niedziela, 24 sierpnia 2014

Rodzę nie rodzę?

Budzę się i czuję mokro między nogami i coś, jakby mi się sączyło. Idę do łazienki, a tam... przemoczona wkładka razem z bielizną. Co byście sobie pomyślały? :)

Wzięłam prysznic, przebrałam się i nastawiłam R, że możemy dziś jechać do szpitala. Zwlekałam trochę z tym, ale ostatecznie w niepewności i po naradzie z mamą wzięliśmy torbę i siup do szpitala.  Do tego czasu zmieniałam wkładkę trzy razy i naczytałam się o sączeniu wód płodowych.

W szpitalu na szczęście dyżur miała polska pielęgniarka, która nas przyjęła i zrobiła test, który wyszedł... negatywnie. Niestety. Niestety, bo już miałam nadzieję, że to już. Ale zrobiono mi dodatkowo Ktg oraz Usg, gdzie wszystko było w normie. Wód płodowych mało, ale są w normie. Jeśli akcja się nie rozwinie mamy stawić się w szpitalu 30 sierpnia na wywołanie porodu. Myślałam, że 10 dni po terminie, a tu mi powiedziano, że 7. Wysiedzieliśmy się trochę, ale przynajmniej wiem teraz ile mniej więcej waży Kubuś :)



Poza tym lekarka powiedziała, że dobrze, że przyszłam. Lepiej dmuchać na zimne, bo gdyby to były rzeczywiście wody musiałabym zostać w szpitalu, żeby zapobiec infekcji. Tak więc, jeżeli zauważycie nienaturalną "mokrość" nie zastanawiajcie się, zawsze możecie wrócić do domu, jednak bardziej spokojne ;)

A jak spędziłam wyznaczony termin porodu? Rano odebraliśmy moją siostrę, naoglądaliśmy się filmów, naspacerowaliśmy i zakończyliśmy wszystko grillingiem! Było błogo, zabawnie i smacznie. Tak bardzo żałuję, że nie może być tak częściej i że nie ma tu też mojej mamy. Odległość boli. Szczególnie, kiedy narodziny nowego człowieczka zbliżają się wielkimi krokami.

No ok. Zostaje mi życzyć Wam najmilszego ;)

Czytaj dalej »

piątek, 22 sierpnia 2014

Na wyłączność

Jest coś uroczystego w stworzeniu poczty na wyłączność. Gdzie wszystko jest poukładane i dobrze wiem co do niej trafi. Ostatni dzień wyzwania u Uli uświadomił mi również, jak jest ona postrzegana przez innych. Taką drogą powstał mail okruszkowewschody@gmail.com Jeśli chcecie napisać do mnie bardziej prywatnie, to serdecznie zapraszam! Maila znajdziecie w nowej zakładce KONTAKT.


Takim sposobem kończy się sierpniowe wyzwanie blogowe. Czy przez te pięć dni mój blog stał się "lepszy"? Pod względem technicznym na pewno. Nauczyłam się również pisać na określony temat i na pewno będę się starać robić tak dalej. Może powstanie jakaś specjalna seria? Na pewno nie chcę pisać jedynie o moim synku, o tym jak rośnie i czy pampersy dają radę :) jak się wszystko potoczy zobaczymy, kiedy rozpocznę połóg.

Wyzwanie było też świetną okazją by poznać Wasze blogi, odkryć nowości i dołączyć do obserwatorów. Myślę również, że dało mi osobiście sposobność do zaprezentowania siebie. Naprawdę, kiedy pierwszego dnia zobaczyłam ponad 100 wyświetleń byłam w niemałym szoku. Dziękuję Wam za każdą wizytę i komentarz! Mam nadzieję, że wiele z Was zostanie na dłużej.


Z innej beczki

Jutro przyjeżdża moja siostra w związku z czym moja aktywność się zmniejszy (poród swoją drogą, o ile w ogóle do niego dojdzie ;p). Niemniej będę starała się być na bieżąco z Waszymi blogami :)

Najmilszego!


Czytaj dalej »

czwartek, 21 sierpnia 2014

Słowami też można dotykać

Ulubione cytaty. Ulubione. Cytaty. Ojejku. Na początku pomyślałam, że to bardzo proste, raz dwa, a potem zostaje stworzenie maila. Wyzwania dzień czwarty jednak mi uświadomił, że do sierpniowej listy muszę jeszcze dopisać zakup notesu. Kiedyś dużo czytałam, słuchałam mnóstwo piosenek i siłą rzeczy zatrzymywałam się dłużej na ulubionych fragmentach. Pozostawały ze mną na chwilę, a potem się gubiły. Jednak tak być nie może! Bo teraz, kiedy próbowałam sobie przypomnieć wróciło mnóstwo wspomnień, przypłynęło takie ciepło w okolice serca. Uważam, że to bardzo ważne, by cząstka artysty ciągle była hm w obrotach. 

