sobota, 29 listopada 2014

piątek, 28 listopada 2014

13 TO - trzy miesiące jestem z Wami!

Dzisiaj mija trzynaście tygodni, jednak jutro jest o wiele ważniejsza data, bo przecież Jakubko nasz kochany skończy o 13:47 trzy miesiące! Całe calutkie trzy. Czy każdy miesiąc będzie sprawiał taką radość?

W tym tygodniu nie mogłam się nacałować mojego synka. Mimo tego, że nieźle dał nam popalić. I kiedy noce były jako takie znośne, tak podczas dnia uciekaliśmy na spacery, bo wtedy tylko mogliśmy się odprężyć na dłużej. Ale. No własnie ale. Kiedy już myślisz, że nie masz siły, nie dasz rady ten szkrab Twój nieznośny uśmiecha się do Ciebie rozbrajająco, albo tuli się, kładzie rączkę na Twoim kolanie. Takie małe gesty, a znaczą więcej niż wszystko inne. Bo wtedy nawet zniecierpliwiona złość odchodzi.

Podczas jednego bólu brzuszka i nasz nieoceniony Hipcio termoforek! 


Jest siódma rano, Kuba jak zwykle obudził  mnie po 5, dziś rekord - o 6 podniosłam się z łóżka i chyba już tak zostanie na dłuższy czas. Mały złośnik upodobał sobie tą godzinę i koniec. Jak w zegarku. A ja chyba zdążyłam się do niej przyzwyczaić.

Hitem trzynastego tygodnia są książki. Nie żadne czarno białe, kontrastowe, z samymi obrazkami, ale prawdziwe książki! Pachnące cudowną nowością. Kiedyś już pisałam, że u nas w Niemczech polskiej księgarni brak, więc zostaje mi zamawiać przez Internet. No i zamówiłam. Radość z paczki ogromna, bo przecież "Kubuś dostał paczkę", a jeszcze większa, kiedy posadziłam Okruszka na kolanach, książka przed nim, a ten jak zaczarowany oglądał obrazki i słuchał, jak czytam. Potrafi nawet kłaść rączki na okładkach i jak mu sie uda, to nawet kartę przewróci. Już do Przechowalni trafiły kolejne pozycje i R. zwariuje, kiedy go zasypię tymi książkami. Ale cóż. Jestem uzależniona od książek! Teraz planuję zamówić też coś dla siebie.


Największy stres trzynastego tygodnia? Zdecydowanie zdjęcie do paszportu (idiotyzm totalny - biometryczne zdjęcie niemowlaka? ha ha ha). Stresowałam się, bo Kuba był mega marudny i tak naprawdę chodziliśmy do fotografa trzy dni. Za pierwszymi dwoma Kuba spał, a kiedy się wybudzał, to histeria i zmykaliśmy do domu. Aż tu dnia trzeciego przeszliśmy się jedynie zobaczyć na godziny otwarcia jednego z salonów, a tu Okruszek oczka bam grzecznie patrzy. Myślimy "no ok. spróbujmy". Wyciągnęłam go z wózka, ściągnęłam czapkę, ciągle gugając, jak głupia ;p a miła pani kazała mi go "posadzić" na krzesełku, podtrzymując. Mina Kuby bezsenna. Wszyscy zaczęli się śmiać z jego podkówki, ale na szczęście nie płakał i uspokojony przeze mnie uspokoił się. Pstryk pstryk i po wszystkim! Nawet byłam zdziwiona, że tak szybko poszło, a na zdjęcie nie mogę się napatrzeć. Jest takie... dojrzałe :p


Co jeszcze?

Dni robią się coraz krótsze, jest coraz zimniej i ostatnio zastanawiałam się nad kupnem śpiworka do wózka. Tylko jaki? Oczywiście zostaje mi Internet, bo w Niemczech wszystko jakieś takie ograniczone (przynajmniej w dziecięcej kwestii). Drogie mamy - macie, używacie? Jakieś konkretne firmy i czy w tym wypadku cena jest ważna?

Poza tym dni płyną spokojnie, jak na końcówkę listopada. W grudniu to już pewnie w ogóle zwolnią. Ciekawe czy spadnie śnieg? Baardzo tęsknię za śniegiem. Tutaj u nas jest rzadkością, a jak już spadnie, to się krótko trzyma. Bardziej tak deszczowo jest. Może tej zimy ujrzymy białe płatki i będę mogła polecieć z Kubą do okna, krzycząc ogłupiale "patrz Kuba, to Twój pierwszy śnieg!"?

Leci, leci ślina, na prawo i lewo!

Czytaj dalej »

środa, 26 listopada 2014

Nowe Ciało

Kiedy byłam w ciąży miałam wyraźnie zarysowany plan na 'po porodzie', jeśli chodzi o zbędne kilogramy. Urodzić, odczekać odpowiedni czas i zacząć działać! Myśl pojawiła się, kiedy to w szóstym miesiącu dorwałam gazetę Woman Health i trafiłam na wywiad z Shakirą, która wróciła do formy w 60 dni po ciąży. Pomyślałam - Shakira mogła, to jaaa nie mogę?? No nie mogę. A przynajmniej - tak bardzo mi się nie chcę.



