niedziela, 28 lutego 2016

18 miesiąc Jakubka - toż już 1,5 roku!

Czuję się, jakby od ostatniego Wpisu tutaj minęły całe wieki. A może minęły? Dni mijają mi niepostrzeżenie. Szczególnie, kiedy R. ma popołudniówki i poranek mija nam na zakupach, załatwianiu ważniejszych spraw, a potem on już jedzie, Jakubek idzie na drzemkę lub się z niej budzi (ostatnio jest z tym nieobliczalny), mija dwunasta i to się bawimy, to coś oglądamy - w międzyczasie robi się obiad (oczywiście, że sam!) - aż w końcu nastaje wieczór, kąpiel, kolacja. Jakubek albo pada już o 17 albo czeka na tatę i idzie spać o 19. Ostatnio dłużej nie dociąga.

Słowem wstępu...

powiem Wam, że posypał się trochę ten nasz plan dnia. Lubiłam pobudki o szóstej, siódmej, budzenie w nocy jedynie dwa razy na picie, drzemkę o 11 i chodzenie spać o dwudziestej. Naprawdę. A od jakichś dwóch tygodni jest jeden wielki misz - masz. I nawet przestałam z tym walczyć. Kuba potraf wstać o piątej, położyć się znów o ósmej, pospać dwie godzinki i paść o 17. Przeciągałam go do 18. Do 19. Wciąż to samo. Wciąż ta piąta rano. I choć może powinnam dziś opływać w zachwycie z powodu ukończenia półtorej roku (to też będzie!), to i o niedogodnościach muszę powiedzieć. Pamiętacie? Zero ściemy.

<Może moje narzekanie na coś się zdało, bo kiedy zaczęłam pisać Posta był czwartek, a już od piątku Kuba budzi się o 6 :D>

Z histeriami jest już spokojniej. A jeśli takie się zdarzają, to i my lepiej na nie reagujemy. Początki zawsze są trudne, bo człowiek nie jest przygotowany. Teraz po prostu przy okazji napadu złości ćwiczę sobie oddychanie, tak przedporodowo ;)

Mimo zaburzenia snu, mimo gniewnych ataków... muszę to powiedzieć... mamy najcudowniejszego synka na świecie! :D



Jakub zdaje się coraz więcej rozumieć, coraz więcej mówić, śmiać się, zajmować sobą. Jak zawsze - uwielbia jeść. Szaleje na punkcie makaronu i ryżu. Do warzyw podchodzi ostrożnie, za to owoce potrafi pochłonąć w ciągu kilku minut. Mały z niego przytulaśnik i spryciarz. Ma niezły ubaw, kiedy nas przedrzeźnia np. ze spaniem. Kładzie się, mruży oczy i udaje, że chrapie. A kiedy go naśladujemy głośno się śmieje. Zaczął śmiać się również z konkretnych momentów w bajkach. Jego ulubioną książeczką są "Trzy świnki" i kiedy ostatnio trafiliśmy w Peppie na nawiązanie do motywu dmuchania wilka na dom, Kuba aż trząsł się ze śmiechu. Nie sądziłam, że tak dużo rozumie! I że potrafi łączyć fakty.


Przemierza kilometry na swoim rowerku w salonie i potrafi naprawdę długo odpychać się nóżkami na dworze. Na szczęście zaczyna się u nas przejaśniać i ocieplać, więc takie wyjścia, choćby na krótką przejażdżkę na pewno będą częstsze. Choć kiedy padało też nie istniało dla nas niemożliwe. Okruszek zakochał się w swojej kolorowej parasolce i uparcie ją trzymał, mimo dużego wiatru.




Co jeszcze?

Uczy się schodzić po schodach, a wchodzenie na górę to pestka! Nóżka za nóżką. Wystarczy, że trzymam go za rączkę, a dalej radzi sobie sam. Przyznam szczerze, że uspokoiło mnie to trochę, kiedy w przyszłości próbuję nas zobaczyć z Brzuszkowym u boku.

Mimo, że mowa wciąż idzie małymi kroczkami, to reaguje na "chodź, idziemy zrobić pranie", "chodź, trzeba pozamiatać", "załóż czapkę, idziemy na spacer", "podasz mamie tą poduszkę?". I to wcale nie z przypadku. On po prostu rozumie o co nam chodzi. Teraz tylko musi się nauczyć odpowiadać.





