czwartek, 29 października 2015

Jakubek - 14 miesiąc życia.

Kolejny dwudziesty dziewiąty dzień miesiąca! 

Już czternasty tak ważny. Jego większość spędziliśmy z Jakubkiem w Polsce. I mimo tęsknoty bardzo cieszyłam się tym czasem, szczególnie, że kolejny raz w kraju pojawimy się pewnie dopiero w maju. Pewnie, bo kwietniowy poród i te sprawy ;p

Jakubek rozwija się z każdym dniem. Już sam jego wygląd, mimika mówią za siebie. To już taki mały chłopczyk! Chłopczyk, który ma swój charakterek. Potrafi śmiać się do łez, rozbroić jednym uśmiechem i świetnie zdawać sobie z tego sprawę, ale też tupnąć i pokazać swoją złość. Z tą złością zaczynamy powoli walczyć, bo czasem przybiera naprawdę pokaźne rozmiary, widoczne w rzucaniu się, spazmach, kładzeniu na ziemi i krzyku. Nie sądziłam, że takie małe dziecko może się tak buntować.

A minę mieć tak niewinną :)
Po powrocie dopadło nas też przeziębienie. R. zaraża skutecznie ;p Najpierw leżał on, potem w ostatnią niedzielę Kuba obudził się z pokaźnym katarem, a we wtorek odleciałam ja. Na szczęście bezgorączkowo, ale co to jest za koszmar. Serio, nie wiem kiedy ostatnio chorowałam. Pamiętam jedynie kaszel w ciąży z Kubą. Ciąża obniża moją odporność, a mogę się leczyć jedynie domowymi sposobami. Szczęście, że istnieją chociaż naturalne tabletki na gardło! Dziś jest znacznie lepiej, a Okruszek dalej z katarem, który powoli zaczynam przypisywać jednak zębom, dokładniej trójkom.
Dziąsła są nieźle zmasakrowane, a Jakubek w nocy płaczliwy i bardzo się kręci. Choć tej nocy było inaczej, lepiej. Zdarzyła się nawet sytuacja, która do teraz wywołuje mój uśmiech!

Ogólnie Jakub śpi więcej w swoim łóżeczku niż z nami. Zabieram go tylko wtedy, kiedy się przebudzi i nie da się go uspokoić. Najczęściej kończy się piersią. Potem Jakub się odrywa i śpi dalej. Niekiedy jego spanie jest jednym wielkim turlaniem się pomiędzy mną, a R. I tak tej nocy musiałam jakoś nie zakodować, że potem się wybudził i przeniosłam go do łóżeczka, bo nagle czuję dużo większą głowę niż jego koło swojej szyi i obejmuje mnie dużo większa ręka. Obudziłam się natychmiast, odwróciłam i zaczęłam szukać między mną, a R., a nawet pod nim ;p naszego brzdąca. Okazało się, że słodko sobie śpi w łóżeczku. Tej nocy w ogóle wyjątkowo dobrze spał. Oby było już tylko lepiej.


W Polsce Jakub pokazał swoją wrażliwość w stosunku do bliskich mu osób i do zwierząt. Naszego domowego Nera, to myślałam, że zagłaska i zacałuje na śmierć. A mama bała się, że z tego jego dokarmiania psiak w końcu pęknie. Sami zobaczcie!



Po przyjeździe natomiast Okruszek wpadł w szał zabawy. Teraz autko i rowerek przestało być tylko grającą maszyną, ale można było się wozić po całym mieszkaniu! Ale nie samemu, o nie. R. swoje przeżył, ciągle w ruchu :) Kuba jest nieustępliwy. Podchodzi, bierze za rękę i ciągnie za sobą, tak silnie i tak długo, aż w końcu mu się ulegnie. Nie pytajcie mnie, jakim cudem rowerek nie zawalił się pod R. Firmę mogę w tym temacie polecić z całego serca ;p


Na uwagę zasługuje też nieodłączny rekwizyt w postaci "kasku". Dotychczas Jakub nie lubił, jak mu się coś wkładało na główkę, a teraz ciągle chodzi z tym wiaderkiem i rozczula nas do cna.



