czwartek, 27 kwietnia 2017

12 miesiąc życia Leona

Rok! Nasze słoneczko właśnie skończyło roczek, a ja wciąż jestem na wdechu, wciąż nie dowierzam, że to już. Jakbym ciągle była w bańce "a co to będzie za rok", który właśnie już się wydarzył. Wracam myślami, do tamtych dni. Do wizyty mojej mamy, do ciągłego chodzenia do lekarza, by słyszeć, że jest rozwarcie i dziwnie, że nic się nie posuwa do przodu. Widzę siebie krążącą po korytarzu, robiącą przysiady i czekającą na akcję. Pamiętam, jaki Kuba był wtedy malutki, ale jednak już taki duży. A potem dostałam tabletkę i po sześciu godzinach był już na świecie. Wyśniony. Wymarzony. Jedyny w swoim rodzaju.

Urodził się ważąc 4360 g i mierząc 55 cm. Teraz ma trochę ponad 11 kilo i 78 cm. Raczkuje, jak szalony, podnosi się na środku pokoju i giba na nóżkach, czasem zrobi nawet krok, dwa, czy trzy. Ale zaraz potem kuca i resztę drogi pokonuje na kolankach. Widać, że ćwiczy, że wciąż poznaje swoje ciało i możliwości. I ja się cieszę, że pierwszą ćwiczy równowagę, pewność i wstawanie. Później wystarczy, że się odważy i będzie sprawnie chodził, bez naszej ciągłej pomocy.

Jest zapatrzony w brata. Naśladuje go. Co gorsza naśladuje również te upominane przez nas rzeczy, jak bicie i gryzienie. Kiedy ta dwójka spotka się i jednemu z nich coś nie pasuje wiadomo, że poleją się łzy. Jeden zaczyna i rusza lawina oddawania. Czekam na chwilę, kiedy Leo będzie ogarniał, że tory służą, jako podłoże dla pociągu, a nie gryzak, a Starszy zrozumie, że młodszy brat, to fajny kumpel do zabawy.

To nasz mały śmieszek. I złośnik. Kiedy coś mu się w oczach zaświeci spina się cały i krzyczy, żeby mu to dać. A jaki płacz, kiedy nie wolno! Ma bardzo bogaty charakter. Jest spokojny, ale potrafi postawić na swoim. Cichy, jednak kiedy coś się stanie, to krzyk na całą ulicę. Tuli się, całuje, szczypie i szturcha. Takiego drugiego, jak on nie sposób znaleźć! A poniżej zestawienie całego roku. W zdjęciach.

kwiecień 2016 - pierwszy dzień
maj 2016 - 1 miesiąc

czerwiec 2016 - 2 miesiąc

lipiec 2016 - 3 miesiąc

sierpień 2016 - 4 miesiąc

wrzesień 2016 - 5 miesiąc

październik 2016 - 6 miesiąc

listopad 2016 - 7 miesiąc

grudzień 2016 - 8 miesiąc

styczeń 2017 - 9 miesiąc

luty 2017 - 10 miesiąc

marzec 2017 - 11 miesiąc

kwiecień 2017 - 12 miesiąc



Czytaj dalej »

wtorek, 18 kwietnia 2017

Akupunktura w ciąży - akupunktura podczas porodu

Prawie trzy lata temu, kiedy byłam jeszcze w ciąży z Jakubem na Blogu pojawił się Wpis o akupunkturze w ciąży. Powstał w wyniku tego, że z niej korzystałam, więc delikatnie naświetliłam temat, będąc ciekawa, czy również miałaś z nią kontakt. Co ciekawe jest to dość często wyświetlany Wpis. W końcu zebrałam się w sobie, by rozszerzyć temat i uzupełnić go o moje doświadczenia, odczucia.

Na początek oczywiście kilka suchych faktów.


Wiesz już, że akupunktura, to wkłuwanie cieniutkich igieł w określone punkty na ciele. Ma ona wiele zastosowań, w wielu dziedzinach. Jedną z nich jest właśnie okres ciąży. Pomaga ona przygotować ciało do porodu i zwiększyć odporność na bolesne skurcze macicy. Jest też stosowana w przypadku zatrzymania wody, zatrucia ciążowego, nudności, bólów i lęków. Może Ci też pomóc w przypadku zgagi i zmęczenia. A także zatrzymać krwawienie lub plamienie w pierwszych miesiącach ciąży. Z drugiej jednak strony stymulowanie niektórych miejsc na ciele może wywołać skurcze macicy, co potrafi doprowadzić do poronienia. Ważne więc, by korzystać z tych zabiegów u specjalistów. Przed zabiegiem upewnij się, że wyszkolony w tej sztuce ma doświadczenie z kobietami w ciąży. I by sesje nie były dłuższe niż 15-20 minut.