Co więcej, nie chce wcale wychodzić z kąpieli!  Za każdym razem, słysząc "wychodzimy" zaczyna krzyczeć i uspokaja się, kiedy zapewnimy go, że jeszcze chwilę może się pobawić. Wyciągam go wręcz siłą z zimnej już wody. Dalej chętnie idzie spać sam i odkąd nauczył się otwierać lodówkę nie muszę się martwić, że będzie głodny. Po prostu idzie, otwiera sobie i wyciąga to na co ma ochotę. Muszę go tylko jeszcze nauczyć zamykania za sobą :) Jest tak ujmujący, że nie sposób długo się na niego gniewać. Ale dzieci chyba już tak mają? Z tą swoją niewinnością i głębokością spojrzenia. Mali spryciarze!

Zębów dalej ma 16, a te ostatnie cztery ani myślą na razie wychodzić. Mieliśmy czas, kiedy przez trzy dni gorączka utrzymywała się przy granicy 38,5 stopnia, a Okruszek potrafił krzyczeć na całą ulicę, a noce do dziś nie są zbyt ciekawe, ale jeszcze nic się nie przebiło. Czekamy. Z niecierpliwością!

I to by było chyba na tyle. Mamy w domu już całkiem dużego chłopca, który mimo różnych większych i mniejszych niedogodności jest przeuroczy i bardzo rozumny. Idzie się z nim nieźle dogadać, oczywiście posiadając coś, co jest dla niego wartościowe ;) Naszym hitem zabawkowym stał się parking z autkami, gdzie Kuba może godzinami puszczać swoje małe pojazdy po krętym torze lub tym najwyższym, a na wieczór coraz częściej usypiają go nasze opowieści po ciemku.


Czytaj dalej »

środa, 17 lutego 2016

Trzydziesty pierwszy (chyba) tydzień i Okruszek pełen uśmiechu mimo piątek

Ten Post miał się pojawić w poniedziałek. A skoro mamy już środę, to jestem daleko do tyłu. I tytuł inny być musi, bo Weekendowe Okruchy przypisane są poniedziałkom. Jednak jestem. Usiadłam. Nie ma jeszcze dziewiątej, a Jakubek śpi. I byłoby tak cudownie, gdyby to spanie jeszcze nocne było. Niestety jest to jego drzemka, po obudzeniu się o 4:50. I tak jestem z niego dumna. I mimo wszystko wyspana.

Od trzech dni mamy bardzo ciężkie wieczory, noce, a nawet drzemki dzienne. Jakubek po półgodzinie od uśnięcia budzi się z płaczem i potrafi tak płakać nawet godzinę, noszony na rękach, bujany, przytulany. Winię za to wyrzynające się piątki. Wczoraj zaskoczył mnie w dzień, bo jak chciałam już się rozsiąść, to uderzył w płacz, a środek przeciwbólowy zadziałał dopiero po 40 minutach. Znów usnął. Na mnie. W bujanym fotelu. Próby odłożenia go do łóżka kończyły się krzykiem i ponownym uspokajaniem, więc zrezygnowałam po trzecim razie i z ebookiem w telefonie byłam uziemiona przez prawie dwie godziny. W takiej scenerii zastał nas R., który wrócił z pracy. Na szczęście między jednym rykiem, a drugim nie zapomniałam całkiem o gotujących się ziemniakach i zdążyłam je odcedzić (choć połowę wody już się wygotowało). Dlatego miniona noc zasługuje na podziw, bo jak Okruszek, po kolejnym ataku płaczu usnął o 21, tak spał ciągiem do godziny czwartej. Może coś odpuściło?



Wracając do naszego weekendu. Zaczął się miło już w piątek, bo o 14 udaliśmy się na trzecie ważniejsze Usg, dzięki któremu dowiedzieliśmy się, że Brzuszkowy jest dużo starszy, niż mówi to wcześniej ustalony termin porodu, silny, duży i... zębiasty. Lekarka powiedziała, że dawno czegoś takiego nie widziała, ale nie dało się ukryć, że naszemu synkowi widać było już zęby schowane w dziąsłach. Mam tylko nadzieję, że naprawdę jest starszy, a nie, że po prostu urodzi nam się mały wielkoludek. 1700g na tym etapie, to naprawdę sporo.


Dostaliśmy też wydruk w 3D i wszyscy dookoła zgodnie twierdzą, że jest bardzo podobny do starszego brata. Nie możemy się już doczekać, by go ujrzeć na żywo. Czas tak pędzi! Niekiedy nie mogę uwierzyć, że zaraz będzie z nami. Na szczęście moje dwie listy wyprawkowe powoli są wykreślane i zostały nam już naprawdę drobiazgi.


W sobotę natomiast spędziliśmy cały dzień poza domem, w pociągu, na basenie. Było naprawdę super i koniecznie trzeba się jeszcze wybrać przed narodzinami Młodszego.