Ten miesiąc to także piękna jesień. Taka słoneczna i pachnąca liśćmi, moja ulubiona. 






 Na koniec zdjęcie bonusowe. Nasza trójka... eee czwórka?


Mam nadzieję, że listopad będzie równie pozytywnym miesiącem. Może nawet uda się przespać choć jedną noc w całości? (ochhh dajcie chociaż pomarzyć!)

Miłego czwartku!


Czytaj dalej »

wtorek, 27 października 2015

Gdy dziecię śpi... śpisz i Ty?

Chciałybyśmy, co? Wtulić się w cieple ciałko i odpłynąć na błogie dwie godzinki. Jedną. Choćby pół! A nawet jeśli nie, to zamknąć oczy i dać im trochę odpocząć. Od telewizora, laptopa, smartFona. Od ekranów, od garów, schaboszczaka, od umazanej kremem buzi dziecięcia. Co robisz, gdy Twoje dziecię śpi?

Odkąd druga ciąża zaczęła dawać o sobie znać w postaci ciągłego zmęczenia zaczęłam kombinować, jak najlepiej wykorzystać czas aktywności Jakubka, by potem podczas jego drzemki móc się z nim położyć. I choć teraz mam więcej energii postępuję dokładnie tak samo, by te chwile "spokoju" nie przeleciały mi przez palce na skreślaniu z listy piętrzących się obowiązków domowych. Czasem przy gorszym dniu się kładę. Częściej jednak wykorzystuję tą chwilę na Bloga, na maile, czy na kilka kartek książki, która wciągnęła mnie na dobre podczas podróży Polska-Niemcy. O niej na pewno kiedyś wspomnę, a tymczasem zapraszam Was na moje pięć trików, które zwyczajnie ułatwiają mi życie.

1. Ziemniak 'ba'.

Praktycznie przez całe przygotowywanie obiadu Jakubko jest ze mną w kuchni. Obranie ziemniaków nie jest wcale takie trudne z małym dzieckiem. A to, że większość obranych już ziemniaków ląduje w koszu ze słowem 'ba', to wcale nie taki wielki problem! I na nic tłumaczenie, że tylko obierki są 'ba', a ziemniaczek za niedługo będziemy jeść na obiadek. Na nic. Ziemniak notorycznie ma kierunek śmieciowy. Gotowanie ryżu, czy kasz jest zdecydowanie dużo prostsze.


2. Gotowanie.

Jak już ziemniaki są obrane i postawione, przychodzi czas na dodatki. Tu może być różnie, ale zazwyczaj jest tak, że Jakubek potrafi zająć się sam. Czytaj - znosić do kuchni zabawki, bawić się miotłą, zmiotką, wisieć mi przy nodze, bo to co się dzieje na blacie jest na pewno dużo ciekawsze, niż przyziemne zajęcia. Więc, jak już następuje etap ostatni przenoszę się niżej i pozwalam mu aktywnie uczestniczyć w gotowaniu. Trzeba coś zamieszać? Nie ma problemu! Zmiksować? Okruszek mistrzem podtrzymywania miksera! I choć marzę o urządzeniu, które w całości wykona za mnie obiad i jeszcze ładnie go poda, to na razie muszę sobie jakoś radzić :)


3. Robienie prania.

Wasze dzieci też tak ciągnie do pralki? Jakubek jednak idzie o krok dalej, bo potrafi ją otworzyć, włożyć kilka ubrań, zamknąć, pokręcić pokrętłem, a również sięga po płyn do płukania i gdyby mógł zaaplikowałby go razem z proszkiem. Pranie zrobione? Do obiadu wszystko przygotowane? Czas na drobne porządki!


