piątek, 31 lipca 2015

48 TO - miesiąc jedenasty!

No cześć!



W środę Jakubko skończył pełne jedenaście miesięcy. Jeszcze miesiąc i już będziemy mogli jego wiek liczyć w latach... Rok, półtorej, dwa latka. Podobno po roku czas pędzi jeszcze szybciej. I tak sobie myślę... Jeszcze szybciej naprawdę się da?

Raz dwaaaa trzy!

Miałam czekać do końca i wystrzelić tą wiadomością, jak z armaty, ale tak mi ona wszystko przysłania ostatnio, że kompletnie nie wiem co mogłabym napisać, poza tym, że... Jakubko chodzi. Nasz mały Okruszek chodzi. Drepta. Czasem biega. Co tu dużo mówić, trzeba zobaczyć!



Oficjalną datą jego dreptania jest 27 lipca 2015 r. Wtedy po prostu zaczął się puszczać od jednej osoby do drugiej i ku naszemu zdziwieniu świetnie sobie radził, a następnego dnia to już w ogóle chodził tak, jakby robił to od dawna. My pękamy oczywiście z dumy, ale też coraz częściej łapiemy się za głowę. Wczoraj na przykład Kuba grzecznie bawił się koło fotela, podczas mojego pisania i nagle zrobiło się jakoś tak za cicho. Kiedy spojrzałam już go nie było. Jak szalona przebiegłam przez pokój, wyskoczyłam na hol, a ten kroczek za kroczkiem już wchodził do łazienki. To były sekundy. I nadal nie wiem, jak wstał, obkręcił się (ma jeszcze z tym problemy) i tak cicho i szybko przemierzył taką odległość. Rzeczywiście trzeba teraz mieć oczy dookoła głowy. Ale cieszę się. Naprawdę. Czekałam na ten moment. Teraz tylko zostaje nam jeszcze większe uważanie i kibicowanie mu w szlifowaniu tej umiejętności.



Tydzień pełen wrażeń.

W tym tygodniu tyle się działo, że nie wiem nawet od czego zacząć. Bywaliśmy na basenach, grillowaliśmy, odwiedzaliśmy liczne ciocie, kuzynów Jakubka, byczyliśmy się w parku, na kocyku. Czasem wychodziliśmy z domu rano, by wrócić na wieczorną kąpiel. Te dni były tak pełne i tak piękne, że nie wiem, jak uda mi się na nowo odnaleźć w niemieckich dniach praktycznie sam na sam. Ale o tym nie dziś! W ogóle, jak to chyba jest już tradycją nie wracamy dziś, a we wtorek, czwartego sierpnia. Powodem są formalności związane z nowym pojazdem R., ale po wczorajszej przygodzie na całodobówce i tak byśmy dzisiaj nie wyjechali. O tym za chwilę. Teraz porcja zdjęć z minionego tygodnia.


Ciocia Paulina
Ciocia Klaudia

Basen taki dobry w kąpielówkach takich oryginalnych


Jedenasty miesiąc.

Miesiąc jedenasty kończymy w ubrankach w rozmiarze 80 - 86. Z dziesięcioma zębami i wyżynającymi się kolejnymi dwoma, jak nie czterema, z nocami pełnymi krzyku, kręcenia się, wiercenia i budzenia w środku nocy z oczami, jak pięć złotych. Od wczoraj myśleliśmy, że ząbkowanie przyniosło również dni pełne płaczu, noszenia i odparzenia wywołanego wolnymi kupkami, ale wieczorna gorączka i nasilające się zmienianie pieluchy co godzinę wysłało nas do lekarza. Wróciliśmy o 22 z grypą jelitową, lekarstwami i zaleceniem nawadniania, co było dosyć ciężkie przy zbliżającej się nocy i z niewspółpracującym Jakubkiem. Ale gdybyśmy się nie uparli wylądowalibyśmy w szpitalu na nawadnianiu, więc woda szła w ruch non stop. Dziś jest dużo lepiej. To co najgorsze chyba już minęło. I niech nie wraca!

