sobota, 29 sierpnia 2015

52 - Dwanaście miesięcy razem.

Rok temu spędzaliśmy ze sobą pierwsze minuty. Kiedy w końcu Jakubek przyszedł na świat i położyli mi go w ramionach, mieliśmy swoje wspaniale dwie godziny tylko sam na sam. Przez sto dwadzieścia minut tylko na niego patrzyłam i dotykałam. Całowałam. Dochodziło do mnie, że już jest, że to wielomiesięczne czekanie skończyło się i teraz jesteśmy pełną rodziną, zaczyna się największa przygoda naszego życia. I rzeczywiście. Ta przygoda trwa już Rok, a ja nie wyobrażam sobie, że mogłaby się skończyć. Że moglibyśmy być teraz w innym momencie życia. W pojedynkę, czy we dwójkę. Jesteśmy sobie przypisani. Ja, R. i Jakubko, nasz mały Okruszek.

Tak się zmienił przez ten rok! Z małego krzyczącego bobasa wyrósł na... dużego krzyczącego chłopca :D nie sądziłam, że z rocznym dziecięciem idzie się tak dogadać, nawet jeśli w obrocie jest tylko kilka sylab. Nie sądziłam, że można tak mocno kochać. Tak mocno się złościć. Tak mocno być niewyspaną. Tak mocno... być w niego zapatrzoną.

Dziś nie będę pisać o takich szczegółach, jak rozmiary, czy wielkości. Dziś więcej mówią zdjęcia. Wspaniałe podsumowanie dwunastu miesięcy.

sierpień 2014 - pierwszy dzień

wrzesień 2014 - pierwszy tydzień

wrzesień 2014 - miesiąc

październik 2014 - dwa miesiące

listopad 2014 - trzeci miesiąc

grudzień 2014 - czwarty miesiąc

styczeń 2015 - piąty miesiąc

luty 2015 - szósty miesiąc

marzec 205 - siódmy miesiąc

kwiecień 2015 - ósmy miesiąc

maj 2015 - dziewiąty miesiąc

czerwiec 2015 - dziesiąty miesiąc

lipiec 2015 - jedenasty miesiąc

sierpień 2015 - dwunasty miesiąc

Wydoroślał, co? Czas leci zdecydowanie zbyt szybko. I choć czasem chciałabym zatrzymać na dłużej minione chwile, to i tak nie mogę się doczekać kolejnych dni, miesięcy. Czasu, w którym znów przyjdzie nam odkrywać tego małego człowieka.


Czytaj dalej »

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Zbliżająca się euforia.

Jak  wiecie w tym tygodniu Jakubek kończy rok. I ekscytuję się tym niemożliwie, ale nie z powodu zbliżającego się świętowania, prezentów i tłumu gości na imprezie, bo tego po prostu nie będzie. Ekscytuję się, bo mija właśnie najpiękniejszy rok naszego życia. Rok, w którym przestaliśmy być tylko dla siebie, a robiliśmy wszystko by mała istotka miała to czego potrzebuje. Ona liczyła się najbardziej. Skradła nasze serca i powodowała, że rosły one każdego dnia. Każdy lubi rocznice. Moment kiedy czas zatacza koło, robi się pełny. Kiedy możemy z przyjemnością spojrzeć wstecz i zobaczyć co się zmieniło. A zmieniło się tak dużo!




Dla mnie, dla nas, sobota dwudziestego dziewiątego sierpnia 2015 roku właśnie taka będzie. Będzie obejrzeniem się za siebie, wspomnieniem, uśmiechem. Chwilą kiedy znów przerazimy się pędzącym niemożliwie czasem :) Nie robimy "urodzin", bo zwyczajnie nie obchodzimy tego święta. Nie będzie zatem tortu, świeczek i ogólnoprzyjętego party. Będziemy za to my. Kochający rodzice, którzy w gronie rodzinnym, jak co sobotę spędzą czas ze swym dziecięciem tuląc je jeszcze mocniej. Bo ten rok co minął nie jest najważniejszy. Wspomnimy go ciepło, owszem. Ale najważniejsze są te chwile, które są dopiero przed nami. Chwile, w których nie chcemy zapomnieć, że pędzące życie nie może przysłonić czasu spędzonego w rodzinie. I tak w kolejnym roku i w następnych również chcę nadal czuć to zdumienie moim synkiem. Chcę choć raz dziennie patrzeć na niego i się nim zachwycić.

