środa, 31 grudnia 2014

Czwarty miesiąc, sentymenty, zdjęć masa cała.

Usiadłam, by napisać posta, potem klik klik kolejne Wasze blogi na nową kartę do przeczytania i tak namnożyło się ich mniej więcej dziesięć. Ręce mi opadły. Przeczytam je na pewno, ale najpierw, wiem wiem, na pewno chcecie przeczytać co u Okruszka, u mnie i R. Co w Tarnowie!

 W Tarnowie o tej porze piękny wschód słońca, który barwi niebo na różowo. Coś mi się zdaje, że tego ostatniego dnia roku będzie wyśmienita pogoda i spacer będzie obowiązkowy. Dni mijają nam teraz leniwie, co widać w ilości postów na blogu :) wędrujemy od mojego rodzinnego domu do rodziców R. i w większości własnie tak mijają nam długie zimowe godziny. Jest nas też dużo na mieście. W kawiarniach, w księgarniach, sklepach, starymi uliczkami mroźnym nosem. Zmienia się niebo, zmieniamy się my. A Kubuś to najbardziej! Czy to możliwe, by za jednym razem wyrósł z kilku ubranek naraz?!

No tak. Matka chciałaby zamknąć dziecię w swoim ramionach i utrzymywać, że nadal jest malutkie, ale dziecię się wyrywa. Z ramion i z rozmiarów również. Obecnie nosimy... ha! Szukajcie odpowiedzi w poście piątkowym, gdzie na pewno zamieszczę więcej szczegółów z osiemnastego tygodnia. 

A tymczasem... skończyliśmy miesiąc czwarty. Ojeju. Macieju. Czy ktokolwiek inny z "eju" na końcu. Lub nie. Patrzę na buczącego Jakubka i serce mi rośnie (tak niemedycznie). Bo pod koniec tego miesiąca Kuba właśnie zaczął "buczeć". Ma zamknięte usta i wydaje swoiste "buu", przy którym lecą hektolitry śliny, tworzące bąbelki. Bąbelki są zabawne, więc na razie jest to ulubione zajęcie Kuby. Kolejnym jest łapanie zabawek i wkładanie ich do buzi. Ale nie tylko zabawek. Z parówką w dłoni też śmiesznie się wygląda. A przy nieuwadze może nawet zahaczyć o buzię. Dziś rano trafiło na tosta. Gdyby nie uwaga skończyłoby się na chlebku między dziąsłami. Jednym słowem ciekawe jest - wszystko. 

Całkiem inaczej, jak to było na początku, kiedy najciekawszym zajęciem był sen (seeen). 




Snu mi trochę brakuje przy pobudkach w północy i trzeciej, przy kompletnym wstawaniu z łóżka o piątej, szóstej. Ale po takim czasie chyba zdążyłam się przyzwyczaić (choć nie powiem Okruszku! Gdybyś tak odjął jedną pobudkę na karmienie byłabym mega zadowolona!)

31.12.2013

Przez rok tyle może się zdarzyć. Można zajść w ciążę, bać się, skakać z radości, widzieć jak rośnie brzuch, a tym samym nowe życie w nas. Przeprowadzić się w nowe miejsce, założyć bloga, czekać z wytęsknieniem na poród, urodzić po terminie, zakochać się bez pamięci, bezgranicznie, kochać każdego dnia mocniej, patrzeć na rosnące dziecię, dziwić się, jak szybko zdobywa umiejętności, być w Polsce trzy razy. Aż brakuje tchu. Rok temu walczyłam z mdłościami i pod kocem oglądałam z Klaudią (siostrą) filmy. Potem w mróz oglądałyśmy kolorowe niebo, by zastanowić się dlaczego nie rozbłyska przynajmniej co miesiąc. Dlaczego nie robimy planów każdego dnia miesiąca? Na pewno bylibyśmy bardziej zmobilizowani, by je spełnić. Nie rozumiem idei końca roku. I już. 

31.12.2014

Zakończę może serią zdjęć pamiątkowych i tych nowszych, a więcej będziecie mogli uszczknąć w piątek, kiedy to dorwę się do najnowszych ujęć z aparatu. Do zobaczenia zatem kochane!




