Sięgnęłam jednak pamięcią i oto początek mojego zapisywania ważnych myśli, ciekawych zdań:

Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni. Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.  
Éric-Emmanuel Schmitt "Oskar i Pani Róża"

Przecież prawie każde "nigdy" można jakoś obejść. 
J. L. Wiśniewski "Martyna"

Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła. 
W. Szymborska


Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi. 
J. L. Wiśniewski "Samotność w Sieci

odpycham nogą wszechświat
luźno zamyślona
kołyszę się na nitce
nieokreślonych pragnień
 
H. Poświatowska

nie ma żadnej przestrzeni
pomiędzy słowem i miłością
(...)
kocham cię bardziej niż wszystkie słowniki świata
 
H. Poświatowska


i na koniec fragment wiersza, który za każdym razem mocno mnie porusza

I obaj
Doktor i Bóg
płaczą nad młodą kobietą
dla której wyczerpali możliwość cudu. 
Wiktor Woroszylski

To na pewno nie koniec ważnych myśli. Jak widzicie bardziej mnie przyciągają fragmenty poezji. To był mój świat praktycznie przez większość szkoły. Potem zaczął się jednak pęd życia. Wiele rzeczy zaczęło umykać. Czas trochę zwolnić :)


Z innej beczki

Mam coraz silniejsze skurcze, niektóre nawet co 15 minut, jednak trzymają tak do godzinki, dają nadzieję i puszczają. Trzymajcie kciuki! Dla pewności wieczorem wstawię post z jutra ;) żeby się ubezpieczyć.

Najmilszego Wam!
Czytaj dalej »

środa, 20 sierpnia 2014

Błękitnie i słonecznie.

Trzeci dzień wyzwania i punkt bardziej hm techniczny. Nawet się ucieszyłam, bo miałam ogólnie zmienić wygląd bloga, ale nie mogłam się jakoś do tego zabrać. Jeśli chodzi jednak ściśle o kolumnę tutaj nie miałam dużego bałaganu, bo od początku zależało mi na trzech rzeczach przede wszystkim:

1. Przejrzystość (nie lubię zbędnych banerów, urozmaiceń)
2. Archiwum w widocznym miejscu, najlepiej na początku (nie rozumiałam blogów, które takowe zamieszczały w stopce i musiałam przejechać całą stronę, by wyszukać dany post)
3. Zwijające się posty (bo lubię, bo sprawiają wrażenie uporządkowania, bo łatwiej)

Usunęłam jedynie teraz niepotrzebną Stronę, dodałam zdjęcie profilowe i uaktualniłam opis siebie. Zastanawiałam się nad opcją "wyszukiwania" na blogu. Co o tym sądzicie? Potrzebne, czy raczej zbędne, jeśli są już Etykiety?

Kiedy ustaliłam ważniejsze i mniej ważne przyszła pora na kolor. Postawiłam na błękitny, zostałam przy kropkach, które uwielbiam i dodałam żółty. Tak więc aktualne kolory, to niebieski (od błękitnego po granatowy) i żółty (wchodzący w pomarańcz). Teraz pytanie do Was: czy dobrze widoczne są te kolory? Nie gryzą się, a żółć nie razi zbyt mocno po oczach?

Tak było


Z innej beczki

Byliśmy dzisiaj na akupunkturze i na kontroli, na której miało już nas nie być ;p Aku było ostatnie, zobaczę się z położną dopiero przy porodzie. Z kolei u ginekologa nieźle się podenerwowałam. Czekaniem nawet nie tak bardzo (weszliśmy o 10:20 wyszliśmy o 12 z centem), jak Ktg. Pielęgniarka przychodziła do nas trzy razy w ciągu tych 30 minut i co chwilkę było coś nie tak. Co chwilę coś się osuwało i ostatecznie R musiał dociskać czujnik. Poza tym wydawało mi się, że mały jest za spokojny. Na każdym badaniu jego serce szalało i bardzo się ruszał, a tu cicho i spokojnie i jeszcze te zaniki... Pod koniec było mi słabo i kiedy wstałam woda i otwarte okno było ratunkiem.

Przyszedł czas badania. Lekarka mnie nieźle poturbowała. Myślałam, że włoży mi zaraz całą rękę ;p Bolało, ale stwierdziła mocne skrócenie szyjki, którą się pobawiła dodatkowo i żegnała nas ze słowami "mam nadzieję, że się nie zobaczymy w poniedziałek (umówiona wizyta po terminie)". Ale ale... czy nie mówiła tak tydzień temu? Po powrocie do domu przespałam trzy godziny. Ta wizyta była naprawdę wykańczająca.

Dziś czekamy na mojego brata. Mówiłam już, że przyjeżdża do nas autostopem? Trzeci raz z kolei. Mały szalony podróżnik. Dobrze, że pogoda się poprawiła, bo ostatnio ciągle padało, choć i tak gorąca już nie ma. Czy Wy też czujecie szybko zbliżającą się jesień?

Trzymajcie się ciepło!

Czytaj dalej »

wtorek, 19 sierpnia 2014

Za pięć lat... No limits!

Gdzie chciałabym być w życiu za pięć lat. 



