Dni lecą w zawrotnym tempie i bardzo się z tego cieszę, bo im szybciej leci tym szybciej będziemy w Polsce. Niestety nasz wyjazd przesunął się na 19. Pierwsze - praca R., ale ważniejsze drugie - szczepienie Okruszka. Bo któż nie patrzy w kalendarz i się nie orientuje, że przecież jak jest szczepienie, to i wyjazd lichy? No ja. Tym gorzej, że praktycznie całe dnie spędzam sama i czasem zwariować idzie. Kiedy już własnie tak wariuję wybywamy na spacer. Przynajmniej dwugodzinny. Najgorzej, że podczas takich spacerów odwiedzam sklepy, a to mniej więcej wygląda tak: rozumna głowa patrzy, rozgląda się i nagle trach! Rozum się żegna, zostaje fascynacja, która to bierze rzecz do ręki, wdycha i jakoś niezauważenie wędruje do kasy. Tam fascynacja kładzie rzecz na ladzie, kasjerka uśmiecha się, kasuje rzecz. Gęba nierozumna odwzajemnia uśmiech, bo jakże. Bierze torbę z rzeczą i wychodzi ze sklepu. Kilka kroków później rozumna głowa znów miga, powraca i zastanawia się, jak wytłumaczy się R. Znajome?
Zastanawiałam się czemu poświęcić ten post, bo głowa pełna, robocze również, ale ostatecznie kiedy kliknęłam mega stara rozpoczętą niezakończoną notkę, zaczęłam pisać o czymś zupełnie innym. Nierozgarnięcie sięga zenitu. Mówiłam już Wam, że pisałam kiedyś dużo? Ha! Dziennikarką miałam zostać. Z komisyjnym angielskim, jednak miałam. W Radiu sobie byłam, mówiłam, pisałam i mówiłam, to co napisałam. A potem wyjechałam do Niemiec zamiast na studia. Tak się oto potoczyła moja kariera :p
I jestem teraz tu. W punkcie, gdzie znów słowa uciekają spod palców. Gdzie idę deptakiem, niebo ciężkie wali się prawie na głowy, pachnie zielonymi igłami i rodzi się post. Co prawda chciałabym być bardziej na wschodzie, jednak zachód również się nadaje. Jestem Tu. W miejscu, gdzie mam R. i Okruszka. W miejscu, którego sobie nigdy nie wyobrażałam. Jako żona i jako matka. Bez pracy do której można wracać, bez bliżej zakreślonej przyszłości. Chłonę chwile. Tak bardzo ulotne. A na cele jeszcze przyjdzie czas. Tymczasem spełniam się w roli najważniejszej, jako mama małego łobuziaka.
Aha. Zagranica mnie rozleniwia.
A o czym miał być ten post? Zaczynał się "taką sytuacją":
Taka sytuacja
Idę sobie dumnie z wózkiem, a z naprzeciwka samotna spacerówka - obok biegnie półtoraroczna (?) dziewczynka z uśmiechem od ucha do ucha. Myśl chwili: za niedługo Jakubko tak będzie... A potem matka owej dziewczynki burzy cały obrazek wciskając jej do buzi smoczka.
Miałam pisać o tym, że nie rozumiem smoczka, jako "ubrania" dziecka. Jak to się nawet go określa: uspokajacz. Czy tamta dziewczynka wtedy musiała zostać "uspokojona"? Taka oto luźna refleksja, choć miała być ona postem o zaletach, wadach smoczka, o tym, kiedy najlepiej oduczyć (dwa lata), o... o czymś konkretnym. A wyszło, tak jak zwykle. Tak, jak na przykład moje Nowe ciało. Zaczęło się w piątek i w piątek też skończyło. Tak, jak moje sprzątanie, które powinno być codzienne, a przychodzi do tego, że robi się generalnym, bo tak dom zapuszczony. Potrzebuję większego zorganizowania. Ale jak tu znaleźć siłę?
No jak?
Just You Quack me Up! |
Jak mam tragiczną noc, to też pozwalam sobie na kawę i jakiegoś ekstra pobudzenia u córci nie zauważyłam.
OdpowiedzUsuńCo do smoczka u takich dużych dzieci to NIE KUMAM. Jedzie taki w wózku, spokojny to po co mu smoczek, no po co? Głupota, której nie zrozumiem. Moja Karolcia potrzebuje smoczka jedynie do zaśnięcia i w aucie, teraz przy ząbkowaniu może bardziej intensywnie, ale w ciągu dnia w ogóle jej nie daję, nawet nie "uspokajam" jej smoczkiem.
No to super. Ja w ogóle myślałam, że nie można i już. Ale narazie nie widzę zbytniej różnicy, a smak niezapomniany!