Ale wracając już do tych przyjemniejszych spraw, to miesiąc jedenasty to także raczkowanie pełną gębą, chodzenie i pierwsze próby jedzenia łyżeczką i widelcem. To robienie "papa", "halo, halo", bicie "brawo", ogólnie większa komunikacja z nami i innymi, nawet nieznajomymi osobami. Okruszek czaruje i to nie tylko my łapiemy się na ten uśmiech :)


Pierwsze samodzielne lody

Zmykam teraz usypiać małego chorowitka, a Wam życzę przyjemnego weekendu. A jeśli u Was również jest tak chmurno i zimno, jak u nas dzisiaj, to niech słońce szybko wyjdzie!


Czytaj dalej »

piątek, 24 lipca 2015

47 TO - momenty.

Każdy dzień

Każdy dzień jest inny. Każdy dzień ma swoje nowe uśmiechy, radości, umiejętności. Inne spojrzenia, przytulenia. Ostatnie siedem dni minęło nam dużo spokojniej, z racji tego, że Jakubek przyzwyczaił się do babci i cioć, więc mogliśmy trochę odsapnąć. Choć w tych upałach i tak o to ciężko. Upały są nie do zniesienia... no, chyba że ma się basen!


Szukałam zdjęć w basenie, ale przepadły. Trzeba będzie nadrobić. Mam za to urocze zdjęcia Jakubka i jego kuzyna Marcela, kończącego teraz pół roczku. W przyszłości będą oboje nieźle broić.


I R. przymierzający się do dwójki maluchów :D


Ogród, wylegiwanie się na kocu w cieniu, moczenie dla ochłody w basenie i ciche wieczory na tarasie, to coś do czego ciągle tęsknię. Teraz mamy to w zasięgu ręki i jak pomyślę o wyjeździe, to robi się smutniej. Ale ale! postanowiłam kompletnie o tym zapomnieć i po prostu cieszyć się nadchodzącymi dniami. O tamtym pomyślimy za tydzień. W sumie wtedy, kiedy Okruszek będzie kończył jedenaście miesięcy. Pewnie nie myślicie o tym, jak ja, na pełnym wydechu, ale mimo to... robi wrażenie, prawda? ;) O pełnym podsumowaniu jednak za tydzień, dziś o naszych ostatnich momentach.

Nasz dzień.

Jakubek budzi się koło szóstej, choć ostatnio, kiedy musiałam wstać na termin o szóstej, spało mu się najlepiej i jak wychodziłam o siódmej przewracał się dopiero na drugi bok. Taka sprawiedliwość! Rano przymusowo odbywa się obchód domu, a kiedy w pobliżu pojawi się nasz pies Nero jest najwięcej radości. Z początku dotykał go jedynie paluszkiem, sprawdzając na ile może sobie pozwolić, a teraz klepaniom i przytulaniu nie ma końca. Tak. Okruszek przytula. Psa. Chwyta go za sierść i przytula policzek do jego boku, uroczo przy tym mrucząc lub piszcząc. Za każdym razem mnie to rozczula. Przytula się również do cioć, do babci, całuje, chodzi z nią z rana po maliny do ogrodu i dosłownie je z jej ręki. Jedzenie owoców mu się podoba, gorzej z obiadami, choć to przypisuję upałom i idącym zębom. Noce znów stały się koszmarem, a urażone dziąsła kończą się płaczem. Pytanie za sto punktów - kiedy prześpię ciągiem chociaż cztery godziny? Co ciekawe rano budzę się całkiem do życia, a po kawie to już w ogóle, góry mogę przenosić! Tajemna moc macierzyństwa?



Umiejętności.