Czy tylko ja pomyślałam, że chodzi tu o miejsce? Miejsce jednak byłoby zbyt banalne, zbyt płytkie. Bo przecież w życiu nie chodzi o ziemię, która udeptuje się pod naszymi stopami, a gdzie te stopy nas prowadzą, w jakie buty są przybrane, kto kroczy obok nas.

Dlatego za pięć lat chciałabym nie być tu. Chciałabym być w jakimś cichym miasteczku z zielenią, ze spokojem. Chciałabym żeby moja, nasza siła nas tam doprowadziła. Dlatego za pięć lat będę silną zdecydowaną kobietą.
Wetzlar

Będę często ubierać szpilki za którymi bardzo tęsknię. Szpilki, koturny, sukienki. Będę się sobie podobać

Za pięć lat będę mamą pięciolatka. Ojej. I drugiego dziecka. Syna, córeczki? Będzie przy mnie mój R najkochańszy. A to mogłoby mi wystarczyć. Będę spełnioną żoną i matką.

Za pięć lat chciałabym być też tu na blogu, dojrzała kreatywnie, wciąż pisząca, mająca z Wami kontakt. 

Chciałabym nie mieć ograniczeń (szczególnie tych finansowych). By jeszcze głębiej oddychać. By spełniać marzenia. Swoje i swoich bliskich.


Pięć najważniejszych. Ciekawa jestem, gdzie naprawdę będę za ten czas. Czy siadając do Bloga i wspominając ten post będę usatysfakcjonowana. Bo o to chodzi w życiu. By mieć z niego satysfakcję. By się spełniać. Tego spełnienia Wam serdecznie życzę!

Czytaj dalej »

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Jeszcze muszę... - lista rzeczy do zrobienia w tym miesiącu

W tamtym miesiącu bardzo żałowałam, że natknęłam się na wyzwanie blogowe zbyt późno. Jawiło się, jako świetna zabawa. Zaczęłam wtedy prowadzić bloga, nie wiedziałam za bardzo, jak go rozkręcić, ale skoro już to mam za sobą, to zostaje mi cieszyć się kolejnym wyzwaniem u Uli i jeszcze bardziej rozwijać!

Do końca sierpnia co prawda jeszcze tylko dwa tygodnie, ale kiedy jest mniej czasu, to zawsze jest tyyyle do zrobienia. Choć czasem chciałoby się nie robić nic :)

Postanowiłam wyznaczyć sobie pięć punktów. Tak, żeby za bardzo nie zaszaleć ;p

1. Urodzić.

Tak, tak, męczę tym siebie, jak i Was ;p ale to jest mój priorytet w tym miesiącu. Bo przecież...  bo przecież nie może się to przesunąć, aż do września? Co to, to nie! Damy radę i skreślimy ten punkt jeszcze w sierpniu!

2. Odnaleźć się w macierzyństwie.

To punkt związany poniekąd z obawą. Bo chyba nie można się jej pozbyć do końca. Zawsze jest ta niepewność, zawsze jest to dumanie. Czasem zbyt wygórowane. Chcę przede wszystkim być dobrą matką, ale nie zatracić się przy tym jako żona i jako kobieta (!). Może to być trudne do uzyskania w tak krótkim czasie, ale mogę przynajmniej zacząć ;)

3. Wyściskać brata i siostrę.

Rafała (będzie u nas w środę) i Klaudii (idealnie na termin w sobotę) nie widziałam na żywo już prawie osiem miesięcy. Nie mogę się doczekać, aż ich w końcu wyściskam. Aż siądziemy na tarasie i napijemy się herbaty. Mimo niepogody. Mimo wszystko.

4. Kupić książkę.

Kiedyś wiele czytałam. W Polsce była na dogodność, że łatwo było skoczyć do biblioteki i po prostu wypożyczyć kilka pozycji, połknąć w kilka dni, w dzień i dostarczyć sobie kolejną dawkę. Tutaj nie mam tej przyjemności na wyciągnięcie ręki, zatem zostaje mi Księgarnia Internetowa. W mojej mini biblioteczne góruje J. L. Wiśniewski. Macie jakieś propozycje w tym klimacie? ;)

5. Gotować porządne posiłki. Zrobić Cannelloni.

Na "do końca sierpnia", ale też na dalszą przyszłość. Wiem, że będzie ciężko po porodzie, jednak będziemy się wspierać z R i damy radę. Dla swojego zdrowia, a także dla zdrowia Jakubko.


Pięć najważniejszych :) bo chwytać uśmiechem każdy dzień trzeba zawsze!

Czytaj dalej »

40 TC - co u nas?

Buba

- jest w pełni rozwinięty i gotowy do przyjścia na świat
- waży około 3,2 - 4 kg (niestety nie wiem ile mniej więcej waży nasza Buba)
Ja

- nasilają się skurcze przepowiadające
- nasilają się wszystkie wcześniejsze objawy 




Nie sądziłam, że przyjdzie mi pisać ten post. Post z 40 tygodnia. Chyba za bardzo uparłam się na wcześniejszy poród :) Jakubko wylał mi na głowę kubeł zimnej wody (szkoda, że nie płodowej ;p). A tu proszę. Drugi dzień czterdziestego tygodnia. W sobotę wybije planowany czas porodu. Czy już będziemy razem?