Jak to jest, że myśl o wysiłku fizycznym jest przyjemniejsza, kiedy z trudem wciskam spodnie na bądź co bądź zgrabną pupę, upychając brzuch i nieocenione boczki, a staje się niemożliwym, gdy jest czas, by taki wysiłek zrealizować? Na początku się migałam. Bo:

- rano dziecię śpi, to trzeba zwyczajnie napić się kawy i odprężyć, być Online
- w południe spacer, zakupy, obiad i tak leci aż do wieczora
- a wieczorem? kąpiemy Jakubko, a ja po próbach uśpienia go padam na twarz

Kiedy zatem wygrzebać czas?



Najważniejszy jest plan działania. Pomyślałam, że na początek, aby wyrobić sobie zwyczaj i w ogóle ruszyć z miejsca wykorzystam sobotę i niedzielę. R. jest wtedy w domu, więc pół godzinki plus prysznic nie będą tragedią. Dobrze pomyślałam? Okaże się w ten weekend. Drugą sprawą jest moja mało zbilansowana dieta. Jem dużo rano, tak jakbym miała potem nie jeść cały dzień i okropnie podjadam miedzy posiłkami. Na początku było super, bo się mocno ograniczałam z myślą o karmieniu piersią, ale teraz coraz bardziej sobie pozwalam. I gadanie, że idzie w brzuch nic nie daje!

Ale przychodzi czas, kiedy to kobieta staje przed lustrem i mówi: Halo stop. Jesteś kobietą i musisz o siebie zadbać. Masz na to czas i musisz znaleźć siły. Przecież jesteś extraMamą! Dasz radę. Potrafisz. Po takim wykładzie odwraca się od lustra, a koło ucha unosi się zgryźliwy szept "tylko jak długo...".

Nie popadajmy jednak w czarny humor! Plan działania jest. Trzeba go zrealizować. Powiedziałam R. żeby pomógł mnie mobilizować. Żeby w sobotę 'wyrwał' mi Jakubko z rąk i 'krzyknął' Rusz Tyłek! Właśnie tak. Rusz tyłek!



A jak Wasze plany na powrót do formy? Planujecie, realizujecie, czy najzwyczajniej w świecie nawet o tym teraz nie myślicie? ;)
Czytaj dalej »

poniedziałek, 24 listopada 2014

Dziecię niebujakowe.

Musimy zainwestować w aparat. I to koniecznie z dużą pamięcią! Od wczoraj ogarniam telefon, gdzie ponad tysiąc plików zrobiło swoje, a większość to oczywiście zdjęcia Jakubko. I tak usuwam te rozmazane, te powtarzające się lub po prostu "bez sensu ono". Wynik - 758. Nie ma tragedii. Jeszcze na świeżo przetrzepiemy je jutro. Czy Wy również robicie masę zdjęć Waszych szkrabów?



Jest ósma rano, Kuba oczywiście miał pobudkę o piątej typu "oczy szeroko otwarte, nawet nie bujaj, bo i tak nie usnę, pobawmy się za to". No to ja oczywiście mata na wierzch, dziecię na matę i próbuję dojść do siebie. Aż do pierwszego marudzenia. Do pierwszego "mamo, już mi się znudziło". Biorę małego marudę na ręce, chwilę z nim chodzę i usypiam w wózku na niecałą godzinę. O siódmej znów nie ma mowy o spaniu, to chodzimy, gadamy, bawimy, by teraz znów usnąć. Powiedzcie mi - czy nie można byłoby dodać tych wszystkich drzemek rannych w całość i tak pociągnąć je od tej piątej na karmienie do ósmej? O ósmej to ja się budzić mogę! Jednak na razie wstajemy, na każde zawołanie jesteśmy. Wróć. Wstaję. Jestem. Czasem tak trudno...

Ale nie o tym dziś miało być.

Dziś o tym, że mój synek jest nieodkładalny. Od początku najlepiej było mu w naszych ramionach, a o leżeniu samoistnym nie było mowy, bo o ile ze smoczkiem byłby wtedy spokojny, tak jest mu z nim nie po drodze, bo zwyczajnie go wypluwa. Nie zliczę nawet godzin noszenia, zanim nauczyliśmy go usypiać w wózku! I tak jest do dziś, dla jego wygody i naszej, bo nasz chłopiec bardzo często się wybudza, a wtedy wystarczy tylko "przód tył - przód tył" i dalej jest spokój. O metodzie na smoczek pisałam Tu.

Co jednak zrobić. kiedy zlew pełen naczyń, obiad do ugotowania, dziecię nie śpi i woła o noszenie? Pierwsza myśl - kupić bujaczek! No i kupiłam... Chwile poleży, pocuca swoje dłonie i płacz. Zabawki nie interesują, bujanie jakieś takie słabe a ja się zastanawiam, czy to model nie ten (Chicco Relax&Play), czy musi się przyzwyczaić, "dorosnąć" (tak, jak było z matą edukacyjną), czy po prostu lubić nie będzie i koniec. Jakie Wy macie z tym doświadczenie? 