Oby tych zachwytów nie brakowało również w Waszym życiu!
Czytaj dalej »

piątek, 21 sierpnia 2015

51 TO - pięćdziesiąty pierwszy.

Miniony tydzień zaserwował nam istną mieszankę wybuchową pod względem pogody, zajęć, czy charakteru Jakubka, który doprawdy, zmienia się każdego dnia. Dojrzewa? Choć to pozytywne słowo wcale nie pasuje do jego humorów rodem z "buntu dwulatka". Ale od początku.

Pogoda!

Ona potrafi być zmienna, oj potrafi. W ciągu siedmiu dni doświadczyliśmy deszczu i piętnastu stopni na termometrach. Wyciągnęłam moje botki, serio. I swetry. Spałam w bluzie! Choć ona wylądowała koło łóżka zaraz przed pierwszym nocnym karmieniem, wtedy jednak zaczął mnie grzać Jakubek. Wracając do tematu. Udało mi się uchwycić w tym tygodniu dwie zupełnie różne wersje ubraniowe i to w odstępie dwóch dni. A myślałam, że kamizelkę przyjdzie nam używać znacznie później.




Okruszek też jeszcze nie ogarnia tych liści :)


Na szczęście w czwartek rozpogodziło się już na dobre i można było się wybrać do parku na plac zabaw.




Odpoczęliśmy wszyscy po równo. Choć nie powiem, Jakubko najbardziej. Zasnął po dwunastej, wstał po 14. Rozkładając kocyk myślałam, że zaraz się obudzi, a ten dał nam jeszcze godzinkę się pobyczyć. Oby tak częściej!


No i jakby nie patrzeć, była to jego jedna drzemka w ciągu dnia. Zobaczymy, jak będzie dziś, ale Kasia - miałaś chyba rację. Trzeba przeciągać drzemkę. Bo padł zaraz po 19, bez problemów. Nie wiem tylko co zrobić z rannymi pobudkami. Bo wczoraj własnie obudził mnie o 6, by po pół godzinie płakać ze znużenia. Usnął przy piersi, a ja razem z nim. Na półtorej godziny. Półtorej!

Ciekawie mamy również z "wożeniem się". Okruszek coraz częściej nie lubi siedzieć w wózku podczas spaceru, a puścić go po chodniku też problem. Za rękę nie chce być prowadzony, a jak idzie swoimi ścieżkami... to no własnie. Idzie SWOIMI ścieżkami. W witrynę sklepową, na ulicę, w stronę przeciwną do której idziemy. Po drodze coś zobaczy, chce to wziąć. Papierek, listek, kamyk, chusteczkę. I jak tu coś "wygrać"? Kończy się oczywiście rękoma lub jak było widać na wcześniejszych zdjęciach staniem w wózku. Ale i to na krótkich dystansach, bez krawężników i kurczowo trzymając za ręce, bo przecież niebezpiecznie. Przejdzie mu z roczkiem :D czy mam po prostu przyjąć na klatę, to że mój synek potrafi chodzić, a jak potrafi, to dlaczego ma jeździć?


 Na koniec zdjęcie tygodnia. Jakubko i jego ostatnia miłość. Otwieranie wszystkich szafek i wyciąganie ich zawartości. Męczące (musimy zainwestować w specjalne blokady), tu jednak mnie rozczulił. Podszedł do szafki, otworzył, pokukał, po czym wyciągnął chleb, wyjął sobie kromkę, podotykał innych rzeczy, ale ostatecznie odszedł z tą kromką i ją zjadł. Mój synek nie zginie w życiu. Jeszcze muszę go nauczyć otwierania lodówki i smarowania masełkiem, kładzenia szynki.




