sobota, 30 lipca 2016

23 miesiąc życia Jakubka

Jakubko to taki mały dorosły, któremu jedynie z mówieniem nie po drodze. Ach. I jeszcze pampersa można byłoby się pozbyć ;) Poza tymi drobnymi szczegółami mały dorosły głośno krzyczy, kiedy wstaje rano (ja też mam ochotę, ale dużemu dorosłemu nie wypada), dzielnie gna do lodówki, gdy jest głodny, zasiada przy stole bez podpórki pod pupą i dumnie pije z kubka. To picie, to pewne niespodziewane dokonanie ostatniego miesiąca. Do tej pory Kuba używał jedynie niekapka lub pił przez słomkę. Aż tu nagle kubeczek dał się oswoić i jest stałym elementem posiłków.



Co dalej?

Na początku wspomniałam o mówieniu, a raczej o jego braku. Choć to nie jest tak, że nie zrobiliśmy postępów w tej kwestii. Zrobiliśmy! I to takie z których jestem dumna. Stwierdziliśmy też, że Jakubko nasz cwany mówić potrafi, ale po prostu ma jakiś powód, by się wstrzymywać. Czasem palnie jakimś słówkiem, które nas szokuje i przy tym uśmiecha się z błyskiem tryumfu w oczach. Zaczął mówić daj, cho (chodź), kom (niemieckie "chodź"), tota (ciocia), auto, a oprócz tego wciąż w użyciu jest powitanie halo, potrójne pożegnanie pa, czus, ciao, mama, tata, baba, dziadzia, bujubuju, dadi (zamiennie z tatą), tu, tam, tak, nie, najn ("nein", niemieckie "nie"), Leo. A imię brata mówi najkochaniej! Czasem, jak pierwszy usłyszy jego płacz, biegnie do mnie, klepie, ciągnie za rękę i krzyczy "mama Leo! Mama kom Leo!".

Nie spinamy się z tym mówieniem. Coś czuję, że przyjdzie dzień, kiedy Jakub po prostu zacznie gadać, jak szalony, rozkładając nas przy tym na łopatki. W połowie sierpnia mamy badanie okresowe, więc na pewno też pogadam na ten temat z naszym pediatrą.

Jest pociesznym dzieckiem. Lubi się przytulać, wygłupiać, śmiać, układać puzzle, układanki, jeździć autkami, a z placu zabaw i boiska do kopania piłki mógłby nie schodzić. Serio. Na pewno to jest jego największe marzenie. Zamieszkać na placu zabaw z boiskowym ogrodem. Kiedyś, jak już będzie mówił więcej, na pewno mi się do tego przyzna.




Nadal z niego nerwus. Jak coś mu się nie spodoba, to dwie ulice dalej na pewno o tym wiadomo. W histerie wpada rzadziej, choć nadal są one mocno przeze mnie odczuwane. Szczególnie, kiedy w tym czasie próbuję na przykład uśpić Leona. Ostatnio Leosiowi mocno się ulało na koc rozłożony na kanapie i na poduszkę, więc szybko nas wytarłam i zaczęłam ściągać poszewkę z jaśka. Gdybyś tylko słyszała ten krzyk! Ustąpić nie mogłam, bo wszystko nadawało się tylko do prania. Ale tego co się stało potem, kiedy chciałam położyć nowy koc i na to poduszki, przysunąć stolik już nie zrozumiem, bo Jakub notorocznie go odsuwał, a to co było na kanapie ściągał na ziemię. Trzy razy się męczyłam, aż w końcu zostawiłam go z tym krzykiem, gilem po pas i tupaniem o podłogę i poszłam do sypialni uśpić Leona. Czasem dziwię się, że zasypia w takich warunkach. Ja bym oszalała :D

Nasz Okruszek najlepiej czuje się na zewnątrz. U nas teraz temperatury zjechały do maksymalnie 25 stopni, ale muszę Ci się przyznać, że taka pogoda jest dla mnie idealna. Nie lubię gorącego lata w mieście. Co innego, jakbyśmy mieli być na urlopie. A przy wypadach nad wodę wcale nie musi być upalnie ;)





A kiedy pada jest okazja do wypróbowania nowych kaloszy. Z nimi jest taka historia, że Kuba z miejsca je ukochał. Jak tylko je dostał od babci zaczął sam wkładać na nogi i chodził po domu. Deszczu wtedy jeszcze długo nie było, więc potrafił nawet oglądać w nich bajkę, siedząc na kanapie. Ale w końcu się doczekał!


