później. Teraz przyznam szczerze, że najcięższe są te wyrzeczenia. Czas, kiedy marzę o położeniu się, a Jakubek marudzi, bo chce się ze mną bawić lub zwiedzić razem dom. W ostatnich tygodniach nawet zrobienie śniadania było dla mnie problemem, bo mdłości przetrzepały moim żołądkiem więcej niż porządnie. Ale odkąd wkroczyliśmy w dziesiąty tydzień zmieniło się wszystko. Ja mam więcej energii, a i na jedzenie reaguję przychylniej. Po wczorajszej kiepskiej nocy wypiłam nawet słabą kawę. To największy dowód na to, że jest już ok :)

Czas.

W tej ciąży leci znacznie szybciej. Nawet nie zdążę się obejrzeć, a mija kolejny tydzień. Pamiętam, jak przy Jakubku odliczałam dni, skreślałam okienka w kalendarzu i nie mogłam się doczekać kolejnej wizyty. Teraz również na nią czekam, ale już inaczej. Nie zauważam poszczególnie każdego dnia, nie zaczytuję się, co też się dzieje z Bąblem, bo zwyczajnie... nie mam na to czasu. Poświęcam go w stu procentach Jakubkowi i wiem, że dalsze miesiące będą wyglądać podobnie. Pewnie się nie obejrzę, a już będziemy na mecie.

Ciąża rok po roku nie jest łatwą sprawą. Szczególnie, kiedy nie można uniknąć noszenia. Bo całkowicie nie można. Nawet jeśli dziecię jest już samodzielne i sprawnie chodzi. Przyznaję, że kręgosłup boli mnie bardziej niż przy Kubie, ale mam nadzieję, że szybko sytuacja się wyreguluje. Tymczasem już jutro wkraczamy w jedenasty tydzień życia Bąbla. Mdłości odeszły w niepamięć, senność na poziomie plus cztery w skali od jeden do dziesięć, ale to też wina wcześniejszych pobudek Jakubka. Tak długo budził mi się po 7, że naprawdę się przyzwyczaiłam. Ostatnio nie wykracza poza godzinę szóstą, a dwa dni temu przeszedł samego siebie budząc mnie o piątej. I nie mam pojęcia co może być powodem. Usypia tak jak zwykle, między 19, a 20, budzi się rzadziej, wstaje wcześniej. Stan do przetrwania, tyle że znów muszę się przestawić :)

Kwestią podsumowania i tym samym odpowiadając na pytanie tytułowe - emocje opadają na pewno zależnie od sytuacji. U mnie stan przerażenia trwał około trzech tygodni. Teraz jest pełen spokój, luz i oczekiwanie. Jak zwykle - oby do przodu, z podniesioną głową.



Niedziela kreuje się leniwie i tej leniwości i Wam życzę. 




Czytaj dalej »

środa, 23 września 2015

4 dziecięce gadżety, które skradły mi serce

Niektóre rzeczy w naszej codzienności tak się w nią wpisują, że aż trudno wyobrazić sobie bez nich życie. W ciągu ostatniego roku na mojej liście ulubionych pojawiło się pięć takowych pozycji. Dwie pierwsze towarzyszą nam praktycznie od narodzin Jakubka, więc tym bardziej są wyjątkowe! O numerze pierwszym nawet już wspominałam, o tutaj. Przed Wami gadżety, które ułatwiają nam naszą codzienność.

1. Lampka projektor gwiazdek Chicco.

Lampka ta jest niewielką kulą, która od zawsze ma swoje miejsce między naszymi poduszkami. Kiedy Jakubko budzi się w nocy wystarczy, że przyciskam włącznik w kształcie księżyca i na suficie rozbłyskują delikatne gwiazdki. Nie wiem dokładnie ile tak świecą, ale zanim znów nastaje ciemność słodko sobie śpię. Lampka zmienia co kilka sekund kolor, a także posiada osobny przycisk z melodiami (odgłosy natury i dwie przyjemne kołysanki). Potowarzyszy nam jeszcze długo!