(ile bym dała za to, żeby taki wyraz twarzy, jak na zdjęciu miał mój Kuba :p)

A może kupić chustę? Łapię się wszystkiego, czytam opinie, recenzje, ale nikt mi nie powie, że to będzie ten tak zwany "strzał w dziesiątkę". Ja to bym chciała chociaż piątkę ustrzelić... Na razie jednak zostaje mi żyć w pośpiechu, brać prysznic wieczorem, kiedy to R. jest w domu, gotować najprościej.

Takim oto westchnięciem kończę i życzę Wam miłego poniedziałku! :) Koniecznie dajcie znać jak to u Was jest z chustami i bujakami.

Mari.




Czytaj dalej »

piątek, 21 listopada 2014

12 TO - dogadywanie, odprężenie i wyzwania dzień ostatni

Dziś ostatni dzień wyzwania u Uli, a tym samym jedenaście tygodni Okruszka. Co by to był za tydzień bez napisania co się u nas działo! (entuzjazm opada...) Właściwie wiele dziać się nie działo, chleb powszedni, jak to mówią, ale :p

Okruszek

Myślę, że jakoś udało nam się dogadać. Przynajmniej wstępnie. I choć wtorek i środa, to były dwa najgorsze dni, a raczej noce, to mogę to przypisać skokowi rozwojowemu. Naprawdę. Chyba odkąd Kuba się urodził nie byłam tak niewyspana. Jak zwykle wykąpaliśmy Okruszka o 19, nakarmiłam go, pobawiliśmy się i tak "miał" spać do 22 na kolejne karmienie, potem o 2 i już o 5. A tu o północy istny horror. Leżeć było źle, bo marudził, popłakiwał, zło największe się działo. To sobie myślę - wózek! Jak zakwili, to tylko zabujam i gotowe. Yhyym. Bujałam. Całą noc. O 3, to już nawet przeniosłam się w nogi łóżka, śpiąc w poprzek, by mieć bliżej. Nie pytajcie, jak się czułam rano. Ale to już za nami i mam nadzieję, że już się nie powtórzy! Dziś Kuba dał mi się tak wyspać, że aż głowa mnie rano bolała z wyspania :p 


Co poza tym? No właśnie, nie skończyłam o tym dogadywaniu się. Kubuś guga, Kubuś ałuje, ełuje, uluje, gieguje, a nowa "fajna rzecz", którą odkrył, to to, że potrafi piszczeć. Piszczy i rozgląda się na boki, czy ktoś go usłyszał. Uśmiecha się na dzień dobry i wtedy, kiedy zgubi nas z oczu i znów odnajdzie. No i kąpanie! Kąpanie to nasz żywioł - mówiłam już, że przenieśliśmy się do wanny? Z wanienką daliśmy sobie spokój po jednej z kąpieli, kiedy to Okruszek obijał sobie główkę o plastik, a ja zostałam z przemokniętymi spodniami.


Co jeszcze?

- wodzi wzrokiem za osobami, przedmiotami
- chętnie bawi się na macie edukacyjnej, uśmiechając się i gadając do zabawek
- chwyta zabawki i hm "tarmosi" nimi
- położony na brzuszku nie tylko podnosi głowę, ale też unosi się na rękach
- wkłada rączki do buzi na potęgę


Ja

W przyszłym tygodniu Kuba skończy trzy miesiące, a ja jakoś dopiero teraz czuję się mamą pełną parą. Hm. Może źle powiedziane. Czuję radość z bycia mamą. O. Pierwsze dwa miesiące, kiedy płacz przeważa nad spokojnymi chwilami nieźle dają w kość i trzeba przyznać - jest ciężko. Cieszę się, że mam swojego R. i że dzięki niemu mogę sobie pozwolić na aromatyczną kąpiel na przykład albo na spokój pisania tutaj. Czuję się świetnie, wrzucam więcej luzu i chociażby wczorajszy dzień minął nam prześwietnie. 


Wyzwanie

Przechodząc do wyzwania blogowego, to dzisiejszym tematem jest "Ważny szczegół". Ula się naprawdę postarała w listopadzie, bo trzeba nieźle pomyśleć nad przygotowanymi punktami. Listopad od zawsze kojarzył mi się z chłodem za oknem i ciepłem trzymanym w dłoniach. Z królującą herbatą! A ta smakuje najlepiej w szczególnym kubku. Co tu więcej mówić? Zostawię Was po prostu ze zdjęciem.



To już naprawdę koniec wyzwania...?
Czytaj dalej »

czwartek, 20 listopada 2014

4. Czego się nauczyłam?

Poprzednim miesiącem był październik. (musiałam się nieźle nad tym zastanowić!) Calutki październik spędziliśmy w Polsce i odpowiedź na pytanie "czego się wtedy nauczyłam" jest bardzo prosta. Albowiem w poprzednim miesiącu nauczyłam się celebrować chwile. Brać do ust czas i nie od razu go połykać, a smakować. Jakubko skończył dwa miesiące i uświadomiłam sobie, że nie jestem jedynie matką, ale też nadal żoną i (tak tak!) nadal kobietą.