Ten ostatni tydzień, to mały bandyta jest. Kobieta budzi się rano i zastanawia, czy to może dziś urodzi. Zastyga przy każdym mocniejszym skurczu i patrzy na zegarek. Teraz? Dziś? Jutro? 

Ostatni tydzień, to też czas wspomnień. Patrzę na zdjęcia Okruszka w 8, 13, 20 tygodniu i wzruszenie ściska mi gardło. Potem wertuję swoje zdjęcia z brzuszkiem. Z takim ledwo widocznym, a jak dumnie noszonym i uważanym za największy skarb! Każdy tydzień, z początku strachliwy, potem był coraz bardziej ekscytujący. Do dziś pamiętam wizytę na której dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli synka. To był 14 tydzień. Wielki szok i radość. Duma mojego R. Do dziś mam przed oczami jego ucieszone oczy, kiedy dostaliśmy zdjęcie 3d, gdzie uwieczniony jest "chłopięcy dowód". Dzwonienie do rodziców po każdej wizycie i ich radość. Ich pytania. To, jak kupiliśmy łóżeczko, pierwszy większy zakup. I każdą kolejną rzecz. Pierwszy raz, gdy poczułam ruch Okruszka. Stałam wtedy w kuchni, przy blacie. Zabulgotało mi w brzuchu i wiedziałam na pewno. Zastygłam, by potem podejść do R, oprzeć się o framugę i ze szczęściem powiedzieć mu, że poczułam. On sam również szybko wyczuwał ruchy. Jakieś dwa tygodnie od tamtego czasu? Większość ciąży jego dłoń towarzyszyła mojej skórze :)

Muszę powiedzieć, że ta pierwsza ciąża mnie oszczędziła. Owszem, były mdłości, ale żadnych wymiotów, czy większego zmęczenia. Pierwszy trymestr jedynie okaleczony był strachem. Bardzo uzasadnionym. Pisałam o tym TU. Drugi minął błyskawicznie, połowę w pracy, gdzie co chwilę byłam pytana o mój ledwie widoczny brzuszek (zaczął być widoczny około 16 - 17 tygodnia), a resztę w większości w domu - stwierdziłam wtedy, że lubię być sama ze sobą, lubię czekać na mojego R, sprzątać, gotować obiady, spacerować, po prostu cieszyć się wolnym czasem. Dolegliwości ciążowe? Napadły mnie w trzecim trymestrze, ale nie na samym początku. Około 33 tygodnia odczułam co to znaczy bezsenność ciążowa i zgaga :) Potem doszły bóle, kłucia, uciski, ociężałość. Jednak, jakby przyjrzeć się temu z daleka... było całkiem fajnie! Mam nadzieję, że macierzyństwo obejdzie się ze mną równie łagodnie.

No właśnie, właśnie. W środę mam kolejną wizytę. Jak będziemy jeszcze w dwupaku napiszę co i jak! A tymczasem najmilszego!


Czytaj dalej »

czwartek, 14 sierpnia 2014

Albo za dużo zjadłam!

Dobre ranko!

Czy Wam również dni jakoś przyspieszyły?

Wczoraj mieliśmy z Okruszkiem kolejne Ktg. Nie nastawiałam się zbytnio na to, że coś ruszyło, bo jak pisałam wcześniej ogarnął mnie taki spokój, a wręcz bym powiedziała, że zniechęcenie. Jednak po kolei.

Rano poszliśmy z męszem na akupunkturę, gdzie umówiłam się na kolejną wizytę 20 sierpnia. Położna robi mi ją w Elternschule, hm w szkole dla rodziców, gdzie co tydzień spotykają się też matki z małymi szkrabami. Tak też było i teraz. Jednak aż sama się dziwiłam, jak szybko dzieci mogą się zmienić w ciągu kilku tygodni. Dwie wizyty wstecz jedna dziewczynka rozkosznie czołgała się po ziemi, a teraz wymiatała na swoich małych nóżkach! Pomyślałam, jak dzieci szybko się rozwijają i że przecież nas Okruszek tez za niedługo będzie zdobywał świat!

Jak już zaliczyliśmy zabieg wybraliśmy się na długi spacer z pizzą w przerwie na ławce, bo przecież brzucho musi jeść. Pogoda idealna na ciążowe spacery :) ciepło, a jednak z przymrużeniem oka. Najedzeni i nachodzeni wróciliśmy do domu trochę odpocząć. Godzinkę później czekała nas wizyta.




Jak zwykle zaczęło się od Labo, gdzie pobrano mi krew, zmierzono ciśnienie i zważono - uwaga - 69 kg. Waga sprzed ciąży: 55,5. Waga sprzed tygodnia: 67,4. Albo Kubę wybiło z wagą albo za dużo jadłam :p Serduszko w normie, bardzo żywiołowe i skurcze nawet coś zaszalały.