2. Pudełko na chusteczki.

Kiedy byłam w ciąży nie pojawiło się ono na naszej liście wyprawkowej, bo gdzieś przeczytałam, że chusteczki wysychają i to zbędny wydatek. Opinii od groma, ale jak już natykasz się na tą negatywną, to jednak jej ulegasz. Jak się cieszę, że w paczce powitalnej od Rossmanna się ono znalazło! Chusteczki nie wysychają, wyciągają się pojedynczo, nie sklejają i co najważniejsze - trzymają ziemi! Będąc w Polsce bardzo się denerwowałam, kiedy wyciągając chusteczkę i mając jedną rękę wolną opakowanie latało aż pod sufit. Produkt godny polecenia.



3. Krzesełko do karmienia Kombi.

Ma swój minus, bo gdy zaczynaliśmy z Kubą blat był trochę za wysoko i musieliśmy podkładać poduszkę, ale jak już troszkę podrósł stało się jego przyjacielem. Dlaczego kombi jest dobre? Bo jeśli trafi Wam się przypadek taki jak nasz, czyli dziecię nie będzie chciało już jeść na wysokościach możecie je rozmontować i stworzyć mu osobisty stolik z krzesełkiem. Plus również za design. Białe drewno cieszy oczy.




4. Namiot/tippi.

Obecnie mimo trzech pokoi Jakubko nie ma swojego. To się na pewno zmieni po przeprowadzce, ale na razie musieliśmy wymyślić, jak ładnie ukryć jego zabawki. Kupiliśmy namiot. Zwykły kolorowy, łatwy do składania i przewożenia. W przyszłym roku na pewno się przyda również w ogródku w Polsce. Zajmuje mało miejsca i trzyma porządek. A w czasie zabawy służy za świetną bazę! Szczególnie z plastikowymi kulkami.


A Wy jakie posiadacie gadżety bez których życie byłoby cięższe? 

Czytaj dalej »

poniedziałek, 21 września 2015

Dobre popołudnie poniedziałku!


Chciałabym Wam napisać, że Jakubko pięknie odstawił się od piersi, ale nie napiszę. Po prostu nie mogę. Nie wiem czy to moja wina, że nie byłam twardsza, mimo późnej godziny i zaspanych oczu, czy Jakubko po prostu nigdy nie zaakceptuje innego mleka. Albo inaczej - czegoś innego niż pierś. Może już tak musi być, że będziemy się karmić do oporu?

W ostatnich dniach trochę zmęczyła mnie ta sytuacja. A tak się starałam! Jakubko, jak zwykle usnął po kąpieli, by po trzech godzinach obudzić się na jedzenie. W ruch poszedł niekapek z miękkim silikonowym ustnikiem - wrzask! Na szybko przelewałam mleko do ulubionego twardszego niekapka - słyszała nas już chyba cała ulica. Jest jeszcze nadzieja! Może podda się przy tej głupiej butelce jednak? Dawno nie słyszałam, by Okruszek tak płakał. R. wziął go w ramiona, próbował utulić, ale on tylko rozpaczliwie wyciągał do mnie ręce i uspokoił się od razu, jak go przytuliłam. Oboje wymęczeni usnęliśmy... przy piersi. Tej nocy budził się dla niej cztery razy. Cztery! Jak nigdy.

I teraz zastanawiam się, czy odpuścić sobie mleko modyfikowane, spróbować z odciągniętym, czy jak Kasia pisałaś - nakarmić porządnie przed spaniem, a później, by R. przejął małego gryzonia, utulił, podał wodę i spróbował uśpić dalej? Będziemy próbować wszystkiego. Najgorsze jest to, że przede mną nagły, szybki wyjazd do Polski dosłownie na dwa dni po odbiór dowodu i nie uśmiecha mi się targać ze sobą Okruszka. Będzie musiał więc zostać z tatą. Szczególnie z tego powodu tak bardzo mi zależy na tym, by już go nie karmić. Oby tylko lepiej współpracował!