Kawa w Tramwaju smakowała podwójnie dobrze, spacer w parku pachniał liśćmi i mglistym słońcem bardziej, a róże od męża mieniły się intensywniejszą czerwienią.

Teraz znajduję czas na kąpiel (przynajmniej raz w tygodniu), ubieram się staranniej, przytulam mocniej, upajam się herbatą, każdy dzień staram się przeżyć tak, by mieć z niego satysfakcję. I frajdę!


 
A Was czego nauczył październik? :)

Czytaj dalej »

środa, 19 listopada 2014

3. Tworzę sen i relaks.

Ahoj!

Powiem Wam, że dzisiejszy temat jest dla mnie wyzwaniem, bo... bo w sumie nie posiadam żadnych rękodzieł. Pytanie też czym dla każdej z nas jest praca kreatywna. Dla mnie ostatnio jest to usypianie mojego synka. Robię to z pasją, z serca i denerwuję się kiedy mi nie wychodzi :) a efekty? Bywa różnie. Niemniej jednak czuję, że opanowałam wyższy poziom.

Zdjęcia będą dwa, bo żeby nie było, to ja naprawdę lubię robić coś z niczego. I tak ostatnio wpadły mi w oko musy karmelowe w szklanych słoiczkach. Kupiłam, zjadłam, wymyłam, no i przecież nie wyrzucę, bo szkoda! Świeczki typu tee light, kryształki do kąpieli i tadam! Idealne na wieczór pt. "Dziecię z tatą, mama odżywa".



Czytaj dalej »

wtorek, 18 listopada 2014

2. Okruszkowe brzmienia.


Muzyka zawsze była ważnym elementem w moim życiu. Lubiłam mieć przy sobie telefon + słuchawki. A tam listy tak przeróżne, że ktoś mógłby powiedzieć, że jestem co najmniej niezdecydowana. A ja po prostu dobieram piosenki do nastroju. Ileż to razy przejmujące kawałki towarzyszył łzom, rozproszonym myślom, ileż to razy mocniejsze uderzenia wspierały uśmiechy i wzloty. Moją kreatywnością kiedyś była poezja. Pisałam, czytałam, oceniałam, a kiedy to robiłam musiałam się wyciszyć właśnie odpowiednią muzyką. Kiedyś. Do dziś to we mnie jest. Ale w mniejszym stopniu. Teraz, muszę przyznać, że kreatywnością jest też ten blog. A tworzę go w podobnej tonacji, co wiersze. Czy mam jedną jedyną playlistę na te 'okazje'? Otóż nie. Choć chciałabym. Zawsze jednak włączam jedną piosenkę i przeskakuję po innych, potem zmiana autora. Może ten post zapoczątkuje Okruszkową Playslistę Muzyczną?

1. Angus and Julia Stone. Jeszcze przed ślubem, jeszcze raczkując miłością.
2. Passenger. Bo lubię, bo lubimy. Hej. On jest naprawdę niezły!
3. Ed Sheraan. Tak jak powyżej. Niektórzy autorzy wpadają w serce i nie chcą wyjść. My nie chcemy by wyszli.
4. Mumfordzi. Ileż ja się ich nasłuchałam, będąc w Londynie! Kojarzą mi się z tym cudownym miastem i nic tego nie zmieni.
5. Adele. Sentymenty. Nasz pierwszy taniec był do "One and only"
6. Jessie Ware. Słuchałam podczas ciąży.
7. Dub FX no uwielbiam! Trochę inny niż powyżsi, ale nie mnie utalentowany.
8. Fink. Dorwałam podczas The Walking Dead.
9. Groove Armada. Aromatyczna.
10. Emeli Sande. Pachnąca.

To takich dziesięć przykładowych autorów. Brakuje polskich? Kiedy chcę się skupić nie słucham ich za bardzo, bo wtedy w głowie mam słowa piosenek, a nie swoje :) jednak uwielbiam stary Myslovitz, SDM, Budkę Suflera i wiele innych starych, dobrych.

A Wam jaka piosenka jest najbliższa?
 
 
Czytaj dalej »

poniedziałek, 17 listopada 2014

1. Daj mi 100 tys. złotych a powiem Ci jak mieszkam.

"Pozostałe saldo: 3000 zł"

Klikam 'wybierz wszystko'. Dziś jedziemy na ostatnie zakupy do Krakowa. Zasłony, kolorowe poszewki, świece, kwiaty i inne dodatki, które sprawią, że poczujemy w końcu oddech spokoju wirujący na wiosennych firankach. Przysiądziemy na kanapie, przyciągnę nogi do siebie i położę brodę na kolanach. Rozejrzę się po naszych pięknych przestrzeniach i poczuję szczęście. R. obok, Jakubko na panelach układający klocki, w tle spokojna muzyka. Jeszcze jakiś czas temu tylko o tym marzyliśmy. Jakiś czas temu sto tysięcy złotych było jedynie liczbami na koncie, a teraz jest to Tu i Teraz.