Następnie przyjęła nas lekarka:
Szyjka wyraźnie skrócona, czop już wypadł na pewno, coś się powoli rozwiera, główka nisko osadzona, ale mocno. Gdy zaczną się jakieś skurcze, czy wody odejdą, to na spokojnie do szpitala, bo głowa duża, mocno się trzyma.

R wysłuchał po niemiecku i znieruchomiał. Lekarka spojrzała na niego z uśmiechem, czy mi przetłumaczy :)

No. Więc do przodu, cofać się nie cofamy, a ja dalej spokojnie czekam na moment, kiedy Bubula uzna, że czas już wyjść. Jest pięknie!
Czytaj dalej »

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

39 TC - co u nas?

Buba

- jest już w pełni dojrzały
- dalej rozwija się jego mózg i układ odpornościowy
- waży około 3,2 - 3,6 (dość duże rozchwianie:p)
- otwiera i zamyka powieki
- ćwiczy oddychanie, chwytanie
- relaksuje się w wyniku skurczy przepowiadających (przynajmniej on)

Ja

- zwiększona wydzielina z pochwy - możliwość wypadnięcia czopa śluzowego
- uczucie napięcia i świąd skóry
- wahania nastrojów
- i wszystko inne co towarzyszyło do tej pory - kiedy rozwiązanie?!


No i stało się. Wkroczyliśmy wczoraj w 39 tydzień ciąży. Siadam rano na łóżku, mój wzrok pada na kalendarz, a tam w przyszłym tygodniu zakreślona sobota z ogromnym Show time! Potarłam powieki i uświadomiłam sobie, że to może się stać w każdej chwili. W każdej. I kiedy już się na dobre rozbudziłam naszedł mnie niepokój. Wyobraziłam sobie, że urodzę. I że Jakubko będzie leżał mi w ramionach, dotknę jego rączki, małych paluszków. To było tak realne, że... że trochę się przestraszyłam. Czy rzeczywiście jestem gotowa? Czy będę dobrą mamą? Tyle czasu czekałam na ten dzień, a teraz takie pytania! 

Mówiłam już o akupunkturze w tamtym tygodniu, ale nie wspominałam o piątkowej kontroli. KTG jak zwykle wyszło świetnie, Kuba pokazał, jak to potrafi mamę po żebrach kopać :) i w związku z tym KTG... no właśnie. Dalej nie wiem, jak to z nim jest, a ciężko mi zapytać mojej niemieckiej lekarki. 


KTG

Bo, kiedy czytam zawsze jest mowa o dwóch liniach. Jedna dotyczy serduszka, druga skurczów. Która jest którą? I jakby nie patrzeć, to na wykresie są trzy linie! (mam nadzieję, że dobrze widać) Wiedziałyście dokładnie, jak czytać swoje wykresy KTG?

Poza tym lekarka powiedziała, że może i szyjka jest skrócona, to tak to wszystko pozamykane. I wróży mi porodu po terminie. Do terminu 12 dni. Moje skurcze złagodniały, czuję się zmęczona, ale większych bólów ucisków brak - zaliczam dzienne drzemki, jednak w tym dużo chodzę, sprzątam, stosuję się do zaleceń pani ginekolog :p No nic. Niecierpliwiłam się w ostatnim czasie, w ostatnich postach. Teraz spłynął na mnie taki spokój. Niech dni mijają, a Okruszek niech się urodzi, kiedy tylko chce, byle zdrowy (R mówi mu codziennie by wyszedł już teraz, ale w dzień, bo w nocy to tak niegrzecznie budzić rodziców :p)

Zauważyłam też ostatnio dziwną wydzielinę - pomyślałam nawet, że to może czop, jednak w jego temacie zawsze czytałam o wypadaniu, jakby takim korku, a korek przecież wypada w całości, albo? Czy czop śluzowy może się hm jakby złuszczać? A cały proces trwać kilka dni?


W tym tygodniu kolejne KTG, w środę, kolejna akupunktura, oby ostatnia. W tym tygodniu stawiam na relaks, a hamak na tarasie nieźle temu sprzyja. R w domu, to pewnie będziemy sporo spacerować. W Polsce też się ochłodziło? Dziś rano było mi zimno w sweterku. A potem - słońce, błękit, ale jednak ten chłodny wiatr. Tak, jakby jesień była tuż tuż. Jesień! 

Na koniec upamiętnienie brzuchola, niewidoczność kolan i pszczóła, która ujęła mnie ostatnio za serce. Normalnie jest to zabawka dla dziecka, ale mogę na ten początek przypiąć ją do wózka - prezentuje się dumnie i wydaje przyjemny grzechot (nie lubię głośnych, "plastikowych" grzechotek).

Najmilszego Wam!


Muszę zebrać się i umyć lustro ;p

Czytaj dalej »

czwartek, 7 sierpnia 2014

Tyle roboty...

Nie wysypiam się.