UsuńNo właśnie smoczek uspokajacz, ale Kuba dostaje go na sen, no i jeśli wpadnie naprawdę w histerie i żadne tulenie, lulanie nie pomaga.
Co do kawy, to wiele się nie musiałam zastanawiać, ja po prostu nie pijałam "zwykłej" kawy, tylko Inkę. Za to po zakończeniu karmienia, czasem skusze się na małą czarną. ;)
OdpowiedzUsuńPrzy inkowej rzeczywiscie sprawa prosta, bo nie trzeba wyrzeczeń :) a normalna, raz na jakiś czas w mały ilościach na pewno nie zaszkodzi, a sprawi mamie przyjemnosć.
UsuńJa na moje szczęście bardzo nie lubię pić kawy. Jedyne do czego jej używam to peeling pod prysznic :-)
OdpowiedzUsuńJedyny minus to taki, że w momencie jakiegokolwiek przysypiania nie bardzo mam czym się ratować.
pozdrawiam,
diabelnieanielska.blogspot.com
Peeling swoją drogą jest świetny! Skończył mi się już jakiś czas temu i dalej nie mogę się zebrać, by zrobić nowy :) i to rzeczywiście minus bezkofeinowy.
UsuńCo do wpływu kawy na dziecko karmione piersią, polecam zajrzeć tutaj http://www.bezpiecznekarmieniepiersia.com/lek/inne_leki/lek_psychostymulujący/kofeina
OdpowiedzUsuńJa się wstrzymywałam, ale od kilku dni popijam jedną- dwie słabe dziennie i nic się nie dzieje :) Bez kawy generalnie życia na dłuższą metę sobie nie wyobrażam. W ciąży kupowałam w Carrefour kawę rozpuszczalną bezkofeinową i smakowała PRAWIE jak normalna :) A tak w ogóle to dla mnie prawdziwą kawą jest tylko taka z ekspresu ciśnieniowego, taka mocna że aż wykręca :) Rozpuszczalną uznaję za "zło konieczne" ;) Pozdrawiam ciepło!
Prawie robi różnicę, co? ;) ja bym tam Nescafe bezkofeinową kupiła, ale jest droższa niż normalna! Rozbój w biały dzień. Kiedyś piłam dużo kawy i teraz takie wyrzeczenie jest dla mnie trochę ciężkie, szczególnie po nieprzespanej nocy. No cóż. Rano wypiłam jedną z łyżeczki, no i zobaczymy ;) I dzięki za linka! Chyba pierwszy tak rozległy artykuł, jaki przyszło mi czytać o kofeinie i karmieniu piersią.
UsuńJa zamiast kawy pijam w litrach colę ;) wiem, paskudny nawyk! Ale z nałogami ciężko walczyć!
OdpowiedzUsuńMój stosunek do smoczków skończył się, gdy ja, jako zaradna mama obkupiłam się w róśnego rodzaju smoczki, a mój nieodrodny syn nie chce żadnego! ;)
Kawę piłam w czasie 1 i 2 ciąży i podczas karmienia - jedną dziennie, max 2 z mlekiem. Mam bardzo niskie ciśnienie, po za tym lubię. W czasie ciąży lekarz zezwolił, a nawet mówił, że przy moim ciśnieniu to nawet i 2 - słabe. Podczas karmienia też się konsultowałam z położną i ona nie widziała przeciwwskazań. Nic się nie działo. Nie piłam tylko cappuccina, które też bardzo lubię, a teraz juz nie karmię, więc się nim ponownie delektuje ;)
OdpowiedzUsuńSmoczków nie mamy, moja córka odrzuciła na początku. Potem jej kilka razy chciałam dać jak płakała, ale nie chciała. jeden problem z głowy. ;)
Ja kawy nie piję więc w tym temacie nie pomoge.
OdpowiedzUsuńTak to jest, że planujemy jedno a wychodzi drugie. a w tamtym roku mieszkałam w ameryce i miałam zamiar studiować tam internnational menagment czy inne takie marketingowo biznesowe sprawy. Ale wróciłam i teraz również wychowuję łobuza. I mimo wizji, że mogło być tak fajnie, to cieszę się z tego jak jest ;)
Co do smoczków- mój je sobie upodobał ale tylko jak idzie spać. Chociaż śmiać mi się chce bo co mu robię zdjęcie to ze smokiem w buzi :D
Ja od niedawna raz dziennie zdobywam się na odwagę i popijam nescafe 3w1. Pewnie zdrowe to nie jest, ale taką mam ochotę! Na razie wszystko jest ok, Laura sypia jak zwykle. Mam też ogromną ochotę na taką mielona sypana, z miodem i cynamonem, ale boję się :D
OdpowiedzUsuńJa piję Mama Coffee i jest naprawdę ok :)
OdpowiedzUsuń