Mieć nagle dużo pieniędzy i nie wydać ich na głupoty, to sztuka. Nie iść na miasto i nie zaszaleć. Nie nakupować ubrań, torebek, butów, słodkich ubranek dla swego dziecięcia. Nie urządzić imprezy życia! Choć impreza w naszym potrójnym wydaniu mogłaby się okazać kiepska :p chyba że babyparty.

Teraz chcę mieć dom. Swój własny. W Polsce. Miejsce do którego można wracać. Miejsce wymarzone, wykochane, wypieszczone. W którym będzie mógł być z nami każdy. Dom rodzinnych śniadań, uroczystych obiadów, grillowych kolacji. 100 tys. złotych byłoby wspaniałym wstępem do tego upragnionego. Teraz mało realnego. Bo choć odkładamy na ten wielki projekt, to z naszymi możliwościami musimy odłożyć spełnienie tego marzenia na przyszłość. Ta niezła sumka sporo przyspieszyłaby jego realizację. Może kiedyś powstanie kontynuacja początku tego posta?

***

Z niecierpliwością czekałam na listopadowe wyzwanie u Uli. I teraz już jest! Zachęcam Was oczywiście do zabawy.
Czytaj dalej »

niedziela, 16 listopada 2014

sobotnie 'the best photo' - 5

Obudziłam się dziś rano z myślą "o kurcze, już niedziela, a ja kompletnie zapomniałam o sobotnim zdjęciu". Czy Wy również sobotę miałyście tak hm pracowitą? Okruszek czasem jest nieznośny, ale przynajmniej już opracowaliśmy metodę zasypiania, by nie dźwigać tego choć słodkiego, to jednak ciężaru. Dziś Kuba w wózku. Z poduszką przytrzymującą smoczek. Której dziecię nie potrafi utrzymać w buzi smoczka ręka do góry!


Czytaj dalej »

piątek, 14 listopada 2014

11 TO - grzechotki, gryzaki i dziecięce mądrości

Jesteś mamą niemowlaka i nie wiesz, jak się zabrać za sprzątanie? Zaproś gości! Co prawda wiedziałam o tej wizycie dwa dni wcześniej i dopiero dziś zabrałam się za porządki, ale mimo wszystko. Migałam się brakiem czasu, a tu posprzątałam całą kuchnię i ogarnęłam salon z sypialnią. Przerwa na karmienie i gdybym umówiła się na późniejszą godzinę, kto wie, może i bym odkurzyła, pomyła podłogi? To muszę zrobić tak czy tak. Ale takie życie, pisanie tutaj takie ciekawsze niż jakieś sprzątania :p



Dziś post typowo okruszkowy, bo przecież Kuba kończy 11 tygodni! Mój mały wielki chłopiec. Z dnia na dzień mam wrażenie, że potrafi coraz więcej, a dwa dni temu to już w ogóle, obudził się jakby mądrzejszy. Interesuje go grzechotka, mata edukacyjna staje się fajna, gryzak łaskocze po dziąsełkach, a włożony do rączki nawet sam się trzyma. Półsiedzimy sobie na złożonym rogalu, gugamy, zaczynamy "krzyczeć" i się sobie dziwić.




Jakub jest... naprawdę fajny! :D mamy jeszcze te swoje dzienne histerie, kiedy usypiać źle, bawić się źle, nosić źle, w ogóle wszystko źle i przypada to na około 17, kiedy ja już jestem zmęczona, pokłady cierpliwości nikną w oczach, a tata Okruszka wraca za godzinę, a nawet dwie. Wtedy wręcz medytuję, by się wyciszyć i dać radę. Powiedzmy sobie szczerze - kocham swojego synka nad życie, ale czasem trzeba (trzeba!) odpocząć. Siedzieć spokojnie kiedy płacze, mieć ten spokój myśli, że nie jest się samą. Jutro R. ma jednak wolne i już nie mogę się doczekać wspólnych zabaw i spacerów. Wspólnego bycia, po prostu. A Wy jakie macie plany na weekend?
Czytaj dalej »

wtorek, 11 listopada 2014

Je, kupka, śpi

Taak. Okruszek miał tą fazę może przez pierwszy tydzień życia. I wtedy nawet myślałam, jak to ciężko jest. Bo na każde zawołanie, bo płacze, bo nie wiadomo o co, bo budzi się w nocy co godzinę. Potem Okruszek stwierdził, że jednak otwierać oczy jest fajnie i zaczął patrzeć. Co z tego, że jeszcze wszystko miał pozamazywane. W końcu jakoś ten wzrok trzeba ćwiczyć. Poza tym przecież mamę i tatę z bliska widział wyraźnie. Trzeba się naoglądać. Po jakimś miesiącu zaczęło być wszystko bardziej wyraźne, a buźka bardziej kumata i ciekawa. Wujek stoi krok dalej, ma całkiem fajną dla oka koszulkę. A babcia dwa kroki dalej guga zabawnie, więc trzeba się uśmiechnąć. Czas snu się skracał, a patrzenia wydłużał. A jak ciężko uśpić takiego zaciekawionego, ale zmęczonego malca! Każdy dźwięk wybudza, bo nowy, bo fajnie brzmi.

