środa, 3 września 2014

Dlaczego poszłam w środę, a wróciłam w poniedziałek.

Pamiętacie, jak miałam mieć kontrolę w tamtym tygodniu w środę? No i miałam, wszystko po staremu, szyjki brak, ale rozwarcie jedynie na palec. Zatem czekać na skurcze, które powinny wystąpić po masażu szyjki, a jak nie to widzimy sie w piątek, a w sobotę wywoływanie porodu. Które tak czy tak się odbyło, ale trochę wcześniej ;).

Pierwszy mocniejszy skurcz trafił mi się o 16:52. O 19, po zmianach pozycji i ciepłej kąpieli postanowiliśmy - idziemy do szpitala. A tam... tam dalej rozwarcie na palec, może dwa i pytanie czy chcę zostać na oddziale, czy wrócić znów, kiedy wzmocni się częstotliwość albo siła. Zostałam. I dobrze, bo o trzeciej rano już nie było tak przyjemnie i dostałam kroplówkę. Skurcze złagodniały.

Czwartek - 12:30 Ktg, rozwarcie na 3 cm, co pięć minut spięcie, bo boli, każą czekać. 16:45 bez zmian, może jedynie siła większa. Tabletki do ssania, czopki i olejek do brzucha (pierwszy raz wtedy się z tym spotkałam). Cytując moje cudowne zapiski ze szpitala: "Mega ból, nie chcem rodziać". Dalej o 23 kroplówka na uśmierzenie bólu, sen. O 2 w nocy jednak przestała działać, a na kolejną nie reagowałam.

O 5 pada decyzja - znieczulenie PTD. Po nim pospałam do prawie 8, zjadłam śniadanie, czułam się świetnie, widząc skurcze na Ktg, ale w ogóle ich nie czując. Niestety, rozwarcie nie postępowało zatrzymawszy się na 4 cm, mimo kroplówek. W międzyczasie serce Kuby wariowało znikając, to spadając nawet do 36. Przychodziła lekarka, potem kolejna. W tamtych momentach zaciskałam zęby i błagałam Okruszka, by dał spokój i nas tak niepokoił. Chodziłam po korytarzu, jednak było mi słabo, wisiałam na szarfie przyczepionej do sufitu i ruszałam biodrami, było mi niedobrze, zwymiotowałam samym płynem, a potem poczułam energię i przy muzyce tańcowałam R. który miał niezły ubaw ze mnie. Wtedy, tak około 12 poszedł do domu coś zjeść. Zaraz po tym zaczęłam czuć parcie, rozwarcie skoczyło momentalnie do 9 cm, R. przybiegł w dziesięć minut, godzinę potem Kubuś leżał mi już na brzuchu.

Tak naprawdę większa akcja zamknęła się właśnie na tamtej godzinie. Na tym, że nie potrafiłam odpowiednio przeć, że mimo tego co mówiły mi położne i R. krzyczałam, zamiast porządnie się zapierać. Pewnie gdybym od początku parła tak, jak przy końcu urodziłabym wcześniej. Krzyczałam, że nie chcę, że już nie dam rady, ale to było takie głupie. Zaparłam się dopiero wtedy, gdy R. powiedział mi, że jeśli nie będę parła odpowiednio, to za chwilę będą musieli mi Kubę wyciągnąć bez mojej pomocy. Jedna położna uciskała mi również na brzuch, co było bardzo pomocne.

Kiedy dziś o tym myślę pojawiają się łzy wzruszenia, bo już nie pamiętam bólu, jedynie ten moment, kiedy przeszła główka, reszta ciałka, osobna nóżka. Pamiętam dokładnie, kiedy położyli mi to drobne ciałko na brzuchu i jego płacz, mój krzyk niedowierzania i radości. Tego zapomnieć się nie da.

A dziś jest już środa. Dziś minął piąty dzień Okruszka. Zaraz piątek i będzie miał dumny tydzień! Jestem lekko niewyspana, zakochana, czasem baby blues daje o sobie znać, ale kocham mojego synka nad życie. I kocham R. Powoli uczymy się siebie nawzajem, są chwile cięższe, ale wszystkiego się nie zdobędzie na jednym razem. Na razie niech chwila po prostu trwa :)


Ściskam Was serdecznie!

12 komentarzy:

  1. Och jakie male slodkosci!
    Maluszek wynagrodzi Ci wszystkie bole i nieprzyjemne chwile... :)
    Cieszcie sie soba :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale historia :) Dobrze, że na końcu się zmobilizowałaś i jesteście już w trójkę. Synek piękny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej trochę to trwało, ale fajnie że dostawałaś leki przeciwbólowe. Mały jest do schrupania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam Twoją historię porodu i się zastanawiam jak to będzie u mnie. Nigdy się tego nie na przewidzieć. Jeszcze raz gratulację! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie poród czeka dokładnie za 2 tygodnie ;) taka wersja oficjalna ale kiedy wypadnie to nawet najstarsi górale nie wiedzą. Mam nadzieję, że w miarę szybko bo momentami czuję się fatalnie i chciałabym mieć to już za sobą... pomimo, iż cholernie się boję bólu.
    Gratuluję ślicznego i zdrowego synka! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym bólem to śmiesznie jest, bo dużo się o nim myśli "przed", a potem nagle jest się "w trakcie" i nie ma czasu nawet na myślenie. Po prostu się odbiera :) kiedy jednak już jest "po" pozostaje tylko ulga. Spokojnie! Trzymam kciuki za szybką akcję ;)

      Usuń
  6. denerwuję się porodem. do tej pory było na luzie "przecież inaczej się nie da", ale im bliżej tym większy stres mnie ogarnia. fantastycznie, że masz już to za sobą i możecie cieszyć się już we troje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlaśnie inaczej się nie da :) choć mimo to stres jest jak najbardziej normalny! Mam nadzieję, że u Ciebie cała akcja przebiegnie dużo sprawniej ;)

      Usuń
  7. Wszystkie czekałyśmy w napięciu aż urodzisz i nareszcie możesz się cieszyć swoim synkiem, jest piękny! Czytając Twoją akcję porodową zastanawiam się jak to będzie u mnie...
    Gratuluję i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj wierz mi, przed porodem miałam mnóstwo wizji jak to może być, ale żadna nie obejmowała tak długiego pobytu w szpitalu ;) postaw na luz, najważniejsze by wszystko poszło sprawnie i byście oboje byli zdrowo ;) czego Ci serdecznie życzę.

      Usuń
  8. super się spisałaś! Kubuś jest prześliczny, mój synek też ma tak na imię;)

    OdpowiedzUsuń