Osobiście skorzystałam z akupunktury u mojej położnej, która pierwsze zabiegi zrobiła u mnie w domu, a już kolejne w szpitalu, gdzie razem ze mną było jeszcze kilka kobiet. Był to okres letni, było bardzo ciepło, jednak nie wspominam tego czasu bardzo źle. Nie puchłam nad wyraz, czułam się naprawdę dobrze. Po zabiegach nie odczułam żadnych niepożądanych skutków. Szkoda tylko, że przynajmniej u mnie, nie pomogła w przyspieszeniu porodu ;)

Podczas porodu

Pomogła jednak już w jego czasie. To był długi dzień skurczów, na szczęście potem już ze znieczuleniem, gdzie w pewnym momencie akcja zwyczajnie zatrzymała się na pięciu centymetrach. Wtedy położna znów sięgnęła po akupunkturę, tym razem tylko na dłoniach. Po godzinie miałam już pełne rozwarcie i mogłam przeć. 

Podobno odpowiednio wcześnie zastosowana akupunktura, w pierwszym okresie porodu, może nawet zredukować stopień odczuwania bólu. Jeśli chcesz rodzić w pełni naturalnie, bez chemii, to może warto to rozważyć. Oczywiście i tutaj metoda ta jest w pełni bezpieczna dla matki i dziecka. Jednak nie można jej stosować u kobiet, które mają zaburzenia układu nerwowego, np. padaczkę lub choroby psychiczne. 



A jakie jest Twoje doświadczenie z akupunkturą? Stosowałaś, czy może tylko słyszałaś? Lub słyszysz o tej metodzie pierwszy raz?

Czytaj dalej »

środa, 5 kwietnia 2017

31 miesiąc życia Jakubka

Kolejny miesiąc za nami. Marudziłam przy styczniu, by jak najszybciej skończyła się zima, a tu już od długiego czasu mamy wiosnę, która zahacza nawet o letnie słońce. Kiedy zaczyna swędzieć mnie skóra, to znak, że jest już naprawdę ciepło. Jak to w ostatnim czasie bywa, nie obyło się bez chorowitego tygodnia, ale na szczęście udało nam się wyleczyć domowymi sposobami. Jakub dzielnie pił syrop z cebuli i raz dwa stanął na nogi. Niestety złapało również Leona, a potem mnie. Cały tydzień nie mogłam się odchorować. Moje gardło czuło się, jak w reklamie Cholinexu, w którym bandyci zarazki urządzają sobie w nim imprezę. Jednak wraz z pierwszym dniem kwietnia wszystko nabrało kolorów i teraz tylko korzystamy z pięknej pogody i wyczekujemy wyjazdu do Polski, który ma mieć miejsce końcem maja. A więc teraz tylko - oby do maja!

Tymczasem codziennie zaliczamy spacery, place zabaw, rower, lody. Uwielbiam tę porę roku. I Jakub jakoś się ożywił. Ciężko go utrzymać w jednym miejscu. Ciągle coś musi się dziać. Kiedy chce wyjść jest pokazywanie na okno i kom kom tam bez końca. Aż w końcu jest i płacz, bo przecież "za 10 minut, mama musi się ubrać", "Leon musi wstać" jest  takie tragicznie odległe. Ubiera sobie buty, mimo, że jest jeszcze w piżamie, okulary, czapkę i już jest gotowy do wyjścia. Potrafi też zawodzić nad zegarkiem, którego nie może znaleźć, a koniecznie musi go założyć i nad bluzką, że to nie ta, nie na ten dzień. Ostatnio byliśmy kupować mu buty i tu się dopiero zaczyna katastrofa. Myślałam, że jeszcze mamy czas na takie ekscesy, ale mocno się przeliczyłam. Bo Jakub musi mieć buty z motywem auta. Musi i już. Przymierzał ładne, klasyczne półbuty, lekkie adidasy, pasujące do większości rzeczy, ale co tam! To musi być krzykliwa czerwień z autem w kolorze kameleona. Dobrze, że nie było rozmiarów, bo już zaczynałam ulegać :D Uległ na szczęście w końcu sam zainteresowany i wybrał sobie czarne niekrzykliwe slippery z czarnym logo batmana. Bo super hero też są spoko. Uff.




 Chłopak nam dorośleje. Jakiś taki bardziej myślący się robi, zamyślony. Coraz więcej kombinuje i cwaniakuje. Ostatnio wyłożyłam dla nas talerze na stół, chcąc nałożyć obiad i wyszłam tylko na chwilę z kuchni. Jakub je porozkładał, tak jak siedzimy. Dla Leona, dla mamy, taty i siebie. A potem dostawił sztućce i był bardzo z siebie dumny. Robi rzeczy, których się nie spodziewamy. Podbiega do brata i klepie go po plecach, gdy ten kaszle, bawi się sam, w skupieniu, odgrywa małe scenki. Tworzy wspaniałe budowle z piasku. Strojniś z niego ogromny. A jaki tancerz! Kładzie ręce na biodrach i kiwa się na boki. Obkręca, przewraca, wymachuje dłońmi. Jest czasem tak kochany, przytulaśny i całuśny, że mam ochotę go schrupać, wytulić tak mocno, aż wsiąknie we mnie. Z drugiej strony ma mocny charakter i znów wróciło do nas popychanie i bicie młodszego brata. Znów wierzę, że to przejściowy stan. Muszą po prostu nauczyć się być ze sobą, obok siebie. My musimy ich nauczyć. Będzie dobrze!







Czytaj dalej »