Z takim oto uśmiechem kończę dzisiaj, ale odezwę się na pewno w poniedziałek. Post już czeka! Bo w końcu za tydzień Jakubek nasz kończy pełne dwanaście miesięcy. Rok.

Miłego weekendu!
Czytaj dalej »

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Poniedziałkowy.

Koniec Tygodni Okruszkowych zbliża się wielkimi krokami. Zostały jeszcze dwa posty. Dwa wyjątkowe. Na razie nie chcę o nich myśleć. Na razie patrzę na te już napisane. Stoją dumnie, równiutko, tydzień za tygodniem. Z większą lub mniejszą przerwą, ale są. Mimo wszystko. Praktycznie w każdy piątek, szczególnie z rana, przed 13:47, kiedy to Jakubko ucinał sobie ranne drzemki. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś tyle spał. Teraz dwie drzemki to maksimum. Zależy kiedy wstanie rano. Coraz częściej robi to koło siódmej. A ja się przyzwyczajam i kiedy starga mnie z łóżka o szóstej dochodzę do siebie kilka minut. Teraz jeszcze szaro i buro u nas, jesień stawia pierwsze kroki i kiedy się budzimy ma się wrażenie, że jest środek nocy. Dlaczego on nie może wstawać o dziewiątej? :D Albo chociaż... dlaczego tak bardzo kręci się, wierci i wybudza w nocy? Czy Wasze dzieci przesypiają już noce? Kiedy zaczęły?

Nie miało być jednak o nocach. Nawet o Tygodniach nie. Obiecałam Wam tydzień temu, że opiszę rezultaty moich postanowień odnośnie ćwiczeń i zdrowego odżywiania. Niestety pewna sytuacja mi to uniemożliwiła. Ćwiczenie. Nie pisanie. Mimo wszystko zrobiłam pewne kroki w odżywianiu. Odrzuciłam wszelkie słodkie, gazowane napoje, a słodyczy po prostu nie kupowałam lub kupowałam mniej (R. nie potrafi bez nich żyć :p). Nie oszukuję. Kompletnie się od nich nie odizolowałam. Nadchodzi jednak nowy dzień, nowe siedem dni tygodnia. Dni, w których mogę, możemy zrobić coś dla siebie. Dla swojego ciała. A przede wszystkim dla swojego umysłu. Bo to tam wszystko się zaczyna. I kończy.

A tymczasem namawiamy cicho pogodę za oknem na godzinkę chociaż bez deszczu, by w południe zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, by zrobić zakupy (!), by uwolnić się od czterech ścian. Dla nas. Dla Jakubka. Małego zbójnika.


Miłego poniedziałku!
Czytaj dalej »

piątek, 14 sierpnia 2015

50 TO - z prędkością światła.

Dobiliśmy do pięćdziesiątki! To naprawdę niesamowite i choć rok minie dopiero za dwa tygodnie, to już teraz czuję pełnię, zdumienie, radość. Już teraz wciąż patrzę na Okruszka i nie wyobrażam sobie, jak mogłoby go z nami nie być. Jest nasz. My jesteśmy jego. Dni płyną i może to zdumienie będzie powoli blaknąć, nie wiem, ale chciałabym czuć je jak najdłużej. Chciałabym być wciąż obecna. Wciąż obok. Wciąż zachwycona.




Co spotkało nas w tym tygodniu?

Okruszek był na badaniu okresowym przypadającym na rok życia. Został zważony (9440g), zmierzony (73 cm), a wszystko w okropnym wrzasku :D lekarka była zdumiona jego charakterem i rozwojem przede wszystkim. Zaleciła regularne mycie dwunastu już widocznych zębów raz dziennie i zaszczepiła Jakubka na Odrę, Świnkę i Różyczkę. Zniósł to dzielnie, a ja mam nadzieję, że możliwa gorączka i wysypka, która może się pojawić po tygodniu, ominie nas szerokim łukiem.

