Budzę się i czuję mokro między nogami i coś, jakby mi się sączyło. Idę do łazienki, a tam... przemoczona wkładka razem z bielizną. Co byście sobie pomyślały? :)
Wzięłam prysznic, przebrałam się i nastawiłam R, że możemy dziś jechać do szpitala. Zwlekałam trochę z tym, ale ostatecznie w niepewności i po naradzie z mamą wzięliśmy torbę i siup do szpitala. Do tego czasu zmieniałam wkładkę trzy razy i naczytałam się o sączeniu wód płodowych.
W szpitalu na szczęście dyżur miała polska pielęgniarka, która nas przyjęła i zrobiła test, który wyszedł... negatywnie. Niestety. Niestety, bo już miałam nadzieję, że to już. Ale zrobiono mi dodatkowo Ktg oraz Usg, gdzie wszystko było w normie. Wód płodowych mało, ale są w normie. Jeśli akcja się nie rozwinie mamy stawić się w szpitalu 30 sierpnia na wywołanie porodu. Myślałam, że 10 dni po terminie, a tu mi powiedziano, że 7. Wysiedzieliśmy się trochę, ale przynajmniej wiem teraz ile mniej więcej waży Kubuś :)
Poza tym lekarka powiedziała, że dobrze, że przyszłam. Lepiej dmuchać na zimne, bo gdyby to były rzeczywiście wody musiałabym zostać w szpitalu, żeby zapobiec infekcji. Tak więc, jeżeli zauważycie nienaturalną "mokrość" nie zastanawiajcie się, zawsze możecie wrócić do domu, jednak bardziej spokojne ;)
A jak spędziłam wyznaczony termin porodu? Rano odebraliśmy moją siostrę, naoglądaliśmy się filmów, naspacerowaliśmy i zakończyliśmy wszystko grillingiem! Było błogo, zabawnie i smacznie. Tak bardzo żałuję, że nie może być tak częściej i że nie ma tu też mojej mamy. Odległość boli. Szczególnie, kiedy narodziny nowego człowieczka zbliżają się wielkimi krokami.
No ok. Zostaje mi życzyć Wam najmilszego ;)
Czytaj dalej »
Wzięłam prysznic, przebrałam się i nastawiłam R, że możemy dziś jechać do szpitala. Zwlekałam trochę z tym, ale ostatecznie w niepewności i po naradzie z mamą wzięliśmy torbę i siup do szpitala. Do tego czasu zmieniałam wkładkę trzy razy i naczytałam się o sączeniu wód płodowych.
W szpitalu na szczęście dyżur miała polska pielęgniarka, która nas przyjęła i zrobiła test, który wyszedł... negatywnie. Niestety. Niestety, bo już miałam nadzieję, że to już. Ale zrobiono mi dodatkowo Ktg oraz Usg, gdzie wszystko było w normie. Wód płodowych mało, ale są w normie. Jeśli akcja się nie rozwinie mamy stawić się w szpitalu 30 sierpnia na wywołanie porodu. Myślałam, że 10 dni po terminie, a tu mi powiedziano, że 7. Wysiedzieliśmy się trochę, ale przynajmniej wiem teraz ile mniej więcej waży Kubuś :)
Poza tym lekarka powiedziała, że dobrze, że przyszłam. Lepiej dmuchać na zimne, bo gdyby to były rzeczywiście wody musiałabym zostać w szpitalu, żeby zapobiec infekcji. Tak więc, jeżeli zauważycie nienaturalną "mokrość" nie zastanawiajcie się, zawsze możecie wrócić do domu, jednak bardziej spokojne ;)
A jak spędziłam wyznaczony termin porodu? Rano odebraliśmy moją siostrę, naoglądaliśmy się filmów, naspacerowaliśmy i zakończyliśmy wszystko grillingiem! Było błogo, zabawnie i smacznie. Tak bardzo żałuję, że nie może być tak częściej i że nie ma tu też mojej mamy. Odległość boli. Szczególnie, kiedy narodziny nowego człowieczka zbliżają się wielkimi krokami.
No ok. Zostaje mi życzyć Wam najmilszego ;)