A co robimy, kiedy kończymy dwa miesiące? Patrzenie już nie wystarcza, to i trzeba dotknąć. Trzeba zacisnąć paluszki, zmarszczyć słodko czoło. Pokiwać głową na boki i otworzyć buźkę. A jakie same paluszki dobre! Ślina leci hurtowo. Po brodzie, po rączkach, po maminych spodniach, po podłodze.



Tak. Nasz Okruszek choć zawsze będzie rodzicielskim okruszkiem, to już wcale nie jest taki mały. I nie tylko pod względem wagi, którą czuć przy tuleniu, lulaniu, usypianiu, nie tyle przy ciuszkach, które lądują w kartonie "za małe", ale w kwestii tej właśnie "kumatości". W ogóle jest takie słowo?

Dni mijają, a my budzimy się rano, Jakubko marudzi, oszukuje mamę, że spać nie będzie, bo 6 to taka ładna godzina, by potem nagle przytulić się do piersi i obudzić o 8. Matka zaspana i z bólem głowy bierze malucha na ręce i leci pooglądać dom, czy przypadkiem coś się nie zmieniło przez noc. Lustro jest teraz przystankiem obowiązkowym. Po guganiu, uśmiechach i zabawie Jakubko ucina sobie drzemkę, ja ogarniam dom, a potem po jedzeniu idziemy na spacer. Zaraz po nim Kuba potrafi przespać ciągiem dwie godziny, a potem no cóż bywa różnie. Taki plan dnia, jak wczoraj mogłabym mieć. Bo dziś to kompletny kosmos nam się potworzył. Rano może i pospaliśmy, ale potem dziecię męczyło i nawet spacer nie pomógł, mimo niepogody. Kiedy w końcu coś się wyklaruje?

Kończąc (post pisał się od 9 rano), nasz Okruszek staje się małym chłopcem, który coraz więcej rozumie, zauważa, śmieje się. Nasza najnowsza zabawa, to "idzie rak nieborak...". Jakubko się cieszy, a ja cieszę się razem z nim. Drugi dzień bez R. mija choć nerwowo, to i tak znajduje się czas na przyjemność. Mam nadzieję, że do wieczora będzie już tylko lepiej.

Ciepła!


Czytaj dalej »

poniedziałek, 10 listopada 2014

Świat "cycka"

Rano, kiedy dziecię budzi się na jedzenie przed czwartą, posty zatytułowane tak, jak u Asi, mamy Tosi są tym bardziej interesujące. Szczególnie po moich ostatnich perypetiach dotyczących karmienia. Jakie jest ich zakończenie?

W czwartek i piątek Jakubko był na butli, a ja zagłuszałam moje rozgryzione myśli czekoladą, kawą (!) i lampką wina z 76. Skończyło się to bólem brzucha niestety i na dobre mi to nie wyszło. Przyszła sobota, zaczęłam od butelki z moim mlekiem, a po trzech godzinach nadeszła pora piersi. Kuba, jak to jego zwyczajem darł się wniebogłosy, a ja z zaciśniętymi zębami to go bujałam na kolanach, to próbowałam przystawić. Ten wiedział o co chodzi, bo szukał, zamykał na chwilę usta, by potem się znów rozwrzeszczeć. Jednak po kilku minutach klapło! To... to była naprawdę ulga. Patrzyłam, jak pięknie ssie i słodko obejmuje dłońmi pierś. Drugi raz był podobny, trudny, ale już potem coraz lepiej nam szło. A dziś w nocy i ja się wyspałam, bo tylko Kuba zakwilił byłam gotowa. Jak dobrze było nie wstawać, by przygotować butelkę. Nawet teraz, kiedy już kliknęłam Nowy Post z drugiego pokoju doszedł płacz i nic nie pomogło - wózek, bujanie na rękach, smoczek - tylko przytulenie i pierś. 

Post Asi jest ważny. Wiem co mogą przeżywać matki, które chcą karmić, a z różnych przyczyn są zmuszone przejść na mleko modyfikowane. Sama nie wyobrażałam sobie innej opcji i kiedy w szpitalu musiałam odciągać pokarm i dawać małemu butelkę łzy grzęzły w gardle. Tak samo było w ostatnich dniach. Teraz jednak jest pięknie. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Nie można jednak zamykać się w swoim świecie "cycka", bo często można zranić innych. 

A co u nas, poza jedzeniem?