Poza tym łapiemy słońce, mimo chłodu, bo znów zapowiadają tygodniowy deszcz, który w ogóle nie jest mi w smak. Gdzie ta wiosna? Gdzie to ciepło, które w zeszłym roku wyganiało nas na marcowe grillowanie? Mam nadzieję, że tylko luty będzie dla nas taki nieprzyjemny i w marcu w końcu zrzucimy już grube kurtki.


Czytaj dalej »

wtorek, 9 lutego 2016

Ciąża rok po roku - przetrwać kryzys

Nigdy nie ukrywałam tutaj naszych realiów. Kiedyś napisałam o nich jako o "zachodach". Nigdy nie wierzyłam w cukrowe macierzyństwo i jeśli takowe gdzieś dostrzegam odwracam się na pięcie aż się kurzy. Może i są cudowne dzieci, które sprawiają, że aż chce się mieć ich jeszcze więcej, ale wtedy z uśmiechem patrzyłabym na te kolejne, bo przecież każde dziecko jest inne, ma inne potrzeby, inaczej odbiera świat.

Jakub od początku był dzieckiem wymagającym. Jako noworodek często płakał, wymuszał noszenie na rękach, spanie razem było koniecznością, a usypianie go koszmarem. Pamiętacie, jak długo usypiał w wózku? Jazda nim po mieszkaniu była codziennością! Jak dobrze, że mieszkaliśmy wtedy na parterze. Pierwsze trzy miesiące były pod znakiem kolek. Kolejne objawiały się ząbkowaniem i poprawiło się w miarę wtedy, kiedy zrobił się mniej noworodkowy, a bardziej niemowlęcy, ze swoim siedzeniem i odkrywaniem świata. Dopiero od miesiąca nie karmię go już piersią, od niedawna też śpi sam w swoim łóżku. Jest przekochanym małym chłopcem, jednak do wielu udogodnień dochodziliśmy naprawdę bardzo powoli.

A teraz jeszcze doszły Okruszkowe histerie. Histerie, które nie raz doprowadzają mnie do podłamania nerwowego i strachliwego spoglądania w przyszłość, kiedy to na świecie pojawi się Brzuszkowy.

Jakub mało mówi. Więcej wyraża poprzez krzyk. Coraz częściej kiedy czegoś mu zabraniamy uderza w płacz. Ale są też sytuacje, których po prostu nie potrafimy zrozumieć. Dziś na przykład sprzątałam kuchnię i kiedy wzięłam ekspress do kawy, by odłożyć go na szafkę w schowku, szedł za mną, pokazując na niego palcem i płacząc. Próbowałam odwrócić jego uwagę, ale on ciągle wracał pod szafkę, wyciągał ręce i krzyczał, tak jakbym nie miała prawa ruszać z miejsca tego kawowego urządzenia.

Druga sytuacja miała miejsce wczoraj. W naszej sypialni stoi już kołyska dla Brzuszkowego. Wczoraj wyciągnęłam owieczkę z wbudowaną pozytywką, by ją do niej wsadzić. Jakubek oczywiście się nią zainteresował, więc pozwoliłam mu się nią pobawić. Szybko jednak się znudził i zajęła ona miejsce koło poduszki. W kołysce czekają również literki z imieniem, które chcemy powiesić w najbliższym czasie, kiedy już kupimy przewijak. Kuba również i je sobie podpatrzył, jednak nie zraził się, kiedy mu powiedziałam, że nie wolno, bo zniszczy. A tu nagle idzie za mną do sypialni i szarpie kołyską, tak jakby coś z niej chciał. Podaję owieczkę - ryk. Literkę - jeszcze większy ryk. W końcu wzięłam go na ręcę, by pokazał, a on tylko wyciągał dłonie i... sam nie wiedział czego chce! W końcu wyprowadziłam go z sypialni, żeby się uspokoił. Rzucanie się o podłogę, wrzask... Zrobiłam podejście drugie, już nawet wkładając go do kołyski, ale ten się spiął ze strachu i zaczął kopać wszystko dookoła. Skończyło się na siedzeniu w pokoju i płaczu. Ostatecznie podszedł do mnie, przytulił się i momentalnie uspokoił.



Już nie wiem co robić. Czyżby tak sławny "bunt dwulatka" przesunął nam się o całe pół roku?! Bo jak inaczej to wytłumaczyć? Wszystko jest po staremu. Tylko dziecię bardziej drażliwe, płaczliwe, okazujące emocje w sposób przyprawiający o ból głowy. Początkowo mocno się przy tym denerwowałam, ale czułam, że Brzuszkowemu to zdecydowanie nie służy, więc teraz staram się jak najbardziej wyciszyć. Najgorzej, że mamy również problem ze spaniem na południe. Za każdym razem jest okraszone płaczem, siedzeniem na łóżku z zamkniętymi oczami, z kopiącymi nogami, rękami. Nic go nie uspokaja. Wychodzę z pokoju, on podchodzi pod drzwi, uderza, biorę go z powrotem do łóżeczka. Sytuacja powtarza się minimum trzy razy, aż w końcu biorę go na ręce i usypia. Wcześniej za nic nie chcąc się do mnie przytulić.