4. Drobne porządki.

Nie od dziś wiadomo, że dziecko najchętniej bawi się tym czym mu nie wolno. Jego ulubionym elementem sprzątającym jest Pronto. Oczywiście z nieodłączną towarzyszką ściereczką. I choć w tym pakiecie nie zostawiłabym go samego, to jak mam na niego oko pozwalam mu na więcej. Co ciekawe, rzeczy te nie lądują u niego w buzi, a... robią to co do nich należy. To naprawdę zadziwiające, jak dzieci potrafią obserwować i powtarzać. Jakubek "mazia" środkiem stół i przeciera go ściereczką. I tak potrafi zająć się tym stołem, zajrzeć mi do wiaderka, zamoczyć ręce, że nim się obejrzę, a w salonie panuje ład, a po kurzach ani śladu.


5. Duże porządki.

Ostatni punkt z przymrużeniem oka, bo odkurzanie, czy mycie podłóg zostawiam na czas, kiedy R. jest w domu. Chociaż układanie w szafkach da się zrobić nawet z dzieckiem. Ale! Jeśli już naprawdę musicie odkurzyć, to może dobrze pozwolić to zrobić samemu dziecku? ;)



Trik tak naprawdę skłania się ku jednemu - robienie porządków z dziecięciem. Z moim 14 miesięcznym brzdącem nieźle dajemy sobie radę. A potem on idzie spać, a ja razem z nim, albo tak jak dziś biorę błogi prysznic i kończę Posta :)

A jak Wy radzicie sobie z obowiązkami domowymi przy małym dziecku? 
Czytaj dalej »

piątek, 23 października 2015

Cisza na Blogu - cisza w nas.

Będąc w Polsce wyciszyłam się. Takie czekanie, nieświadomość terminu ponownego zobaczenia się z R. było mocno dobijające, trochę męczące. Miałam takie plany na pisanie Postów, a życie wszystko zweryfikowało. Okazało się, że miałam mniej na to czasu. Zawsze coś było do zrobienia, Kuba często trafiał swoją drzemką w spacery, a jak w końcu udało mi się spokojnie usiąść, to opuszczały mnie chęci. Pogoda również zrobiła swoje, ciągły deszcz wyciszał podwójnie.

Jesteśmy już jednak w domu. I jak zawsze ciężko było mi wracać, tak teraz wracałam z utęsknieniem. Dom tam, gdzie Twoi bliscy. Gdy jesteśmy z R. razem w Polsce trudniej nam wyjeżdżać. Co tu dużo mówić, naszym miejscem jest Polska. Jednak dom tymczasowo mamy tutaj, w Niemczech. I cieszę się nim ogromnie, tą swoistością. Szkoda jedynie, że nie mamy go w innym miejscu na ziemi.

Niemniej wróciliśmy, wyściskaliśmy i ukochalismy R.. Wysłuchaliśmy, że już nigdy więcej nas samych nie puści i od dziś ruszyliśmy z naszą codziennością. Poranne wylegiwanie się na kanapie, oglądanie bajek, robienie kawy, szykowanie śniadania i wspólne spożywanie go wśród ogólnego rozgardiaszu. Jakubek po przyjeździe wyciągnął z namiotu wszystkie swoje zabawki i z każdą z nich musiał się "przywitać". Okazało się wtedy, że załapał, jak się odpychać na autku i zabawy było jeszcze więcej!

W międzyczasie urósł mi brzuch i w czternastym tygodniu wyglądam tam, jak w dwudziestym w ciąży z Jakubkiem. Serio. A mimo to waga leci mi w dół i sama już nie wiem, czy to wynik pierwszego trymestru, gdzie jadłam jak ptaszek, czy... sama nie wiem? Za tydzień mamy kontrolę u mojego ginekologa i wszystko się okaże. Może okaże się też nawet, czy w brzuszku kryje się chłopczyk, czy dziewczynka? Obstawiamy? :D R. zarzeka się, że trzeba będzie kupić kilka spódniczek i w sumie wszyscy to potwierdzają. W koło słyszę tylko "parka", "wnuczka", "małe warkoczyki", a ja czuję, że jak na złość tym wszystkim pojawią się małe jajeczka ;p złość, nie złość. Bardzo będę cieszyć się z chłopczyka. Myśląc o tym wyobrażam sobie Jakubka i jego młodszego braciszka. Wszystko się okaże. Najważniejsze, że jak na razie czuję się świetnie, a z ostatnich badań wynika, że maluszek również. Choć nie powiem zżera mnie już ciekawość. Jest całkiem inaczej, kiedy do brzucha można już mówić po imieniu :)