Jedzenie zupy opanowane na piątkę. Gdyby tak dorośle oduczył się piersi :)
Pomijając jednak ten szczegół (szczegół, szczególik, spędzający mi sen z powiek :D) dni wyglądają o niebo lepiej. Mnie mdłości powoli opuszczają, wzmogła mi się za to ochota na kwaśne i miętowe. Jeśli to jest blisko, potrafię w miarę przetrwać dzień. Czasem, kiedy Okruszek idzie spać na południe idę spać z nim lub chociaż kładę się i porządnie odpoczywam. Rano po przebudzeniu (6:30 - 7:00) leniuchujemy jeszcze pod kołdrą i przy bajkach. Jemy śniadanie, robimy porządki, bawimy się, szybki wypad na zakupy i pilnuję, by Okruszek poszedł spać nie wcześniej niż o 11. Ostatnio padł mi na spacerze (aura taka, że sama bym padła) o 10. Potem znów chciał iść spać o 16 i tak mieliśmy harce do prawie 22. My padnięci, przytuleni do poduszek i On - Okruszek skaczący nam po głowach. Rodzicielstwo takie piękne :)



Ale spójrzcie tylko na to zdjęcie! Z dnia na dzień Jakubek staje się nie tylko jakiś taki większy, a dużo mądrzejszy i wrażliwszy. Przytula się, kiedy tylko może, całuje, śmieje w głos. Najbardziej lubi, kiedy jest już popołudnie i przychodzi R. Zależnie co wtedy robimy, kiedy tylko widzi go przez okno zaczyna krzyczeć, uśmiechać się i biegnie do drzwi albo ciągnie mnie, bym go tam zaprowadziła (w końcu to znacznie szybsza droga!), uchylam drzwi, pozwalam mu je otworzyć do końca, a wtedy on rozpościera ramionka (dosłownie) i wpada w objęcia taty. Nie sądziłam, że roczniak będzie taki wylewny z uczuciami. I taki bystry.

Jemy wspólnie obiad, a potem jest czas na spacer i to spacer pełną gębą. Rzadko już przebyty całkiem w wózku. Okruszek już tak się rozpędził z chodzeniem, że wręcz biega i wchodzi wszędzie, gdzie tylko może. A najlepiej jest tam, gdzie nie można. Oczywiście. Mimo niepogody staramy się zatem wychodzić z nim jak najczęściej i zahaczamy nawet o plac zabaw.





 Uwielbiam jego uśmiech. Jego radość. Te małe iskierki w oczach, które mówią mi, że jest szczęśliwy. I aż ściska w dołku, że to szczęście powodujemy my - Rodzice. Tego nie można porównać z niczym innym. To rozpiera i wypełnia. Mimo zmęczenia. Mimo wszystko.

W tamtym tygodniu znów się zaniedbałam, ale na nadchodzące dni szykuję dla Was Post moich ulubionych gadżetów dziecięcych, a także Wpis czysto emocjonalny, czyli - Co czuje ciężarna z roczniakiem u boku. Zaglądajcie do nas koniecznie!

Czytaj dalej »

poniedziałek, 14 września 2015

Krzesełko do karmienia - rozmontowane. Odstawienie od piersi - w toku.

Dobre ranko!

Przez tydzień trzymaliśmy się trochę na uboczu, ale jakoś nie mogłam się ogarnąć osobiście, a co dopiero jakikolwiek Wpis tutaj. Dni mijają zawrotnie, co pokazuje ostatnia wizyta u ginekologa. Ledwie niedawno patrzyliśmy na dwie kreski na teście i chwilę potem czarny ekran podczas usg, a w piątek mrugał do nas swoim serduszkiem skulony maluszek. Ma dopiero ponad centymetr, a tak wojuje!

Najgorzej ogarnąć mdłości, choć i na nie powoli mam sposób. Najlepiej się sprawdza herbata miętowa o smaku cytrynowym i ta czarna ze szczyptą imbiru. Kawę, nawet tą inkę odrzuciłam. Zwyczajnie mi nie smakuje. Żurek jednego dnia zjadłam z apetytem, by na drugi dzień prawie wylądować w toalecie z samego zapachu. Zapomniałam, że ciąża, to taka śmieszna rzecz :D jutro mam wizytę w Laboratorium na pierwsze badania krwi i pierwszy wpis do Mutterpass. Dowodu Mamy. W wolnym tłumaczeniu ;) ogólnie, to całkiem inne są teraz te wizyty. Musimy pilnie analizować pracę R., tak by wypadało mu wtedy wolne. Normalnie R. nigdy nie opuścił ani jednego badania przy Kubie i tak chce robić też przy obecnej, ale teraz dodatkowo jest inaczej, bo do tego wszystkiego dochodzi Jakubek, którym trzeba się zająć. I tak ostatnio oglądał swojego brata/siostrę na ekranie, komentując jednoznacznie - potężnym beknięciem ;)

Powolne, jesienne dni.

