
Czuję się, jakby od ostatniego Wpisu tutaj minęły całe wieki. A może minęły? Dni mijają mi niepostrzeżenie. Szczególnie, kiedy R. ma popołudniówki i poranek mija nam na zakupach, załatwianiu ważniejszych spraw, a potem on już jedzie, Jakubek idzie na drzemkę lub się z niej budzi (ostatnio jest z tym nieobliczalny), mija dwunasta i to się bawimy, to coś oglądamy - w międzyczasie robi się obiad (oczywiście, że sam!) - aż w końcu nastaje wieczór, kąpiel, kolacja. Jakubek albo pada już o 17 albo czeka na tatę i idzie spać o 19. Ostatnio dłużej nie...