Ostatnio za sprawą Kasi, której Ola skończyła pięć miesięcy zerknęłam na nasz wpis z tego okresu. Umiejętności Jakubka wtedy i teraz dzieli ogroomna przepaść. Przecież pół roku temu ledwie siedział, a teraz już stawia pierwsze kroki. Czy to zaskoczenie nim, tym co robi i jak się zachowuje kiedyś minie? Nie wiem. Jedno jest pewne. Dłuższy czas będę patrzeć z zachwytem, jak wrzuca klocki do sortera, przymierza, obserwuje kształt i wprowadza poprawki. Jak z pomocą podchodzi do zabawki, kuca i paluszkiem dziubie okruszki rozsypane obok. Jak zabawnie odrzuca piłkę, machając rękami na wszystkie strony, jakby się od niej odganiał. Obserwowanie go chyba się nie znudzi.



Spacery.

Poza tym, wrzuciliśmy na luz i jakiekolwiek wyjścia z Okruszkiem są pestką. Wcześniej wyjeżdżając wózkiem myślałam tylko o tym, kiedy zacznie się marudzenie i próba wyjścia na zewnątrz. Teraz marudzenie przetrzymujemy biszkoptem, kawałkiem bułki, zabawką, a kiedy już naprawdę mu się nudzi, zalicza krótki spacer na nóżkach, trochę go nosimy, pokazujemy otoczenie i kolejne włożenie do wózka przyjmuje nawet z wdzięcznością, że może odpocząć. Śmiesznie, że musiało minąć tyle miesięcy, by człowiek w końcu wyluzował się we wszystkich sprawach. Pożyczyliśmy również rowerek na krótsze wypady na miasto, który się sprawdza świetnie. W Niemczech się nad nim zastanawialiśmy, teraz wiem, że nie potrzebnie, trzeba było brać!



 Zaliczyliśmy również pierwszą kawę z Okruszkiem. Było sporo zamieszania i latania za okolicznymi gołębiami, ale warto było się na to otworzyć.




To nasze momenty. A jaki moment z poprzedniego tygodnia Wam zapadł szczególnie w pamięć?
Czytaj dalej »

piątek, 17 lipca 2015

46 TO - powolne powroty.

Ahoj!

Aż trudno uwierzyć, że minęły już dwa tygodnie od naszego przyjazdu do Polski. Feralnego przyjazdu, ale koniec końców od początku tygodnia staraliśmy się cieszyć tym pobytem mimo wszystko. I w sumie wyszło na tym, że od wtorku rządziliśmy się z Jakubkiem sami, bo R. pojechał do swojej mamy, która niestety przebywa jeszcze w szpitalu w Piekarach Śląskich. 

Dziś R. wraca do nas i kolejne dni planujemy wykorzystać, jak najlepiej. Już są plany basenowe na jutro, a potem? Długie spacery, byczenie się na tarasie, w ogrodzie, wyjazdy nad jezioro, moc słońca i bycia ze sobą. Przeżyliśmy swoją tragedię, jednak nie możemy się zamknąć w domu, szczególnie z tak rozbrykanym dziecięciem, jak Jakubek. 






A Jakubek... czasem przechodzi samego siebie. Zmiana otoczenia plus wypadek i tak od dwóch tygodni wisi mi na szyi aż do zanudzenia. Stał się bardzo wrażliwy na bodźce i w mig czai, że znikłam z pokoju. Zanosi się wtedy w swojej histerii i uspokaja w ciągu sekundy, kiedy wezmę go na ręce. Powiem szczerze, że stało się to tym bardziej uciążliwe, kiedy pojechał R.. Co prawda robimy niewielkie postępy, ale sądzę, że nie wyjdziemy z tego stanu przed powrotem. Życie!