Mimo niepogody staraliśmy się z Jakubkiem, jak najlepiej wykorzystać czas. Ruch służy zarówno jemu, jak i mi. R. w minionym tygodniu miał na popołudnie, więc ranki spędzaliśmy razem, potem Jakubek szedł na drzemkę (zredukowała się do jednej), zazwyczaj ja z nim, a kiedy już wstaliśmy szykowałam obiad, jedliśmy i wychodziliśmy na plac zabaw.  



Okruszek zmienia się każdego dnia. Dosłownie. Każdego dnia zaskakuje nas czymś nowym, a jak już nie nową umiejętnością, to ogólnie swoim obyciem. Takim... dorosłym. Rozumie praktycznie wszystko co do niego mówimy, reaguje na prośby. Na zakazy już trochę mniej :D ale pracujemy nad tym! Bo przecież to czego 'nie wolno' jest dużo bardziej atrakcyjne i dużo ciężej nad tym zapanować.

Krzesełko do karmienia.

Trzeba było trochę zmodyfikować. Teraz na prawdę bardzo się cieszę, że zakupiliśmy to Kombi, które potem można rozłożyć na stolik i mini krzesełko. Jakubek co prawda jeszcze nie używa stolika, bo woli jeść przy jednym stole z nami, ale ono przyda się na później, kiedy zacznie swoją zabawę z kolorowaniem. I tak odkąd pojawił się ostatni Post o jedzeniu radzimy sobie tak:



Czy jest więcej bałaganu? O dziwo nie. Myślę, że skoro bąbel dojrzał do takiej formy spożywania posiłków, to i dojrzał do większej czystości. No i teraz w ruch idzie łyżeczka widelec. Jest spota różnica. Widelcem już ciężej rozpaprać jedzenie przed sobą :) co najciekawsze łyżeczka nie sprawdza się jedynie przy kaszkach, za którymi bądź co bądź Jakubek nie przepada, ale przy zupach. Zwykłych zupach, które jemy i my. Największym hitem stał się żurek. Taki z jajkiem i kiełbasą, z moczonym chlebkiem, który jako jedyny był łapany w rączki. Reszta lądowała w buzi z pomocą łyżeczki. Kiedy on się tego nauczył?!



Duża zaletą na pewno jest uzębienie małego gryzonia. Widzicie te zębole?! Teraz nie ma rzeczy, z którą by sobie nie poradziły. Na razie jest ich dalej dwanaście. Ostatni katar i ślinienie się nie przyniosło nic nowego, choć tak myślałam, że coś się pojawi. Szczególnie, że noce są różne. Czasem kilka razy w ciągu nich kursuje od łóżeczka do łóżka, a rano moje piersi są doszczętnie eee odessane :D

Własnie. Tu pojawia się mój dylemat. Bo ja nadal karmię Jakubka (tylko na wieczór i w nocy), a wizja karmienia dwójki jakoś mi się nie dziwi. Poza tym słyszałam też o niekorzystnych rezultatach takiego karmienia dziecka, kiedy w brzuchu kolejne? Przed nami weekend odstawiania. Chcę zrobić, to z R., a w tygodniu zwyczajnie nie będzie jak. Nie wiem też, czy próbować butelki, czy też od razu postawić na niekapka albo kubeczek. Jakoś nie wyobrażam sobie, że Jakubek w ogóle dopuści do siebie coś innego niż miękkość piersi. Butelka jest do niej najbardziej zbliżona, ale. Za dużo tych ale. Będziemy próbować, a o naszym odstawieniu na pewno pojawi się Post.

Miłego poniedziałku!