Myślałam, że sprawa przycichnie, ale z dnia na dzień coraz bardziej boję się przyszłości. Przed oczami mam scenę, kiedy to usypiam Brzuszkowego i kiedy ten już błogo śpi, Jakubek zaczyna swoje histerie i go wybudza. Oboje płaczą, ja jestem sama i zaczynam płakać razem z nimi. Ponure? Obrazek z koszmaru!

Macie jakiś sposób na małego histeryka? 
Czytaj dalej »

czwartek, 4 lutego 2016

Trzeci trymestr - siódmy miesiąc Brzuszkowego


Nie wiem gdzie uciekają mi dni. I nawet nie chodzi o to, że mam tyle na głowie, że nie wiem w co ręce włożyć i ani się nie obejrzę, a już jest koniec dnia. Nie. Ostatnie dni, to taka nasza mała rutyna. Pogoda wciąż psuje i plany i humor, więc każdy słoneczny dzień, czy też nawet sucha godzina są na wagę złota. Chociażby wczoraj - wybrałam się z Jakubkiem na spacer podczas jego drzemki, by pobuszować trochę po sklepach i nacieszyć się słońcem, a już dziś od rana leje i wcale nie zamierza przestać.

R. ma w tym tygodniu popołudniówki, zatem rano przez dwa dni załatwialiśmy pilne sprawy, jak zameldowanie i szczepienie Kuby, potem on jechał do pracy, ja spałam z Okruszkiem na południe, kompletnie pozbawiona energii, a potem szykowaliśmy obiad, trochę zabawy, trochę bajek, kiedy popijałam Inkę i oddawałam się mojemu nowemu zajęciu w postaci drutów i niebieskich włóczek :D postanowiłam wydziergać kocyk dla Brzuszkowego i jak już się uparłam, to poszło. Efektami podzielę się już przy skończonej pracy.

A tymczasem w sobotę odbieramy już kołyskę, ciuszki są poprane i poprasowane i na dobrą sprawę zostanie kupno przewijaka, chusty i stojaka na wanienkę z takich większych rzeczy. Kiedy jednak kołyska zajmie swoje miejsce poczuję wewnętrzny spokój, że już jest prawie wszystko gotowe, że już tuż będzie leżał w niej nasz drugi synek.

I to tak serio "już tuż". Powoli kończymy dwudziesty dziewiąty tydzień. Trzeci trymestr trwa w najlepsze i kiedy tak pomyślę, że jest to już siódmy miesiąc, to uśmiecham się i z coraz mniejszym strachem nie mogę się doczekać tej chwili, kiedy wreszcie będziemy razem. Czego nie można powiedzieć o samym R. :D tzn. też na pewno się nie może doczekać, ale przy okazji paraliżuje go strach :D (wybacz kochanie)

I tak zerkając na zdjęcie tytułowe:

- Leżenie na lewym boku jest ciągłym obowiązkiem. Nie mogę zbyt długo siedzieć, bo szybko tracę oddech, a do tego Brzuszkowy z zamiłowaniem wbija mi się pod żebra. Leżenie jest super. Nawet, jeśli jest chwilowe. Nie oszukujmy się. Przy małym dziecięciu, które łaknie uwagi i zajęcia, nie da się wciąż leżeć do góry brzuchem, choćby nie wiem jak wielki był. 
- Wybrałabym się do stomatologa, ale się boję :D 
- Problemy ze snem? Owszem! Ale nie wtedy co trzeba. Plecy również dają mi się coraz częściej we znaki. Często wstaję z kanapy i poruszam się, jak potłuczona. Nogi dokuczają jedynie, jak długo chodzę, a o przyszłość raczej się nie martwię. Wiem, że będzie pięknie. Ciężko. Ale pięknie. 
- Masaż? Poproszę. R. broni się, że robił go trzy dni temu. Na załączonym obrazku powinien być dopisek "codziennie". 
- Imię, po wielu namysłach, delikatnych sporach i kompletnej pustce w głowie mamy już wybrane. Na szczęście. Bo już myślałam, że serio, R. będzie je wybierał tuż po porodzie. 

Poza tym czuję się dobrze. Jestem co prawda bardziej zmęczona niż zazwyczaj, ale oprócz tego większych dolegliwości brak. Za tydzień szykujemy się na trzecie większe badanie Usg, a potem będzie już z górki, z trójką na czele.
Czytaj dalej »