Nie pisałam o tym, ale odkąd urodził się Kuba R. nie pracował. Nie przedłużyli mu umowy, poszedł na bezrobocie i nawet dawaliśmy radę, jednak w końcu do tej pracy trzeba iść, żeby było lepiej. Tak więc dziś wstaliśmy o 5, daliśmy buziaka i zostaliśmy z Okruszkiem sami przynajmniej do 18. Matka powinna spać, kiedy dziecię śpi, szczególnie tak wcześnie rano, no ale kiedy jest w końcu okazja, by usiąść na spokojnie napisać trzeba ją wykorzystać! Pośpimy może na popołudnie. Oczywiście kiedy zrobi się pranie, wywiesi, posprząta, zje śniadanie, zrobi zakupy, zrobi obiad... a wszystko przy wymagającym dwumiesięcznym niemowlęciu. Trzymajcie kciuki!

Nie wiem też czy pisać, żeby nie zapeszyć, ale albo Kuba się zmienił albo działają krople albo... albo albo ;p jest dużo spokojniejszy, bardziej kumaty, radosny i jego histerie skróciły się do jednej, dwóch dziennie. Teraz się obudził i piszemy to razem, ale trzeba iść się pobawić, więc miłego poniedziałku dla Was, a sobie szczęścia i cierpliwości dziś życzę :)


PS Drogie mamy - jak Wam się udaje skorzystać z toalety, kiedy trzeba, a dziecię płacze, marudzi, nie chce się uśpić? ;p

Czytaj dalej »

sobota, 8 listopada 2014

sobotnie 'the best photo' - 4

Zdecydowanie - muszę zainwestować w lepszy aparat. W ogóle w aparat!


Czytaj dalej »

Od kuchni - gołąbki inaczej.

Miałam na nie ochotę od dawna. Podczas ciąży robiliśmy je dość często, bo smacznie, bo szybko, bo była ochota. Jednak odkąd urodziłam musiałam sobie odmówić, więc ten wczorajszy dzień 'swobody' był świetną okazją do połechtania podniebienia. Drogie panie (panowie?) przedstawiam Wam przepis idealny, który zawsze się udaje i zawsze smakuje - gołąbki bez zawijania.



Składniki (na cztery porcje - jednak zależy kto ile je :p)

- 1/2 główki średniej białej kapusty
- 500 g mięsa mielonego
- 1 torebka ryżu
- 4 jajka
- 1 szklanka kaszy manny
- 2 nieduże cebule
- 2-3 łyżki bułki tartej
- olej do smażenia
- 2 litry bulionu drobiowego z kostki
- sól, pieprz, papryka do smaku
- słoiczek przecieru pomidorowego (choć i tak ja robię na oko - w Niemczech nie ma przecieru w słoiczku!)
- mąka do zagęszczania, około 2 łyżek

1. Ryż ugotować na pół miękko. Cebule obrać, posiekać i podsmażyć na oleju. Kapustę starkować na dużych oczkach, posolić i odstawić do wypuszczenia soków. Następnie odcisnąć z płynu.

2. Kapustę wrzucić do większej miski. Dołożyć mięso, podgotowany ryż, podsmażoną cebulkę, jajka, bułkę tartą oraz kaszę manną i wyrobić gładką masę. Doprawić do smaku. Jeżeli masa będzie za rzadka dodać więcej bułki tartej.

3. Na patelni rozgrzać olej. Z przygotowanej masy uformować niewielki kotleciki i usmażyć je na rumiano z każdej strony. W tym samym czasie zagotować bulion i dodać do niego przecier pomidorowy. Gdy gołąbki będą gotowe przełożyć je do garnka. Całość dusić na małym ogniu 30-40 minut, delikatnie mieszając od czasu do czasu. Pod koniec całość zagęścić mąką (moja największa zmora!) i doprawić do smaku. Całość świetnie smakuje sama w sobie, ale równie dobrze można podawać gołąbki z ziemniakami.

No to co - mamom, które mogą sobie pozwolić na to kapuściane danie życzę dlaczego! Te drugie zachęcam do zapamiętania przepisu, bo kiedyś trzeba je spróbować :)

Trzymajcie się ciepło.
Czytaj dalej »

czwartek, 6 listopada 2014

10 TO - gryzaki, uśmiechy, lustra.

Dziesiąty tydzień Okruszka. Jest czwartek wieczór, siedzę sobie na mojej zielonej kanapie postowej, tak jak to było na początku i oddycham. Oddychanie może się wydać śmieszne, ale przy malutkim dziecku, które co chwile płacze jest doprawdy cenione. Takie oddychanie spokojne. Pełną piersią. Oddycham i gryzę się z myślami. Jak pisałam w ostatnim poście nie było nam łatwo. Kuba budził się co chwilę z histerycznym płaczem i trudno go było uspokoić. Po drugiej nieprzespanej nocy, z opadniętymi rekami postanowiłam zrobić eksperyment. Kiedy o 1 w nocy Jakubko się rozpłakał poszłam mu zrobić butelkę. Tak. Dziś moje dziecko jest na mleku modyfikowanym. Od pierwszej pospało do 3:40 napić się i o piątej zjeść i obudzić tatę do pracy. Naprawdę nie pamiętam, kiedy przespałam godzinę siódmą. Obudziliśmy się o 8 na jedzenie. Pozwiedzaliśmy mieszkanie, pogadaliśmy i dalej spać. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i posprzątałam. Jedynie ubrać się nie zdążyłam, bo przecież tyle do zrobienia było! Ale przyszła ciocia Aga i pobawiła się z ciekawym dziecięciem. Odprężona matka ubrała się, umalowała i hop na spacer. Niedawno przyszliśmy, a mój synek śpi już drugą godzinę. Obrałam ziemniaki i zaraz odgrzeję gołąbki bez zawijania (najlepsze!).