W tym tygodniu zawitała do nas ciocia Klaudia, moja siostra i tym samym nasze zajęcia trochę się urozmaiciły :) dzięki temu udało mi się nawet ostatnio ulepić około 80 pierogów! Kto zajmuje się sam dziecięciem wie, jaki to wyczyn. Choć i z pomocą Okruszek jest tak uparty, że potrafi podejść, uczepić się nogi i nie odpuści póki nie weźmie się go na ręce i nie przytuli.



Od kilku dni zmieniły się również drzemki. Jakubek przestawia się z trzech na dwie. Musimy jednak popracować nad ich rozbieżnością, bo druga zalicza czasem około 16, a potem długo nie chce iść spać. Co robić? Kłaść wcześniej na przymus? Zaznaczę, że pierwszą drzemkę zalicza około dziesiątej.

Poza tym wszystko... niby po staremu, ale podkręcone o kilkadziesiąt stopni :) Jakubko chodzi coraz lepiej, wręcz biega. Kuca, podnosi się, schyla, zagląda we wszystkie zakamarki. Najgorzej, że nauczył się już otwierać szafki i zostawienie go w kuchni na dłużej grozi małą katastrofą. Szczególnie kiedy najbardziej kusi kosz na śmieci...



Ten tydzień rozpoczął również większe zainteresowanie Okruszka książkami. Potrafi z większą uwagą oglądać obrazki i być spokojniejszy podczas czytania. A jak coś wpadnie mu w ucho szeroko się uśmiecha :)




Weekend planujemy spędzić rodzinnie. Na trawie, koniecznie na zewnątrz. Oby tylko pogoda dopisała, bo jak w Polsce upalnie tak u nas za kilka dni ma być nawet 19 stopni!

Miłego weekendu wszystkim!


Czytaj dalej »

niedziela, 9 sierpnia 2015

Nowe Ciało - ogarnij się kobieto!

Dobry dzień!

Mówią, że poniedziałek jest dobrym dniem, aby COŚ zacząć. Wy też często używacie "od poniedziałku?". Ja za często. Jest w tym niby sposób, bo przed sobą mamy całych długich pięć dni, a weekend zawsze jest dobrym powodem dla Pauzy. Choć teraz myślę, że nawet z tą Pauzą muszę się pożegnać. 

O czym mowa? O ciele. I to nie ciele zwykłym w sobie, a tym po ciąży. O ciele, które zmienia się podczas niej i niekiedy zostawia nas po rozwiązaniu z niezadowoleniem, czasem nawet łzami. Ja na szczęście jeszcze nie płakałam. A może powinnam? Może to by coś dało? Może to w końcu kazałoby mi ruszyć ekhm tyłek?  

Przed rozpoczęciem pisania weszłam w Etykiety "powrót do formy sprzed ciąży" i przeraziłam się, że wspominałam o tym tylko trzy razy. I to jedynie raz w 2015 roku! W marcu. W marcu, kiedy to do zrzucenia zostały mi 2,5 kg... A tak ładnie zaczęłam. Takim fajnym postem, który zawsze czytam z uśmiechem. KLIK. Słowa jednak pozostały słowami. A ja dalej się nie pilnowałam, jadłam coraz więcej i mimo ostrzeżeń nie widziałam nic w tym złego. Aż w końcu siedząc poczułam to. TEN brzuch. Co ja mówię! To COŚ co powinno być brzuchem. A jest tylko luźną masą. Potem weszłam na wagę. I teraz pierwszy raz publicznie się do niej przyznaję. Nie da się oszukać. 63 kg. Przed ciążą ważyłam 55,5. Zostało mi do zrzucenia siedem i pół kilo! Rok po porodzie, a ja się tak zapuściłam. Trzeba coś z tym zrobić, koniecznie. Bez wymówek, bez kręcenia. Po prostu, z przytupem. Bo potrafię. Tylko muszę najpierw zmienić myślenie. Muszę walnąć się po dłoniach sięgających po ciastka. Od dziś. A od jutra pełną parą wkraczam w fazę ćwiczeń. Pomożecie? Za tydzień zdam relację. Muszę podołać. W końcu wstyd wcale nie smakuje!