Czytaj dalej »

wtorek, 8 września 2015

Raz, dwa, trzy, zjesz i ty! Przy stole...

Dawno nie spędzaliśmy tak leniwie weekendu. Ale to chyba kwestia pogody. U Was też temperatura tak ostro spadła, a zza chmur częściej wygląda deszcz niż słońce? Tymczasowo dzielnie przyjmujemy to na klatę, ale jak tak dalej pójdzie zanudzimy się w domu z Okruszkiem! Choć on potrafi sobie wynaleźć tak absurdalną zabawę, że się tak bardzo o niego nie boję. A i ja jak na razie bym tylko leżała i leczyła mdłości herbatą miętową, na przemian z imbirową. Ta ciąża daje mi się we znaki, nawet mocniej niż przy Kubie, choć to może teraz zmiana perspektywy. O tym w szczegółach napiszę, gdy skończymy pierwszy trymestr. Możecie się spodziewać takiej małej porównywarki ciąż.

Dziś tymczasem na pierwszy plan wysuwa się cudowny poranek przy pobudce o ósmej(zawsze musi być ten pierwszy raz!) i popołudnie okraszone małym zgrzytem karmieniowym. O spaniu piszę śmiało, bo jak jutro ma mi się obudzić o piątej, to i tak to zrobi, nawet bez gadania o tym. A przecież trzeba napisać, jakie to piękne było! No i wózek zniknął z naszej sypialni. W dzień jedna drzemka koniecznie w łóżeczku, a w nocy albo owe łóżeczko albo nasze. Uwielbiam, jak rano się wtula!



Przejdę jednak do tematu głównego. Jedzenie. Od początku w naszej codzienności króluje Blw i tutaj nic się nie zmieniło. Tyle tylko, że Okruszek nauczył się już posługiwać łyżeczką i widelcem. Problemem(?) stało się miejsce jego posiłków.  Sprawa toczy się już trzeci dzień i Jakubek każdą próbę wsadzenia go do krzesełka do karmienia wieńczy ostrym krzykiem, jakby owe siedzisko go parzyło. Nie pomaga nic. Uspokajanie, zagadywanie - wszystko na marne! To nie to, że nie chce jeść. On nie chce jeść TAM. Dopiero sprowadzony na ziemię się wycisza i kiedy podajemy mu talerz z jego jedzeniem do naszego stołu zabiera się za pałaszowanie. Dosłownie. Pochłania wszystko co ma na talerzu. W niedzielę tylko pogardził jakimkolwiek posiłkiem, ale za to już wczoraj zajadał się kotlecikami z kaszy jaglanej i indyka, a dziś ku mojemu zdziwieniu zjadł pulpety w sosie pomidorowym i ziemniaczkami, bez najmniejszego pobrudzenia wszystkiego dookoła!

Jeszcze z tamtego tygodnia.

Pytanie - co mam robić? Kupić mu małe krzesełko, które da się podstawić pod stół? Nie mamy jadalnianego stołu (moje marzenie) i posiłki spożywamy w salonie. Czy odczekać chwilę aż mu minie? Minie mu w ogóle?

Piszcie mi tu szybko, czy Wy również macie/miałyście taki problem! A jak nawet nie, to czy znacie jego rozwiązanie chociaż :D 
Czytaj dalej »

piątek, 4 września 2015

Ach te przyzwyczajenia!

Ciężko pozbyć się starych przyzwyczajeń. Te, które trwały rok również wpisują się poniekąd w życie. I tak myśląc o piątku chciałam Wam bardzo napisać co u Okruszka. Potem pomyślałam, że przecież miało nie być Okruszkowych Tygodni! Ostatecznie rzeczywiście ich nie ma, ale i tak pojawia się ten oto Post :D

To nie jest tak, że skończę Wam pisać o Jakubku. Chciałabym po prostu robić to rzadziej. Zostanę przy miesięcznym podsumowaniu, a w międzyczasie na pewno będą się pojawiać migawki z naszego życia. Takie jak ta.