Ruszając te milsze kwestie - z dnia na dzień Okruszek staje się coraz mądrzejszy. Zaczyna rozumieć wiele rzeczy i jak np. mówię mu, żeby włączył światełko w naszej kuli z Chicco, ten ochoczo wyciąga paluszek i celuje w włącznik w kształcie księżyca. Jaka jest radość, kiedy rozbłysną gwiazdki! Sprawa ma się tak samo z wyłączaniem. Coraz więcej też chodzi, czasem puszcza się robiąc kilka kroków sam, ale nadal boi się iść świadomie. I ciekawi go wszystko! Teraz spacer jest ciężką przeprawą, bo kiedy jest na nóżkach chce podnosić wszystko co na ziemi, od kamieni po pety papierosów. Automatycznie słyszy od nas ciągnące się od jakiegoś czasu stanowcze "nie wolno" :) 

Dnie mijają nam zatem głównie na spacerowaniu i oglądaniu Tarnowa. W nocy natomiast śpi się dużo lepiej. Jakubko co prawda nie przesypia nocy, ale już pożegnałam się z wstawaniem i bujaniem go w wózku. Co dziwne, bo na tapecie mamy rozpulchnione dolne trójki. Właśnie! Co do zębów. Okruszkowi wyszły na raz dwa kolejne i teraz może się poszczycić dziesięcioma zębami. A te dwa to prawdopodobnie czwórki. A na pewno górne :)

Dziś tak króciutko, powoli się otrząsając i wracając do Bloga. Te dwa tygodnie przerwy pokazały mi, że trudno mi bez pisania tutaj. Na pewno nie znikniemy!
Czytaj dalej »

czwartek, 9 lipca 2015

Zawieszenie

Długo myślałam, czy cokolwiek tu napisać. Moją wewnętrzną walkę zwieńczyła uczciwość. Blog już jakiś czas temu przestał być zwykłym miejscem do napisania kilku słów z naszej codzienności. Zrodziła się wyjątkowość, którą stworzył sam Okruszek i Wy, którzy wciąż jesteście, czytacie, interesujecie się...

Gdybym zniknęła nagle nie byłabym uczciwa wobec Was i także wobec samej siebie. Dlatego napiszę krótko, że przez jakiś czas może nas tu nie być. Nie wiem, kiedy znów wrócimy, kiedy staniemy na nogi, otrząśniemy się, kiedy znów będę mogła napisać z lekkością serca o naszym życiu. Na razie jest ono okraszone naszą tragedią.

W piątek, około godziny trzynastej godzinę przed miejscem docelowym w Polsce mieliśmy wypadek samochodowy. Wjechano w nasz samochód, dachowaliśmy, upadliśmy kilka metrów dalej, najgorzej wyszła z tego mama R. Okruszek obił sobie jedynie głowę przy odpinaniu z fotelika... Więcej nie potrafię w tej chwili napisać. Żyjemy. Co jest naszym cudem. Teraz próbujemy dojść do siebie. Potrzebujemy czasu. Dajcie nam go. Wrócimy na pewno.

Rany fizyczne goją się szybko, psychiczne już ciut gorzej.
Czytaj dalej »

środa, 1 lipca 2015

44 TO - miesiąc dziesiąty.

Dwa dni temu Jakubko skończył dziesięć miesięcy. Każdy kolejny przyjmuję z większym spokojem, przyzwyczajając się do myśli, że minione dni nie wrócą, czas biegnie, jak szalony, a my możemy jedynie to zaakceptować, cieszyć się rozwojem naszych dzieci i iść do przodu.

A w międzyczasie...

Przytulać się! Powiem szczerze, że kiedy Okruszek był rzeczywistym Okruszkiem tęskniłam do chwil, kiedy będzie na tyle świadomy, żeby okazywać nam swoje uczucia. Żeby podejść, wyciągnąć ręce i objąć za szyję, położyć głowę na ramieniu. W takich chwilach, które teraz zdarzają się bardzo często mogłabym trwać w nieskończoność.