Sierpień

Zepsuł nam się laptop. Ekran jest całkiem rozlany, jednak całe szczęście, że jest jeszcze podpięcie pod telewizor. Z takim wielkim ekranem i odległością od niego popsuję sobie oczy na bank, ale nie ma tego złego! W sierpniu chce Ci przybliżyć naszą codzienność z dwójką dzieci, a poza tym szykuje się jeszcze dwuletni Post Okruszka! Nie wierzę, że już taki duży jest. Czas za szybko gna.

Śledź nas koniecznie!
Czytaj dalej »

piątek, 29 lipca 2016

3. miesiąc życia Leona

Miesiąc lipiec nie był dla mnie łaskawy. To chyba jedyny taki, kiedy na blogu został opublikowany tylko jeden wpis. Nie opuszczam jednak rąk. Odetchnęłam, spojrzałam z boku, zrobiłam plan. Takim sposobem sierpień jawi się naprawdę interesująco! Chcę Ci powiedzieć, jak to jest być mamą dwójki, bez najmniejszej ściemy, powiedzieć o gadżecie, który ratuje nas i w domu, i na spacerach, a także w podróży, a do tego szykuje się kilka słów o rodzeństwie. Zachwycałam się nim na początku. Teraz jest jeszcze bardziej rozczulająco i już nie mogę się doczekać kolejnych miesięcy.

Dziś jednak skupię się na jednym szczególnym, czyli czas na podsumowanie trzeciego miesiąca życia Leona. Z Leo to jest tak, że zamiast słów "już trzeci miesiąc?!" pojawiają się "dopiero?!". Wygląda jak półroczniak, ślini się tak samo, nosi ubranka na rozmiar 74 i waży jakieś osiem kilo. Ach, zapomniałabym! Położony na poduszce do karmienia dźwiga się do siadania. No i sami powiedzcie - dopiero, prawda?


 Leo ma też prześliczne niebieskie oczęta, które mam nadzieję już mu zostaną. Do tego jest przekochanym śmieszkiem. Śmieje się za każdym razem, jak nas zobaczy, do karuzeli, do swojej ulubionej Żyrafy. Mały chrupek no!



Lubi też spać. Szczególnie w nocy. Potrafi nakarmiony o 22 wstać na jedno karmienie o 4 rano, a potem jeszcze dociągnąć do szóstej, siódmej. Niekiedy Kuba budzi się szybciej i kiedy zasiadamy do porannej kawy/bajki, to z sypialni słuchać słodkie gaworzenie. To budzenie się bez płaczu to dla mnie pewna nowość. Tak samo, jak fakt, że można nie lubić wózka na spacerach. Kiedy już śpi i się go odłoży jest całkiem spoko. Gorzej, jak się obudzi. Albo jak wychodzimy kiedy jest zmęczony, ale jeszcze nie śpi. Gdybyście to widzieli! Leo na rękach, a wózek spaceruje opustoszały. Można go odłożyć tylko jeśli już śpi. Tak samo ma się sprawa z usypianiem w dzień. Ale cóż. Jakieś uwierające niuanse być muszą. Całe szczęście, że od jakiegoś tygodnia próbuje zaprzyjaźnić się ze smoczkiem, co trochę ułatwia sprawę. Kiedy jedziemy samochodem potrafi go nawet ciągiem ssać, aż w końcu usypia i po chwili go wypluwa. Coraz mniej boję się naszej podróży do Polski, która już za dwa miesiące. Ponad 12 godzin z dwójką dzieci w aucie? Będzie się działo!


Co jeszcze?

Myślałam, że z drugim dziecięciem przeżywanie jego rozwoju, umiejętności osłabnie. A tu nie możemy się czasem napatrzeć na to czego się uczy i jaki komunikatywny potrafi być. Tak na dobrą sprawę, jeśli jest najedzony i wyspany, to jego uśmiech bije po oczach. Non stop. Wciąż patrzy, wpatruje się, próbuje łapać za zabawki zwisające z maty, czy przy bujaku i robi przy tym niezły pokaz swojej siły. Najśmieszniejszym momentem ostatnich dni jest jego zapatrzenie się w siebie w lustrze. Gapić może się do znudzenia, a przy tym śmieje się na głos, a my razem z nim.