Czytaj dalej »

sobota, 27 grudnia 2014

piątek, 26 grudnia 2014

17 TO - 1200 km z Okruszkiem, Polska, lodu brak.

Kiedy jechaliśmy do Polski z miesięcznym Kubą ten w większości spał, a jeśli nawet nie, to smoczek w zupełności wystarczał. Tym razem było inaczej, ale na pewno nie gorzej. Po prostu inaczej. Mieliśmy wyjechać w sobotę około 20, ale R. pracował do późna i postanowiliśmy wyruszyć o 2. Wyszłoby to świetnie, gdybyśmy nie zaspali :) i nawet Kuba nie obudził! Krzyczy wtedy kiedy naprawdę nie potrzeba :p Wyszło, jak wyszło, o 5:30 byliśmy już w trasie i tak dojechaliśmy z przerwami na toaletę i Jakubkowe sprawy na 18:30. Chyba nieźle? Podróż minęła mi zawrotnie! Kuba zasnął, jak tylko wpakowaliśmy fotelik na tylne siedzenie i przespał tak trzy godziny. Grzecznie zjadł, zajął się grzechotkami, książeczkami i innymi zabawkami, by potem znów iść spać. Nie powiem, trochę bałam się tego usypiania właśnie. Kuba w domowych pieleszach zasypiał jedynie w wózku, a tu miał usnąć leżąc grzecznie w foteliku. Co prawda samochód zapewnił mu wystarczającą ilość turbulencji, ale to jednak inna sprawa! Oczywiście strach matki przerósł realia. Kuba mocno marudkował i do spania podchodził kilka razy, ale jednak ostatecznie usypiał i to jak słodko! Naprawdę wolałabym taką formę usypiania, by sobie na niego popatrzeć, a nie tak jak normalnie, kiedy widać tylko nogi wiszące poza wózkiem :p


Tymczasem - jak nam w Polsce? Wspaniale. Naprawdę. I znów będzie mi ciężko wyjeżdżać. Okruszek owija sobie wszystkich wokół palca jednym tylko uśmiechem i choć pierwsze dwa dni były ganianiem po mieście, tak teraz odetchnęliśmy i odpoczywamy. Buszowanie po księgarni, zakupy w Tesco! F&F ma przesłodkie dziecięce i przesuper promocje. Chwila z książką smakuje podwójnie, kawa parzy się lepiej, spacery pachną trzymaniem się za dłoń. Beztrosko i swobodnie. Babcie i ciocie są chętne do opieki nad Jakubkiem, więc możemy sobie pozwolić na chwilę szaleństwa. Jak na przykład wypad do Krakowa jutro. Nie mogę się już doczekać!

Miałam w tym miejscu pisać o braku śniegu w Tarnowie i w ogóle zimna, które trzyma upragnione lodowisko zamknięte, ale to było dwa dni temu, czekałam wtedy na objawienie w stylu "jak przerzucić zdjęcia z aparatu ma komputer bez kabelka i z zepsutym wejściem na kartę", a tu dziś rano sypnęło, jak w bajce dosłownie. Puchato i biało. Tęskniłam za takim obrazkiem! Mam nadzieję, że w takiej odsłonie uda nam się pojeździć na łyżwach.



Ale ale. Koniec już o nas (choć przez ten tydzień jest nas więcej, mimo rosnącej wciąż miłości do Okruszka), pora powiedzieć coś o Jakubie.


A Kuba jak uroczy był tak jest nadal, tyle że z większą ilością śliny, ze spokojniejszym usypianiem (również w objęciach), z dostrzeganiem większej ilości szczegółów, kolorów, zabawek, z głośnym śmiechem i piskiem. Tak. Głośny śmiech Kuby jest hitem tego tygodnia. Zastanawia mnie jedynie zmniejszona ilość jego gadania, ale kładę to na barki zmiany otoczenia i może skok rozwojowy? Teraz przypada nam na tydzień 19, a zaczyna się dużo wcześniej. Kto wie? Chyba nikt.

Dziś więcej zdjęć i co zupełnie inaczej - nie czarno - białe. Dosłownie nie mam gdzie ich przerobić i czasu też brak. Może w przyszłości to naprawię ;) Miłego wieczoru i oczywiście zapraszam Was jeszcze na jutrzejsze 'the best photo'!













Czytaj dalej »

piątek, 19 grudnia 2014

16 TO - podziękowania, wspomnienia grudnia i walizki

Witajcie w szesnastym tygodniu!