Już teraz widać, że jest wrażliwym chłopcem, stanowczym, silnym, ale umiejącym okazać swoje uczucia. Na razie nie ma mowy o nieśmiałości. Lubi się śmiać, zagadywać ludzi, obserwować. Wyjście na miasto z nim to czasem jeden wielki uśmiech. Jestem ciekawa, jak zareaguje na zmianę otoczenia i języka. Co zbliża się wielkimi krokami. W ciągu tych dziecięciu miesięcy, będzie to nasz trzeci wyjazd do Polski, dwa pierwsze zniósł świetnie, ale teraz jest dużo bardziej świadomy, choć najbardziej co mnie przeraża, to podróż samochodem!

Samochód.

Przy pierwszej podróży (miesięczny Okruszek) spał jak zabity całą drogę praktycznie. Przy drugiej (trzymiesięczny Okruszek) już było ciężko go utrzymać w foteliku, bo chciał na wszystko patrzeć. A teraz?! Wczoraj mieliśmy niespodziewany test nowego fotelika, ale nawet ten, nie wiadomo, jak wygodny nie zdołał sprawić, że Jakubko siedział spokojnie. W ruch poszły grzechotki, piszczałki, książeczki, aż ostatecznie uratowały nas krótkie bajki i piosenki z mojego telefonu. Jak dobrze, że je ściągnęłam! A to było tylko pół godzinki jazdy. Co będzie z tak długą podróżą do naszego Tarnowa? Połowę mam z głowy, bo będziemy jechać nocą, ale potem... rano... Okruszek się obudzi i jak to on będzie chciał być wszędzie. Pod siedzeniem, koło mamy, koło taty, koło babci, dziadka, przed kierownicą, na dachu... Drogie mamy - macie jakieś niezawodne sposoby na utrzymanie ruchliwego dziecięcia w foteliku?



Zmiany

Dzięki opisowi ostatniego miesiąca mogę Wam powiedzieć, co się zmieniło przez te trzydzieści dni. Największą chyba zmianą jest poruszanie się Jakubka. Kończąc miesiąc dziewiąty dopiero próbował stawiać kroki, chodził bardzo ostrożnie, po kroczku, z wyciągniętą ręką dla równowagi. Teraz potrafi w tej ręce trzymać jakąś zabawkę, gryźć ją, wymachiwać, a nogi prowadzą go, jak na skrzydłach. Jak nieźle zacznie, to nawet biegnie, a nie drepta. Na szczęście urósł tak, że nie musimy się już schylać, tylko spacerujemy oboje wyprostowani, a Kuba jedynie przytrzymuje się naszych palców. Takie spacery to sama przyjemność! Gorzej, jak dziecię umyśli sobie iść w prawo, bo tam gołąb, odbicie w wystawie sklepowej, balon, wózek z kolegą do pogadania, pani śmiejąca się do niego, a my akurat chcemy skręcić w lewo. Takie oto niezgodności. Dobrze, że jeszcze można go wziąć na ręce i zmienić jego tor :)


Gorzej kiedy "chodzi" w domu własnymi ścieżkami. Kroję paprykę do obiadu, nagle patrzę, a tu tadaaam! przemeblowanie!


Na powietrzu

W tym tygodniu od początku ciągle gdzieś chodzimy. Nie było dnia, w którym byśmy cały czas siedzieli w domu. Kuba uwielbia być na świeżym powietrzu i tak ostatnio odwiedziliśmy znów Ogród Botaniczny i pojechaliśmy ze znajomymi nad jezioro. Nawet takie zwyczajne spacery wśród zieloności, czy siedzenie na trawie, zabawa w piasku sprawia mnóstwo radości.






Na walizkach

 Aktualnie jesteśmy w fazie sprzątania domu i pakowania się. W czwartek nocą jedziemy do naszego rodzinnego Tarnowa i już teraz głowa mnie boli, jak pomyślę, co mamy spakować! Zrobiłam nawet specjalną listę, ale nikt mi nie powie niestety, czy czegoś na niej nie umieściłam :p

No nic, trzymajcie kciuki, a ja odezwę się już z Polski!


Czytaj dalej »