Jeszcze, jak R był w domu potrafiliśmy wstawać nawet o 8 rano i czułam się świetnie. Co prawda spałam wtedy często na popołudnie, nawet godzinkę, ale nawet jeśli nie, to rano byłam wypoczęta. Teraz rytm się rozregulował.
R. pracuje do 22 i zanim zjemy, czasem coś oglądniemy, to na zegarku wybija północ plus moja bezsenność. Rano wstaję o 7 do toalety, oczy szeroko otwarte, żyć nie umierać! Ale mąsz jeszcze śpi, więc po co mi wstawać. Przytulam się do jego pleców, a dwie godziny później jest rzeźnia. Ledwo otwieram powieki, tępy ból głowy nie daje spokoju. Na popołudnie, kiedy chcę się przespać nie daję rady. Jedynie bardziej się męczę. Co robić? Weekend już blisko, przyszły tydzień też się nieźle kreuje, to może jeszcze odpocznę przed porodem :) jeszcze 16 dni do terminu!

Upały u nas odpuściły. Na zewnątrz jest bardzo przyjemnie, słonecznie, lekko wietrznie i aż chciałoby się już wyjść na spacer z Jakubkiem. Jednak on jakoś wcześniej nie zamierza wyjść. Mimo coraz mocniejszych dolegliwości skurczowych. Jedynie stuka, puka, szpera mi przy żebrach, rozciąga biodra, kuje po krzyżu (ciężarny chód rzeczywiście jest kaczkowaty - tłusto kaczkowaty).

Dziś była u nas pani Barbara - nawiasem mówiąc świetna kobieta - i miałam domową akupunkturę. Dowiedziałam się, że brzuch mam jeszcze dosyć wysoko i urodzę po terminie! Pocieszyła bardzo ;p poleciła dużo seksu, żeby sprawę przyspieszyć. Mina mojego R. bezcenna.

Tak więc... dziś krótko. Bo w końcu trzeba brać się do roboty :D

PS Ciężarna ja nie lubię kąpieli. Leżę na plecach - źle, próbuję się lekko przekręcić - daje radę, ale ile można z pianą przy ustach? Znów na plecy - coraz cięższy oddech. Ostatecznie robi mi się słabo i po 10 minutach wychodzę. Mmm a ten jabłuszkowy płyn tak pachnie ^^
Czytaj dalej »

wtorek, 5 sierpnia 2014

Noworodki lubią "czytać" książki!

Czytać w słusznym cudzysłowie, a książki, to powinny raczej przybrać zdrobnioną wersję - książeczki. Spotkałyście się może już z książeczkami kontrastowymi? Ja sama się z nimi zetknęłam przy okazji oglądania videobloga, o którym wspominałam tu. Jak to się stało, że dopiero wtedy?

Mogę chyba śmiało powiedzieć, że każda przyszła mama zastanawia się, jak to będzie kiedy jej maleństwo przyjdzie już na świat. Przed oczami ma zapewne obraz karmienia, przebierania i wpatrywania się w maluszka, kiedy ten śpi. Typowy obraz noworodka: je, kupka, śpi. Ale czy to naprawdę wszystko? Oglądając wspomniany wcześniej filmik byłam naprawdę zdziwiona, kiedy takie maleństwo uspokoił zwykły (dla nas) czarno - biały obrazek. A potem przeczytałam, że noworodek w pierwszych tygodniach swojego życia najchętniej ogląda twarze najbliższych mu osób i to w odległości 20 - 30 cm (!), a przedmioty znajdujące się dalej są niewyraźne i rozmazane. I gdybyśmy spojrzeli jego oczami najlepiej widziane byłyby dla nas kontrasty. Dlatego też powstała seria Oczami maluszka i dużo tańsze Książeczki kontrastowe, które niby od trzeciego miesiąca niczym się nie różnią od tych 0-3.



Taką książeczkę możemy pokazywać dziecku już od pierwszych dni. Będzie to dla niego nie tylko zabawa, ale stymulacja wzroku i efektywnie spędzony czas. W Niemczech niestety chyba nie słyszeli o tym, że dziecko można stymulować już od pierwszych dni, bo księgarnie zieją pustką. Na szczęście jest jeszcze księgarnia internetowa. Zamówiłam Zwierzęta wokół nas i Jakie to ciekawe! Już się nie mogę doczekać reakcji Okruszka na takie rewelacje.

A Wy? Spotkałyście się może z takimi wydaniami? Chcecie używać? Używacie?