Nowe umiejętności

Ostatnie dni były bardzo owocne. Mnie wraz z siódmym tygodniem ciąży napadły potworne mdłości, ale za to ożywiony Jakubek stał się ciekawszy otaczającego świata, czulszy, kochańszy, mądrzejszy, rozgadany... Spokojniejszy taki w ogólnym obyciu. Zrozumiał, że kończąc rok nie może się już zachowywać, jak mały dzidziuś. No przecież! ;)

I tak nauczył się wstawać z siedzącej pozycji. Wcześniej kiedy upadł raczkował do najbliższej ściany, krzesła, czy czegokolwiek innego na czym mógłby się podźwignąć, a teraz po prostu wspiera się na rękach, wypycha pupę i trzymając równowagę odrywa rączki od podłogi. To takie kochane! Dla mnie też pewne odciążenie, bo czasem nie widząc pomocy musiałam podchodzić do niego, schylać się i go podciągać. Teraz jest coraz bardziej samodzielny.




Ostatnie dni to też przełom w jedzeniu, bo Okruszek całkiem sprawnie je łyżeczką i widelcem. A najlepsze co może być, to zasypianie. Wiedząc już o drugim dziecięciu w drodze, zrobiłam sobie listę rzeczy, które chciałabym nauczyć Jakubka przed pojawieniem się Kruszyny na świecie. Jedną z rzeczy było zasypianie w łóżeczku. I tak od środy rzeczywiście się zawzięłam i położyłam go do tego łóżeczka. Najpierw była bajka, a potem kiedy zaczęło się większe marudzenie, położyłam go, otuliłam kołdrą, przytuliłam do misia i zaczęłam śpiewać kołysankę, jednocześnie delikatnie bujając łóżeczko. Po trzech dniach bujam już mniej i myślę, że z czasem pozbędziemy się tego szczegółu już na dobre. Problemem zostają jedynie noce, gdzie Kuba często wybudza się z płaczem, nie chce piersi, a tylko położenie do wózka i zakołysanie daje efekt. Dziś muszę spróbować odkładać go do łóżeczka. Nawet kosztem braku snu. No i pytanie - dlaczego się wybudza? Dlaczego tak strasznie płacze? Zęby? Na tapecie mamy miniony już katar i ostre ślinienie się, ale żeby tak od dwóch tygodni taki płacz? Kiedy to się w końcu skończy :D



Same widzicie, że całkiem u nas kolorowo. Mimo nocy więcej plusów niż minusów. I mam nadzieję, że tak się utrzyma!

Na koniec moje ulubione zdjęcie z tego tygodnia. Pomocny Okruszek i fakt, że od dwóch dni mówi "mama". Co prawda jeszcze nie bezpośrednio do mnie, choć już powoli załapuje, ale to takie kochane i ściskające w środku, kiedy dziecię chodzi po domu i na pierwszym planie nuci "mamama mama", a kiedy zapytam: "Kuba? Mama?", to patrzy bystrze, uśmiecha się i śpiewa sobie dalej. Przełomowy ten tydzień, jak nic.


Czytaj dalej »

środa, 2 września 2015

Rodzeństwo - kiedy najlepiej?

Dobre popołudnie!

Ledwie Jakubek skończył rok, a ja wyskakuję z takim tematem! ale w sumie, po co czekać? Od poniedziałku urzęduję z nim przez cały ranek sama, tak do 14, 15 i choć myślałam, że będzie ciężko jest naprawdę super! Dogadujemy się, jak nigdy. Udaje mi się ogarnąć dom, zakupy, gotowanie, wszystko okraszone małą pomocą Okruszka i jeszcze mam czas dla siebie. W najbliższym czasie dokładnie opiszę, jak mi się to udaje, a tymczasem pora napisać o tym rodzeństwie właśnie. Zastanawiacie się czasem nad nim? Macie już konkretne plany, czy zostawiacie tą sprawę przypadkowi? Poniżej możecie przeczytać o tym, co ja o tym myślę.



Z doświadczenia.

Zanim pojawił się Jakubek, a może jeszcze przed pojawieniem się R., kiedy myślałam o rodzinie widziałam siebie, męża i trójkę dzieci. Na pewno nie jedno, dwójkę obowiązkowo, a trzecie w późniejszym czasie wymarzone. I chciałam, by drugie urodziło się stosunkowo niedługo po pierwszym.