A jak Wam udaje się trzymać formę? Macie jakieś skuteczne metody? 




Czytaj dalej »

czwartek, 6 sierpnia 2015

49 TO - w Niemczech o Polsce jeszcze.

Na wstępie - dojechaliśmy!

Nie obyło się oczywiście bez momentów przyprawiających o szybsze bicie serca, jak zapomnienie torebki z wszystkimi dokumentami i pieniędzmi, wrzaski Kuby aż pod sam sufit busa, czy mój wzrok utkwiony w drogę i kilka niebezpiecznych akcji na niej się pojawiających. Jednak jesteśmy już w Niemczech. Od wczoraj od około czwartej rano. Śpiąc podczas drogi ledwie godzinkę, dwie obawiałam się pobudki o szóstej, ale Jakubek chyba też był wymęczony, bo obudził nas o ósmej. I tak... próbujemy dojść do ładu. Przestawić się. R. od dziś w pracy, więc nie dość, że muszę się zaprogramować znów na niemieckość, to jeszcze na hm samotność. Ja i Okruszek. Team nie do przebicia :)

W Drodze. Przerwa na Hot Doga, wyrwanego siłą tacie.

Zdrowotnie.

Jakubek już na drugi dzień po wizycie na Całodobówce widocznie czuł się lepiej, a i my byliśmy spokojni, bo na szczęście udało nam się uniknąć szpitala. Niemniej jednak dwa dni spędziliśmy w domu, przy lekach i w chłodzie. Dziś, tydzień po, sama nie wiem czy nie wybrać się jednak znów do lekarza, bo Okruszkowi nadal nie unormowały się sprawy pieluchowe i teraz nie wiem, czy to ciągnie się biedny żołądek, zęby, czy po prostu wynik diety i wstrzymania stałych pokarmów. Ktoś się może orientuje?                                                                            

Poza tym ma się całkiem dobrze, broi jak tylko może, wszystkiego musi dotknąć, wszystko spróbować. Najgorzej, że na jego liście pojawia się trawa, ziemia, kwiatki, różnego rodzaju inne paprochy. I tak latam za nim z mokrą chusteczką, czyszczę rączki, a i tak wszystko na nic. Zawsze znajdzie sposób, by ukradkiem przemycić coś między paluszkami!

Dreptanie.

Czasem czuję, jakby miał zdreptać mnie. Niekiedy to robi, mówiąc dokładniej o cierpliwości. Na szczęście częściej jednak chodzi po ziemi, zaczynając odkrywać, że nie jesteśmy mu potrzebni, by się oddalić i badać świat. Więc chodzi. I bada go do woli. Na spacery jednak trzyma się grzecznie ręki, wiedząc, że nie każde podłoże jest miękkie przy lądowaniu na pupę. Co tam pupa! Najgorsze kolanka. Oficjalnie zaliczyliśmy już obdarcie, które w sumie wyszło przy dokładniejszych oględzinach i dużo później. Okruszek to twarda sztuka.


Sztuka, która mimo wszystko lubi wozić się w wózku i podczas pobytu w Polsce już nie wyrywała się tak do wychodzenia, tylko grzecznie sobie jechała i obserwowała świat. Nie powiem, odetchnęłam. To taki nasz mały sukces.



Ostatnie dni w Polsce spędziliśmy leniwie, na okolicznych placach zabaw, rodzinnie, głaszcząc żołądki pizzą na mieście i nie odczuwając nawet tak braku krzesełka do karmienia. Czy tylko mi dziecko rośnie w oczach? Z dnia na dzień?




Teraz jednak wracamy do rzeczywistości, która wygląda tak: R. w pracy, Jakubko śpi, a ja zamiast ogarniać piszę Posta :D biorę się do roboty, a Wam życzę miłego dnia! 
Czytaj dalej »