Czytaj dalej »

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

38 TC - co u nas?

Buba

- główką w dół, w pełni ukształtowany czeka na przyjście na świat
- obrasta w tłuszczyk
- pozbywa się resztek meszku i mazi płodowej, tworząc smółkę
- jest mocno ograniczony w aktywności (pisałam ostatnio, że to się nie tyczy mojego Okruszka? Chyba za bardzo się przyzwyczaiłam do jego częstych ruchów. A wczoraj kiedy był zbyt (dla mnie) spokojny panikowałam, jak głupia. Co będzie po porodzie? :p)
- waży około 3,1 - 3,2 kg

Ja

- wszystko to co już było plus jeszcze większe zmęczenie i zniecierpliwienie
- nasilenie skurczów przepowiadających
- zwiększenie upławów


Żałuję, że nie zaczęłam tu pisać od początku ciąży. Żałuję, że nie mogę sięgnąć pamięcią do "16 TC - co u nas?". Teraz kończą się nawet ciekawostki na temat przebiegu ciąży. Bo jest praktycznie wszystko tak samo - jedynie może nasilone.

Najważniejsze, że Jakubko jest w pełni ukształtowany. Że mogę swobodnie "gadać" do niego: haallo szats, może byś już dzisiaj wyszedł, co? Na razie uparcie milczy :p

Z tą ciszą też na dwa razy - odczuwam coraz mocniejsze skurcze, jednak skakanie na łóżku, jakby na piłce i gorące prysznice skutecznie je niwelują (do zapamiętania - druga ciąża: kupić piłkę). Kiedy odczuwam taki dyskomfort, a R. rozmawia ze swoimi rodzicami na skype słyszę co chwilę, że to na pewno już i mam dzwonić do położnej. Strasznie mnie to drażni - w końcu to jest mój organizm i sama najlepiej będę wiedzieć, kiedy jest moje już, prawda? Dlatego wtedy idę się kryć pod strumieniem wody, albo udaję, że już nie boli. Taka sytuacja miała miejsce trzy razy. I co? I dalej w dwupaku, dalej czekamy,  dalej wypatrujemy (czopa śluzowego brak), wyczuwamy (regularnych skurczy brak).

Czytam też coraz więcej artykułów w temacie "oznaki porodu". Wszędzie piszą to samo: tego się nie da przeoczyć! Skurcze będą silne, regularne, coraz dłuższe i nie będzie można ich wyciszyć. A jak odejdą wody płodowe, to już w ogóle nie będzie szło oszukać :p Sądzę, że w przypadku niepewności najlepiej zadzwonić do szpitala, czy położnej i zapytać, czy to może być już, czy jeszcze trochę poczekać, by na siłę nie gnać od razu na porodówkę. Czy rzeczywiście jest to tak proste będę pisać w poście okołoporodowym.

Dziś siedzimy sobie już sami na mieszkaniu. R poszedł po tygodniowym chorobowym do pracy. Bubulek co jakiś czas wypina się nóżką, czy dupką, a mama nie wie co zrobić, by zwalczyć zgagę - dziś jest mega uciążliwa.

Śniadania w Kampsie <3, ostatnia Randka w Chińczyku i Buba ukrywający twarz!


Co nas czeka w tym tygodniu? 

W kalendarzu widnieje czwartek: akupunktura w domu piątek: kontrola KubusiaA to oczywiście wydaje się bardzo odległe, bo w końcu mamy dopiero poniedziałek :p Poza tym odpoczywać (R. mi zabronił wychodzić na dłużej w takie upały) albo też czyścić dom na błysk (trzeba odświeżyć pokój Okruszka).

Skończyliśmy oglądać nasz serial, teraz trzeba czekać na kolejny sezon. Może macie coś ciekawego do polecenia?

A tymczasem - miłego dnia!
Czytaj dalej »

Od kuchni - 3 BIT

Dziś całkowicie z innej strony, bo od kuchni! W kuchni nie lubię zbyt długo stać, a szczególnie teraz w końcówce ciąży i przy tym gorącu. Do tego nie posiadamy teraz piekarnika, więc musiałam wykluczyć z jadłospisu niektóre dania, szczególnie ciasta! Ojj jakbym zjadła teraz domowe ciasto z owocami, takie najprostsze.

Zatem, skoro bez piekarnika, musiałam znaleźć coś innego słodkiego, smacznego, mało pracochłonnego. A że nie lubię zbytnio serników na zimno, które w szczególności kojarzone są z frazą "bez pieczenia" sięgnęłam po przepis na 3-Bita. Sam batonik uwielbiam, w czasach szkolnych dziwię się, że trzymałam formę :p a z tym przepisem stykałam się wcześniej, ale dopiero teraz zdecydowałam się zrobić. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że samo ciacho zabiera ledwie hm 10 minut? Ok. 10 minut robienia, największym minusem jest to, że pasuje by ciasto leżało noc w lodówce, a jest to naprawdę niekomfortowe, bo chciałoby się je zjeść teraz natychmiast.

Bo któż nie lubi domowego budyniu pysznie pachnącego wanilią, karmelu i bitej śmietany?

Potrzebujemy:
  • 600 g herbatników (blacha 25 x 35 cm)
  • około 600 g kajmaka z puszki
  • 3 szklanki mleka
  • 3/4 szklanki cukru z cukrem wanilinowym 
  • 125 g masła
  • 4 łyżki mąki pszennej
  • 5 łyżek mąki ziemniaczanej
  • 4 jajka
  • 600 ml śmietany kremówki 36% (ja użyłam 32%) + łyżka cukru pudru
  • 100 g czekolady do posypania

Na dno formy wyłożyć pojedynczą warstwę herbatników. Kajmak podgrzać w garnuszku, cały czas mieszając. Wylać na herbatniki, wyrównać, przykryć kolejną warstwą herbatników.