I tak teraz sobie siedzę, oddycham, gryzę się. Kubie nie pasuje coś w moim mleku. A ja już nie wiem co mogłabym nie jeść. Chlebek, szynka, gotowane mięso, ziemniaczki. Żadnych ciężkich, ani wzdymających potraw. A Kuba dalej płacze. Do tego pierś go nie uspokaja, a jedynie bardziej drażni. Ja Jestem zmęczona. On jest zmęczony. Pytanie, czy dziś zaczęły działać krople, czy to to mleko. Chcę dla mojego dziecka to co najlepsze. Wiem, że moje mleko jest najlepsze. Ale z drugiej strony ciągły płacz też nie jest dobry. Czekać do trzeciego miesiąca? Spróbować jeszcze raz?

Uff. Wyrzuciłam to z siebie, to i może się nie zagryzę :)

Mówiłam już, że mija nam dziesiąty tydzień? Każdego dnia na nowo odkrywam swojego synka. Więcej się śmieje, patrzy. Dziś pierwszy raz zwrócił uwagę na swoje odbicie, a to było naprawdę przekochane. No i jeszcze jedno! Słodko się do mnie tuli, śliniąc szyje, a ja wtedy kocham go bardziej i dziwię się, że bardziej się da. Jak to powiedziała moja przyjaciółka tutaj Aga: "teraz to wyglądasz, jak człowiek. Mały kochany człowieczek."

Nie wiem co zrobię z naszym karmieniem. Będę chciała jednak zrobić wszystko co najlepsze dla Okruszka, by częściej widzieć ten piękny uśmiech.


Czytaj dalej »

wtorek, 4 listopada 2014

Powroty ciężkie

Wczoraj nad ranem wróciliśmy do Niemiec i pierwsze, co Wam napiszę - przejechanie 1200 km z dwumiesięcznym malcem nie jest takie złe! Jakubko większość drogi przespał, a jak się budził, to nawet dało się go uspokoić pobujaniem i smoczkiem.

Jednak od kilku dni robi się coraz gorzej. Usypiamy się czasem pół godziny, by pospać piętnaście. I tak w kółko. Wczoraj na przykład ledwie pranie wstawiłam, bo dzień minął nam na noszeniu i wyciszaniu. W akcie desperacji zostawialiśmy Kubę, by trochę popłakał i się zmęczył, ale to poskutkowało jeden raz, kiedy to nagle umilkł, a matka z przerażeniem poleciała do pokoju, by zobaczyć, jak dziecię śpi w najlepsze. Wieczór niestety skończył się na odnalezieniu delikatnej przepukliny na brzuszku i jeszcze większym stresem. W nocy co ciekawe budzi się o 2 i potem o 5. Ale jak już się budzi, to krzyk niemiłosierny i lulanie. Dziś byliśmy u lekarza - ograniczam produkty mleczne, Kuba bierze kropelki sab simplex i mamy skierowanie do ortopedy. Tak, tak. Do ortopedy. Ma nam sprawdzić kręgi szyjne, bo Kuba w spazmach wygina się do tylu odchylając nienaturalnie główkę. Mam nadzieję, że kropelki pomogą, a Kubuś też się wyciszy po zmianie otoczenia i klimatu. Na razie matka założyła notes, by kontrolować karmienia i nieszczęsne kupki oraz cieszy się tą chwilą teraz, kiedy Kuba po spacerze błogo śpi (śpi tak jedynie na spacerach - ale ile można łazić :p).

W tej sytuacji ciężko nam się też karmi. Okruszek, kiedy jest niespokojny nie chce jeść z piersi. Łapie i puszcza z płaczem. Zatem odciągam pokarm i daję mu go w butelce. Boję się jednak, że odzwyczai się od piersi. Długo takiemu potrzeba?

Jest pochmurnie i deszczowo. Nic tylko zakopać się pod kocem z dobrą książką. Oby Jakubko pozwolił choć na 15 minut!

Trzymajcie się ciepło ;)
Czytaj dalej »

niedziela, 2 listopada 2014

sobotnie 'the best photo' - 3

Sobotnie, dodane w niedzielę. Gdzie ten czas dla siebie? Myślę jednak, że wrócimy i wszystko się ureguluje. A wracamy już dziś. Już za godzinkę. Już zaraz. Tak bardzo chciałabym zostać jeszcze choć dzień.


Czytaj dalej »