Sporo się zdążyło zdarzyć przez te ostatnie siedem dni. I aż mi się usta jakoś tak śmiesznie wyginają, kiedy widzę tyle postów przeze mnie napisanych, odpowiadam na Wasze komentarze, czy odklikuję polubienie Okruszka na Facebooku. To jedynie dowodzi, że jesteście, że czytacie, że się interesujecie. A to naprawdę bardzo cieszy! I tu ogólnie chciałabym Wam podziękować. 


Przechodząc jednak do TO. Za dziesięć dni Jakubko kończy cztery miesiące. I pewnie "17 TO" przesunie się na poniedziałek, z racji krótkiego odstępu czasu, ale też dlatego, że Polska wiąże się z mniejszą ilością czasu, mimo, że na pewno będę mogła tam odpocząć. Jednak tyle będzie do zrobienia! Lodowisko jest obowiązkowe! W tamtym roku na urlopie byłam w ciąży i niestety nie udało nam się zrealizować tego planu. Ojeju. Byłam w ciąży. Calutki rok, a życie obrócone do góry nogami. W poprzednim grudniu bałam się, okropnie się bałam, jak to z nami będzie, czy znów historia się powtórzy, a teraz Okruszek jest już z nami. Ba. Jest całkiem dużym chłopcem, który zaczyna mieć swoje zdanie. Co prawda wyrażone jeszcze marudzeniem, ale powolutku ogarniamy, o co też naszemu małemu-dużemu chodzi.


Dziś długo nie będzie. Okruszek zaraz wstanie, a ja muszę się zabrać za ogarnięcie domu i pakowanie walizek (zapłaciłabym, gdyby ktoś chciał to zrobić za mnie. brr nienawidzę się pakować). Wyjeżdżamy jutro wieczorem. Jak ostatnio jechaliśmy tak busem dojechaliśmy w 12 godzin! Mam nadzieję, że teraz równie szybko zleci. Jakubko ma się dużo lepiej, został nam jedynie katar i na szczęście dostaliśmy od lekarki zielone światło. A jeszcze niedawno narzekałam, że to dopiero za tydzień :p a to już. Już jutro.

No dobrze, Okruszek w pigułce. Wiele się nie zmieniło, ale.

- przekręcanie się z brzuszka na plecy było chyba przypadkiem, bo mały tego nie powtórzył :p za to zaczyna się hm czołgać? Pełzać? Śmiesznie to wygląda, bo wypina pupę i odpycha się na nogach zapominając często, że brzuszek taki ciężki i trzeba włożyć w tą czynność troszkę więcej siły
- lubi się trzymać w stylu "pandy" oplata nogami mój bok i wtula głowę w ramię
- coraz więcej się bawi i udaje się znaleźć czas na obowiązki domowe - bujaczek jest już Ok
- przerzuciliśmy się na spacerówkę - Kuba ma więcej miejsca, które ewidentnie było mu potrzebne. Spacerówkę rozkładamy całkiem na płasko i oprócz większej ilości miejsca nie ma zbytniej różnicy
- grzecznie przyjmuje lekarstwa, słodko połykając syrop i mlaskając ustkami i choć myślę, że dawałby radę z pokarmami innymi niż moje mleko czekamy jeszcze miesiąc


Dlaczego nie rozszerzam diety Jakubowi po skończonym czwartym miesiącu? Myślę. że moje mleko na razie zupełnie mu wystarcza, co potwierdziła lekarka i sama zaleciła podawanie stałych pokarmów w miesiącu szóstym. Zatem spokojnie czekamy.

Co Wy sądzicie o takim czekaniu i czy równie szalone macie plany na weekend, jak my? ;)
Czytaj dalej »

czwartek, 18 grudnia 2014

Zachody

Jeśli lubisz Okruszka na Facebooku, to wiesz, że dopadło go przeziębienie. Jeśli nie lubisz... to czas to zmienić! :p

Tematem przeziębienia - dlaczego taki, a nie inny tytuł? Ostatnio, kiedy pracowałam nad wyglądem bloga (mocna zmiana, co? Właściwie, to wypadło mi z głowy zapytać - i co sądzicie? Podoba się?) zmieniłam również tytuł. A dokładnie jego zakończenie. Bo Okruszek pozostał taki jaki był. Wschody są nadal obecne w naszym życiu, a że słońca, to jest to jasne, jak... jak żarówka. Jednak przecież w naszej codzienności są też i zachody, o których piszę, a których nie zaznaczyłam w tytule otóż tego bloga. Odkąd się urodził Kuba większych takich zachodów było trzy.

Kolki.