Ugotować budyń:

Zagotować 2 szklanki mleka z cukrem i masłem. Osobno zmiksować pozostałą szklankę mleka z mąką i jajkami, po czym wlać do gorącego mleka. Gotować około minuty, cały czas mieszając, by uniknąć grudek. Jeszcze gorący budyń wylać na herbatniki i przykryć go ich ostatnią warstwą. Przykryć folią i włożyć do lodówki na całą noc (powód - herbatniki muszę zmięknąć). Następnego dnia, wcześnie rano - nie mogąc się już doczekać, ubić kremówkę, dodając pod koniec cukier puder i wyłożyć na ciasto. Oprószyć czekoladą i... wcinać.
Wygląd mniej - więcej :)

Ciasto może się wydawać mega słodkie, ale właśnie taki jego urok. Można go długo przechowywać w lodówce, a im "starszy" tym lepszy. Ja z moim R. potrafimy zjeść całą blaszkę sami :)

Smacznego!

PS Przepis pochodzi stąd. Posługuję się też tamtejszym przepisem na ciasto pierogowe, zawsze się udaje!
Czytaj dalej »

piątek, 1 sierpnia 2014

Bo czasem doświadczamy cudu

Sierpień. Aż trudno uwierzyć, że już ósmy miesiąc roku. Roku piękniejszego niż wszystkie poprzednie. Lub po prostu innego. W końcu jedynie raz jest się w pierwszej ciąży :) Do terminu wg ostatniej miesiączki (którą i tak mam źle wpisaną) pozostało 22 dni. Do terminu z USG jakieś... 15 dni? (!) Nieważne. Ważne, że już sierpień, który jeszcze na początku tego roku wydawał się taki odległy. Który wydawał się wręcz niemożliwy.

20 grudnia 2013 roku namawiana przez R. zrobiłam test - dwie kreski - i świat się zatrzymał. Zatrzymał tego dnia i ruszył ponownie w chwili, kiedy usłyszeliśmy "jest wszystko w porządku, posłuchajcie teraz bicia serca". Wtedy jednak byłam przerażona. Choć może bardziej zawiedziona... zawiedziona sobą. Że pozwoliłam, by doszło do czegoś takiego. I pewnie brzmi to tak, jakbym nie chciała tej ciąży. Nie chciałam. Bo byłam przekonana, że mój organizm odbierze życie kolejnemu dziecku. Pierwszy raz straciłam je w maju. Drugie we wrześniu. A grudzień był zbyt blisko września, by wszystko mogło być w porządku. To był czas przed świętami. Mieliśmy wolne. Z dnia na dzień zdecydowaliśmy, że pojedziemy do Polski odpocząć. Kolejna wizyta była zapisana na 8 stycznia. Do tego czasu pierwszy raz czułam mdłości. Ledwie jadłam. Piłam herbatę z imbirem - trochę pomagało. Wtedy ten stan był taką małą iskrą nadziei, bo coś się jednak zmieniło.

Wróciliśmy do Niemiec. W środę ósmego stycznia zobaczyłam najpiękniejsze zdjęcie świata. Moje 1,25 cm szczęścia.


Ruszył świat.

Od tamtego czasu minęła jakby cała wieczność. Patrzę w lustro i widzę swój wielki brzuch. Kładę na nim dłonie. Mała piąstka dotyka mnie przez skórę. Kiedy ktoś zapyta się mnie kiedyś, czym jest dla mnie szczęścia właśnie taka będzie moja odpowiedź. Przez ostatnie miesiące doświadczam cudu.

Ten cud oszczędził mnie na szczęście z wymiotami, a większe dolegliwości ciążowe przysłał dopiero po 30 tygodniu. Ta ciąża była nawet przyjemna, jakby nie patrzeć :)

Z początku był strach. Potem podekscytowanie. Teraz jest czekanie. Zniecierpliwienie. Najbardziej, co mnie wymęczyło, to zgaga, w ostatnich tygodniach wręcz podchodząca do gardła, problemy z zasypianiem i ranne budzenie się (drzemki wieczorne w pewien sposób pomagają), chroniczne zmęczenie, problemy ze znalezieniem sobie odpowiedniej pozycji i ostatnio - obolałe kości, krzyże, kłucie, skurcze przepowiadające. A te robią się coraz częstsze i silniejsze. Czuję, że nasze Show time zbliża się wielkimi krokami. Ale znając życie Okruszek może nas przetrzymać nawet do końca sierpnia. Czas pokaże.


Kończymy zatem 37 tydzień ciąży. Gdzie podział się ten czas? Pozostaje uśmiech i świadomość, że przyjdzie czas pisania "37 tydzień życia Okruszka. Gdzie podział się TEN czas?".


Czytaj dalej »