Co najbardziej mnie zaskoczyło, to to że się da. I to całkiem bezboleśnie. Oczywiście cały czas podziwiam mamy, które decydują się na drugie dziecko jeszcze wcześniej niż my. Ze swojej strony, jeśli chodzi o ciążę, mogę powiedzieć, że nasze ramy czasowe okazały się bardzo znośne, co więcej - przyjemne. Teraz pod koniec jest co prawda bardzo ciężko, ale i z Kubą było mi ciężko, a dziecię me, jakby rozumiało, że nie jestem zdolna do harców i ciągłego latania, więc daje mi spokojnie odpoczywać. Naprawdę. Aż czasem mi szkoda, że nie mogę zrobić tyle ile bym chciała. Poturlać się, powygłupiać, poskakać. Odwdzięczę się, jak już tylko będę mogła!
Był pełen szoku.Towarzyszyła mu radość, ale również totalne przerażenie. Chciało się tego tak bardzo, a jak w końcu marzenia się ziściły człowiek wariował i zastanawiał się czy da radę. Dodajcie do tego ciążowe hormony i mdłości, a powstaje mieszanka wybuchowa. Mieszanka, która na szczęście szybko się unormowała. Żyłam zwyczajnie, jak dotychczas. Przez kilka tygodni co prawda walczyłam z nudnościami, ale wymioty mnie ominęły. I to właśnie było największe zwycięstwo pierwszego trymestru.
Zaskoczył mnie szybko rosnącym brzuchem. Z Kubą musiałam czekać aż do połówki, by ujrzeć znaczne zmiany, a tutaj już przy wstępie do drugiego etapu ciąży rozglądałam się za spodniami ciążowymi i żegnałam ze zwykłymi dżinsami. Brzuch rósł mi bardzo szybko i teraz jest znacznie większy niż pod koniec pierwszej ciąży i niestety są też tego przykre następstwa w postaci rozstępów. Wszędzie. Na udach, brzuchu, biodrach. Z jednym dniem, nie do ogarnięcia. Po porodzie trzeba będzie się nimi porządnie zająć.
Pod względem samopoczucia było naprawdę dobrze. Miałam sporo energii, zapału, kompletowałam wyprawkę noworodkową i ogarnęłam przeprowadzkę oraz urządzenie się na nowo. Miło wspominam ten drugi trymestr. Często mówiłam, że gdyby nie wystający brzuch i podrygiwania młodego nie wiedziałabym nawet, że jestem w ciąży.
Jest chyba najgorszy. Brzuch coraz bardziej daje się we znaki, termin zbliża wielkimi krokami i lekko przeraża, a kiedy już wybija godzina zero denerwujemy się, że nic się nie zaczyna. I spójrzcie! Już jutro wypada mój wielki dzień, a tu cisza.
Na piątkowej wizycie u lekarki usłyszałam, że ona się ze mną żegna na dobre, że w poniedziałek rano nie chce mnie widzieć. Rozwarcie trzyma się przy 4 cm i aż nie chce mi się wierzyć, bo przecież tyle miałam rano w dzień porodu z Kubą, a po 13 był już z nami. A teraz? Męczę się ze skurczami, z bólem krzyża, ale wszystko wybucha i nagle gaśnie. A ja zdezorientowana skaczę sobie na tej mojej piłce, podryguję na szarfie z podestem i czekam. R. od czwartku na urlopie, moja mama od wczoraj gotowa by czuwać przy Kubie, a Brzuszkowy ma to w nosie :) Obstawiamy, czy dotrwam na wizytę jutro o ósmej rano? Kiedy znajomi słyszą, że mam takie rozwarcie dziwią się, że już nie rodzę, a ja stwierdzam, że chyba nie jestem zdolna do porodu bez wzmacniaczy i grzecznie czekam do tego poniedziałku. A nuż lekarka wyśle mnie wcześniej do szpitala? Poproszę bardzo!
Czytaj dalej »
1 Trymestr
Był pełen szoku.Towarzyszyła mu radość, ale również totalne przerażenie. Chciało się tego tak bardzo, a jak w końcu marzenia się ziściły człowiek wariował i zastanawiał się czy da radę. Dodajcie do tego ciążowe hormony i mdłości, a powstaje mieszanka wybuchowa. Mieszanka, która na szczęście szybko się unormowała. Żyłam zwyczajnie, jak dotychczas. Przez kilka tygodni co prawda walczyłam z nudnościami, ale wymioty mnie ominęły. I to właśnie było największe zwycięstwo pierwszego trymestru.
2 Trymestr
Zaskoczył mnie szybko rosnącym brzuchem. Z Kubą musiałam czekać aż do połówki, by ujrzeć znaczne zmiany, a tutaj już przy wstępie do drugiego etapu ciąży rozglądałam się za spodniami ciążowymi i żegnałam ze zwykłymi dżinsami. Brzuch rósł mi bardzo szybko i teraz jest znacznie większy niż pod koniec pierwszej ciąży i niestety są też tego przykre następstwa w postaci rozstępów. Wszędzie. Na udach, brzuchu, biodrach. Z jednym dniem, nie do ogarnięcia. Po porodzie trzeba będzie się nimi porządnie zająć.
Pod względem samopoczucia było naprawdę dobrze. Miałam sporo energii, zapału, kompletowałam wyprawkę noworodkową i ogarnęłam przeprowadzkę oraz urządzenie się na nowo. Miło wspominam ten drugi trymestr. Często mówiłam, że gdyby nie wystający brzuch i podrygiwania młodego nie wiedziałabym nawet, że jestem w ciąży.
3 Trymestr
Jest chyba najgorszy. Brzuch coraz bardziej daje się we znaki, termin zbliża wielkimi krokami i lekko przeraża, a kiedy już wybija godzina zero denerwujemy się, że nic się nie zaczyna. I spójrzcie! Już jutro wypada mój wielki dzień, a tu cisza.
Na piątkowej wizycie u lekarki usłyszałam, że ona się ze mną żegna na dobre, że w poniedziałek rano nie chce mnie widzieć. Rozwarcie trzyma się przy 4 cm i aż nie chce mi się wierzyć, bo przecież tyle miałam rano w dzień porodu z Kubą, a po 13 był już z nami. A teraz? Męczę się ze skurczami, z bólem krzyża, ale wszystko wybucha i nagle gaśnie. A ja zdezorientowana skaczę sobie na tej mojej piłce, podryguję na szarfie z podestem i czekam. R. od czwartku na urlopie, moja mama od wczoraj gotowa by czuwać przy Kubie, a Brzuszkowy ma to w nosie :) Obstawiamy, czy dotrwam na wizytę jutro o ósmej rano? Kiedy znajomi słyszą, że mam takie rozwarcie dziwią się, że już nie rodzę, a ja stwierdzam, że chyba nie jestem zdolna do porodu bez wzmacniaczy i grzecznie czekam do tego poniedziałku. A nuż lekarka wyśle mnie wcześniej do szpitala? Poproszę bardzo!