W najbliższych dniach będę się starał nadrobić zalegające w Roboczych Posty, jednak następnego możecie się spodziewać dopiero po weekendzie. W końcu R. ma wolne, pogoda szykuje się bezchmurna, więc nie ma innej opcji, trzeba z tego skorzystać. Poniżej kilka naszych zdjęć jeszcze z Polski. Dość trudno było mi je przebrać, bo najwięcej z nich przedstawia Okruszka i Nera, psa mamy, którzy byli kamratami nie do rozłączenia w ostatnich tygodniach! Aż żal mi i chciałabym psiaka, ale to na pewno może poczekać :p






Czytaj dalej »

czwartek, 8 października 2015

Podróż z niemowlakiem autokarem - bać się, czy się nie bać?

Po ponad tygodniu jesteśmy z powrotem! Jeśli jesteście ciekawi, jak przygotować się na podróż z roczniakiem autokarem i jak przetrwać te dwadzieścia godzin, to zróbcie kawę, rozsiądźcie się i na koniec nie zapomnijcie napisać w komentarzu: "podziwiam" :D.

Już sama myśl o tym, jak to będzie mnie przerażała. Bałam się nieprzychylności innych pasażerów, bałam się usypiania Jakubka. Zgodnie z najnowszą ustawą nie miałam obowiązku brać fotelika i jak z dużo mniejszym dzieckiem nawet bym się nie zastanawiała i wzięła ten 0-13kg, tak z Kubą nie było opcji taszczyć ze sobą naszego ogromnego Osanna. Ja, ogromna walizka, spacerówka, torba podręczna Kuby, moja torebka, jeden duży koc, kocyk Kuby, przytulanka, woda, poduszka... o! Kuba! Co prawda spacerówka i walizka schowały się w luku bagażowym, ale reszta wciąż nam towarzyszyła. Najgorzej było w Gliwicach na przesiadce, ale o tym zabawnym incydencie będzie dalej.

Niedziela nadeszła zdecydowanie za szybko. Mój żołądek od rana broił i było mi słabo i niedobrze na przemian. Istny koszmar. Uspokoiłam się dopiero, jak wsiedliśmy do autokaru o 17:30. Przy pożegnaniu z R. były oczywiście powstrzymywane łzy, niczego nieświadomy Jakubek i moja głowa pełna dwutygodniowej tęsknoty na zapas. To taka nasza pierwsza rozłąka odkąd urodził się Kuba.

Ale już nie rozpaczając i skracając!

Było super. Tak super, jak tylko może być z ruchliwym trzynastomiesięcznym chłopcem :) Jakub zawojował wszystkie serca, uśmiechał się do każdego, gadał, skakał, a jak tylko przyszła jego wieczorna drzemka, wiecie jak mnie zaskoczył? Usnął na siedząco. W milczeniu. Dałam mu bułkę z szynką na kolację i tak jadł, oglądając bajkę, jadł... aż w końcu oczy mu się zamknęły, a końcówka bułki wypadła z rączki. Rozczulił mnie doszczętnie. Położyłam go na poduszce od strony okna, nóżki ułożyłam na swoich nogach i tak spędziliśmy kolejne dwie godziny. Zjadł pierś i spał dalej. Cyrk się zaczął o 22, kiedy to rozwrzeszczał się niemożliwie i nic nie pomogło! Ani propozycja karmienia, ani bujanie na rękach. Z odsieczą przyszła nasza pilotka z szczekającym pieskiem maskotką. Kuba zamarł, wpatrzony w zwierzaka, wziął go ostrożnie i co się okazało? Że on wcale już nie chce spać. Kolejną godzinę oglądaliśmy puszczony w autokarze film, a potem uśpiłam go w swoich ramionach. Tak na dobrą sprawę płakał jedynie, kiedy budził się na jedzenie, częściej niż zazwyczaj, ale przypisuję to podróży i potrzebie bliskości.

