niedziela, 8 stycznia 2017

28 miesiąc życia Jakubka

Co prawda oficjalnie leci już dwudziesty dziewiąty miesiąc, ale bez zaległości się nie obyło, niestety. Mam nadzieję, że kolejny miesiąc przyniesie nam regularność. I co więcej - zdrowie. Na początku grudnia walczyliśmy z zarazkami i w styczniu przeżywam jakby deja vu. Tylko tym razem podwójnie, bo zaatakowało oskrzela. Walczymy jednak, trochę aptekowo, trochę naturalnie i powoli widać poprawę. Jakub jest dzielnym pacjentem, pali się do mierzenia temperatury i picia syropów, co dla mnie jest wyjęte z kosmosu :) Niestety jego młodszy brat się zaraził, więc sama/sam widzisz. Mamy u siebie domowy szpital.



Wróćmy jednak do grudnia. W grudniu Jakub zaskoczył nas kilkoma rzeczami. Po pierwsze - zaczął gadać. Co prawda nie są to wyraźne słowa, które konkretnie coś oznaczają, ale mówi. Mówi dużo do siebie, w trakcie zabawy, udając, że dzwoni. Jego jaa, haloo? za każdym razem topi moje serce. Nauczył się mówić bejbi i teraz mówi tak nawet na kuzynów, którzy są dużo starsi od niego. Nadal zamiast krowy jest buu, zamiast kota miaał, a małpa i banan, to uhuhu. Baaardzo dużo pokazuje. Pokazuje co chce, porozumiewa się z nami za pomocą dźwięków i zrozumiałych dla nas fraz. Czasem reagujemy instynktownie. Jest bardzo wylewny jeśli chodzi o uczucia. Uwielbia kochać, głaskać, dawać buziaki. Przytulas z niego mały. Z drugiej jednak strony jest bardzo samodzielny. Przyszedł etap "ja sam" i powiem Ci jedno - trzeba przy tym dużo cierpliwości. Ten miesiąc nauczył mnie, żeby pytać. Kiedy chcę go ubrać, pytam, czy zrobi to sam. Odpowiedź zawsze jest jedna. Kiedy coś mu nie wychodzi nie pcham się, by zrobić to za niego. Pytam czy pomóc. Czasem nawet kilka razy. Musi sam zrozumieć, że jednak potrzebuje wsparcia, wtedy chętnie o nie prosi i obywamy się bez krzyku i płaczu. Potrafi już sam się rozebrać, ćwiczymy nad ubieraniem się. Na wiosnę na pewno będzie to łatwiejsze.

Po drugie - rozpoznaje kolory. Jeszcze ich co prawda nie nazywa, choć kilka razy zdarzyło mu się wskazać i powiedzieć gelb (żółty), ale zna kolory i potrafi tworzyć kolorystyczne grupy. A zaczęło się od nowych zabawek. Wystarczyły łódki i pinezki.



W grudniu byliśmy również na basenie, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Świetnie się bawiliśmy i po raz kolejny stwierdziliśmy, że powinniśmy wybierać się częściej, przynajmniej raz w miesiącu. Teraz niestety blokują nas wirusy, ale mam nadzieję, że uda się końcem miesiąca.



Po trzecie - na dobre pożegnaliśmy się z pieluchomajtkami. Jeszcze niedawno używaliśmy ich na wyjścia, ale było to już bezsensowne, bo Kuba i tak czekał na przyjście do domu i korzystał z nocnika. Dotychczas zdarzyła nam się tylko jedna wpadka. I to kilkanaście metrów od domu, jednak winna była temu histeria. Jaki to był koszmar! Ja z Leonem w nosidle i Jakub, któremu nie pozwolono obsłużyć się samemu w sklepie, wybudzony, po minucie drzemki. Całą drogę krzyk i glut po kolana, uciekanie na ulicę. Cieszyłam się, że histerie mamy za sobą, ale chyba zwyczajnie nie miała pola do popisu. Wszystko jest jednak po coś. Ta sytuacja nauczyła mnie, by nie ruszać śpiącego lwiątka. Choćby nie wiem co.

Poza tym u nas wciąż trwa mini impreza. Jakub uwielbia tańczyć. Biegnie nawet do nas i krzyczy "jjiiii", co oznacza, żeby włączyć mu muzykę. Kiedy tylko usłyszy rytm rusza w tany. Ma również swoje dwie ulubione reklamy. Kiedy usłyszy pierwsze sekundy Krakowskiej i "nawet gdy jest cienko, to jest grubo" rzuca wszystko i zaczyna swoje kręciołki. Z kolei przy reklamie kawy Lavazza pochyla się, wypina pupę i kręci nią. Podpatrzył u mamy :D

Nadal lubi wszelkiego rodzaju auta i majsterkowanie.


 A najlepsze wygłupy są z najwspanialszym tatą. A jakże!





Jest przekochany. I choć czasem mam/mamy ochotę wysadzić się w kosmos, to kochamy go całym sercem i topnieje nam wszystko, nie tylko serce, kiedy widzimy, jak podchodzi do młodszego brata, podtrzymuje mu picie, głaszcze po główce i daje buziaka, a kiedy ten zabiera mu zabawki, woła "niuniu". Na szczęście bicie i popychanie się skończyło, ale o tym kiedy indziej.

Dobrego dnia!




2 komentarze:

  1. U mnie młody jak słyszy początek Kuchennych Rewolucji, wszystko rzuca i musi patrzeć w telewizor, najprawdopodobniej oczywiście jest to związane z tym, że tylko to oglądam :). To niesamowite jak dzieci się rozwijają i jakie są mądre, możemy się od nich wiele nauczyć :) choroby to najgorsze co może być u dziecka, jeja wtedy świat nie istnieje, głowa pęka i modlę się o to, aby jak najszybciej przeszło.
    Zdrówka :) oby Wam się udało znowu lecieć na basen :)
    Pozdrawiam :)
    matkapolka89

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tymi atakami buntu to chyba będzie trwać i trwać hehe. Myślałam, że u nas też już minęło, ale zdarzają się takie histerie, że aż wstyd pisać :P

    OdpowiedzUsuń