Dlaczego? Pewnie trochę dlatego, że sama przeżyłam, jak to jest z niedużą różnicą wieku. Wciaż przeżywam. I mogę potwierdzić, że jest to świetna sprawa. Między mną, a bratem jest dokładnie 19 miesięcy różnicy, między nim, a siostrą 31. Ostatnia Sylwia urodziła się po trzech latach. I choć może na początku było mojej mamie ciężko, to potem bawiliśmy się wszyscy w czwórkę, opiekowaliśmy nawzajem, sprzątanie też sprawniej szło. Czasem :D Niestety najmłodsza zawsze jakoś odstawała od naszej trójki. Teraz się to powoli zmienia, to chyba kwestia przejścia przez TEN wiek (13 - 15 lat).

Model 2 + 1

Obserwuję teraz jeden fenomen. Posiadanie jednego dziecka. Wśród moich znajomych najmłodsze ma trzy latka i nic się nie zanosi, by na świat miało przyjść kolejne. I nie mówię tu o znajomych w Polsce, gdzie mogłabym nawet zrozumieć nie staranie się o kolejne dziecko ze względów finansowych. To się dzieje tu, w Niemczech. Patrzę na te cztero- pięciolatki, które łakną zabawy, towarzystwa i trochę mnie tak ściska w środku. Nie potępiam takiego wyboru, ale sama osobiście nie chciałabym, by moje dziecko odczuło domową samotność. Chciałabym dwójkę, która będzie się wychowywać prawie po równo. Którą z początku może i będzie dzielić ta przepaść, ale patrząc teraz na mojego Jakubka, wiem, że minie ona szybko, praktycznie w kilka miesięcy.

Matka wariatka?

Mojemu przekonaniu towarzyszył strach. Zrodził się wtedy, kiedy wzięłam pod uwagę poprawkę, jaką jest ciąża. Ciąża, która trwa 10 miesięcy. Toż to prawie rok! Chcąc mieć zatem dwuletni odstęp między dwójką, powinnam zacząć działać już teraz. Właśnie na to wychodzi. A TO może się wydawać nieco przerażające dla innych. Bo przecież "tak szybko", "pierwsze ci się nawet dobrze nie odchowało", "a co z odpoczynkiem? zaszaleniem?". Rozumiem, że mogę się spotkać z niezrozumieniem. Z tą kosmicznością. Bo to rzeczywiście kosmos! Przy nodze roczniak, ciągnący za spodnie, by wziąć go na ręce, wymagający ciągłej uwagi, a ja myślę o kolejnym maleństwie! Widzę to jednak w inny sposób. Widzę odchowanie dwójki blisko siebie, w miłości, wspólnym zgraniu, widzę pierwsze dziecię samodzielne i zaradne, podające smoczek bratu, czy siostrze. I kompletnie nie wyobrażam sobie "odpoczywania", "szaleństwa" z jednym, więc po co mam odkładać tą decyzje na później?

Będąc w Polsce przydarzyło mi się zrobienie testu ciążowego - negatywnego! Poczułam z jednej strony radość, bo Jakubek wydawał mi się wciąż taki malutki, a z drugiej smutek. W końcu moje marzenie wciąż przesuwało się w czasie. Stwierdziłam wtedy, że nie można bać się marzeń. Jeżeli pragnę drugiego dziecka, to znaczy, że jestem na nie gotowa. I jeśli się pojawi na pewno wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży. A Jakubek w czasie rozwiązania przecież wcale już nie będzie taki malutki! W końcu będzie miał już 20 miesięcy!

Tak! Po takim oto wstępie czas na tą najważniejszą wiadomość. Moje drogie. Drodzy. Od trzech tygodni wiem, że pod moim sercem rośnie kolejna kruszyna. Jak się czuję? Jestem przerażona! Ale też szczęśliwa. I na pewno o tych uczuciach napiszę szczegółowo w kolejnym Wpisie. A tymczasem wyskakujcie szybko z szoku i napiszcie mi koniecznie co myślicie o niedużej różnicy wieku między rodzeństwem!


Czytaj dalej »