O trzeciej rano byliśmy już na granicy, gdzie Jakubek obudził się bez płaczu i całe szczęście, bo mieliśmy prawie godzinny postój. Wysiedliśmy, skorzystaliśmy z toalety - to ona jest największym wyzwaniem podróży :p, pospacerowaliśmy i po czwartej Okruszek położył się na poduszce i usnął sam przy bajce. "Traktor Tom" lekiem na wszystko. Serio. Jeśli planujecie podobną podróż z dzieckiem uzbrójcie swój telefon w różne bajki, piosenki i aplikacje, które uratują Was w kryzysowych sytuacjach. Reszta podróży minęła spokojnie. Jakubek grzecznie jadł, bawił się, "rozmawiał" przez telefon i cieszył przeogromnie, kiedy z przodu autokaru dobiegały odpowiedzi pilotki.



Obsługa była świetna, a ja jakbym mogła wybierać, że mam jechać autokarem dwupiętrowym, czy zwykłym rękami i nogami trzymałabym się opcji pierwszej. Miejsce na dole przy stole. Choć nie powiem, z Gliwic jechaliśmy już tym normalnym i też było okey.

Gliwice! Trochę mnie przeraziły tym, że musiałam zebrać nasz majdan i przejść kilka metrów do innego autokaru. Ale na szczęście w jednej ręce zmieściłam dwie torebki, dwa koce, poduszkę i wodę, a w drugiej rączkę małego podróżnika. Gorzej już było z tym, że w normalnych autokarach, aby się do niego dostać trzeba wejść po schodkach. Zaparłam się jednak, przytrzymałam pod prawą pachą cały ekwipunek, a pod drugą wcisnęłam Jakubka. Jeden schodek, drugi... trzeci... Jest! Nasze miejsca! Zostawiłam cały bajzel na fotelu i poszliśmy rozprostować nogi. Po piętnastu minutach jechaliśmy dalej i gdybym nie uśpiła Jakubka na siłę broiłby dalej skacząc od naszych oparć i zaczepiając małżeństwo z tyłu do oparć przed nami żebrząc o czekoladki. Ale w końcu usnął. W końcu od niepamiętnych czasów znów czytałam książkę ;) I było tak, jak przewidziałam. Wjeżdżając do Tarnowa spał dalej. Na śpiąco ubrałam mu buty i wybudziłam już na dworcu zakładając bluzę i bezrękawnik. Dzięki ślę panu siedzącemu za mną, że pomógł mi wynieść torby i już o nic się nie martwiłam tylko ściskałam siostrę i mamę. Co więcej! Jakubek również ściskał. Bez skrępowania pobiegł do mojej najmłodszej siostry, kiedy odbierałam bagaże i wlazł jej na ręce. Rozdziawiłam buzię. Dosłownie i w przenośni. Bałam się, że tak jak ostatnio będzie musiał przejść ten okres "przyzwyczajenia się". Na szczęście od poniedziałku jest tak zajęty nowym towarzystwem i nowym otoczeniem, że czasem nawet o mnie zapomina ;p wtedy mogę trochę odpocząć i to właśnie robię. Szczególnie rano. Przy kawie. W łóżku!



Tak oto kończy się opowieść o naszej podróży. Jak zwykle panikowałam więcej niż to było warte. Jakub to urodzony podróżnik i teraz powrotu boję już znacznie mniej :)

Czytaj dalej »