Nie mogę doczekać się kolejnych tygodni, by wciąż przeżywać to zaskoczenie "pierwszego roku". Dziecko w tym czasie wciąż się rozwija i każdy dzień jest ciekawym odkrywaniem świata. Już zapomniałam, jak można się w niego tak wpatrywać i jemu dziwić. Choć nie powiem, dwulatek, też potrafi nieźle zaskoczyć! Ale o tym już przy kolejnym Wpisie.
Czytaj dalej »

piątek, 8 lipca 2016

Dlaczego nie kupiliśmy podwójnego wózka i dlaczego trochę żałuję?

Mamy kryzys. I to kryzys nie małej wagi, bo od niego zależą nasze spacery. Chwilę po tym, jak urodził się Leon pisałam Wam, że całkiem nieźle dajemy sobie radę na wypadach w trójkę. Młodszy leżał sobie w wózku, a Starszy dreptał obok lub jechał na rowerku. Sama nie wiem, kiedy zaczęło się sypać. Chyba tak po trochu. Jakub na klatce robił nam wielkie akcje, kiedy koniecznie chciał jechać na rowerku, a nam nie było to po myśli, bo trzeba było szybko coś załatwić. Był płacz. Były krzyki. Rowerek poszedł do piwnicy i jakoś daliśmy radę. Ale nagle starszy chłopiec zrobił bunt na chodzenie i chciał tylko na ręce. Gdy go nie bierzemy płacze, potrafi też położyć się na ziemi. A nawet jeśli zmuszony idzie, to robi to taaak wooolnoo. Jakby na złość dosłownie. Nawet rowerek nie jest już tak dobrym pomysłem, bo jedzie na nim mega powoli, co chwilę się zatrzymuje i już po kilku minutach chce na ręce. Postanowiliśmy podejść sprawę od drugiej strony. Skoro jest taki zmęczony na chodzenie, to hop do wózka, a Leo do chusty. Ha ha! Jakby mógł, to by go rozdrapał. Wózek, oczywiście. Rzuca się, krzyczy i ostatnio, co by nie zacząć włosów z głowy rwać wzięłam go na ręce, a R. z Leonem w chuście pchał naszą spacerówkę. Zapewne powinnam być bardziej stanowcza. Zapewne. Ale nasz syn jest najbardziej upartym dzieckiem, jakie znam, byliśmy na mieście i ręce opadły, aż po same kostki.

Nie wiem już co robić. Boję się wychodzić z nimi sama i tak oto czekam, aż R. wróci z pracy. Jeszcze wyskoczyć obok do sklepu, czy na plac zabaw nie jest takie straszne, ale ja bym tak chciała dalej! Dalej. Ze spokojem. Przyjemnością. 


Jak pisałam w tym poście [KLIK], brałam pod uwagę trzy opcje podróżowania. Opcję z podwójnym wózkiem odrzuciłam, bo Jakubko pięknie poruszał się o własnych siłach i bardzo rzadko używaliśmy spacerówki. Opcja ze spacerówką i chustą jest złem największym, bo przecież jak to? Leon jest noszony, a on nie? Pozostała jeszcze ta z dostawką. Pomysł bardzo fajny, ale gdy spróbowaliśmy w sklepie doczepić taką do naszego wózka, okazało się, że mamy zbyt wysuniętą gondolę i Jakub stałby wyprostowany jedynie gdyby tylko jego palce stóp dotykały podłoża. Trochę się podłamałam. Jedna jedyna dostawka na sklep. Zapał jednak całkiem nie opadł. Postanowiliśmy zamontować na stelażu wersję spacerową i wtedy zobaczyć, czy będzie jakaś różnica. Jeśli tak, nawet się nie zawahamy. Leon dalej będzie jeździł na płasko, bo taką też mamy opcję, a Jakub może odkryje, że jadąc, też można się świetnie bawić.

Trzymajcie kciuki za powodzenie akcji wózek - dostawka!



Czytaj dalej »