Kolki, nie kolki, ale na pewno ból brzuszka,  który towarzyszył nam dobre pierwsze dwa miesiące i spędzał sen z powiek. Przetoczyły się przez nas Bobotiki, Delicole, Sab Simplex'y, dwa różne termoforki, masaże, masa lulania i trzy różne suszarki. Te dwa miesiące ciągnęły się niemiłosiernie, a ja miałam wrażenie, że nie jem nic, a i tak jest wszystko źle. Napadł nas też wtedy kryzys z karmieniem, Kuba już był na butelce, kiedy zawalczyliśmy jeszcze raz i bóle odeszły, jakby ręką odjął. Albo stopą. Jak kto woli. Kiedy dziecię nic nie boli jest najsłodszym dziecięciem wszech - świata. Kuba kiedy ruszył mu trzeci miesiąc rozluźnił się, stał się bardziej zabawowy i trwa to do dziś, a z dnia na dzień jest jeszcze lepiej. No i ja odnalazłam większą przyjemność z jedzenia! (nie sprzyja to mojemu Nowemu Ciału :p)

Kłopoty ze Snem.

Pisałam o tym Tu. Trudno mi teraz powiedzieć, czy jest lepiej, bo Kuba choruje i śpi więcej, praktycznie włożony do wózka zasypia od razu, a nawet zdarza mu się na rękach, ale jeszcze na początku tygodnia czasem nieźle trzeba było się nabujać, żeby usnął. Zobaczymy, jak będzie w Polsce. Już nie mogę się doczekać tego odciążenia.

Przeziębienie.

Nie ma chyba nic gorszego. Nawet ból brzuszka dało się opanować. A na pewno trwał on krócej i nie wywoływał łez u biednej matki. W środę nad ranem Kuba miał gorączkę 38,8, jednak szybko spadła po podaniu czopka, a lekarka uspokoiła, że oskrzela Okruszek ma czyste. Cały dzień walczyliśmy z katarem i kaszlem, na rękach i za smoczkiem było najlepiej. Szkoda tylko, że tego smoczka musiałam przytrzymywać, bo Kuba nie umie i dalej go wypluwa (Przejdzie mu to, czy już tak zawsze będzie?). Wieczorem podałam jeszcze jednego czopka i na szczęście przespaliśmy spokojnie noc, której się obawiałam. Dziś Kuba był jeszcze niespokojny rano i ciężko oddychał, ale po kropelkach uspokoiło się. Moja wielka radość! Bo wczoraj to i ja rozklejałam się razem z nim i odjęłabym mu cały ten ból. Oby szybko minęło i długo nie wracało.



Po drodze zdarzają się oczywiście dni małych zachodów, ale wystarczy jeden uśmiech małego łobuza, by o nich szybko zapomnieć.

Uśmiech, albo cenne, a jakże, selfie z mamą!



Czytaj dalej »

wtorek, 16 grudnia 2014

Jedna ręka bawi, druga ratuje dom - nasz plan dnia.

Czyli, jak znajduję czas dla siebie i dla domu przy małym łobuzie. 

Na moje nieszczęście Kuba ma pobudkę równo o piątej (na szczęście dla R. który nigdy nie spóźni się do pracy) i kiedy pożegnamy tatę staram się iść do łóżka jeszcze na godzinę, choć różnie z tym bywa (wybudzające się co dziesięć minut dziecko nie sprzyja). Jednak o siódmej na dobre rozpoczyna się dzień. Kuba wpadł w tryb godzinowy. Nie wiem czy mu się to zmieni, tak samo jak z poranną pobudką (chciałabym!), ale na razie godzinę śpi, godzinę jest aktywny. 

7:00 - 8:00
Robimy domowy obchód. Bo przecież zawsze w nocy mogło coś się zmienić. W ruch idzie mata edukacyjna, trzy grzechotki, książeczka szeleszcząca, wiersze Brzechwy, gryzaki, palce mamy, wyobraźnia wymyślająca nowe piosenki. 

8:00 - 9:00
Kiedy Kuba zasypia budzę się ostatecznie kawą i tonę online.


9:00 - 10:00
Robimy z Kubą pranie, ogarniamy pobieżnie dom (jedną ręką tak wiele można zrobić). Bawimy się, myjemy naczynia. Jak? Otóż moje drogie - Kuba przekonał się do leżaczka! Ale oczywiście inaczej niż inne dzieci, bo on owszem, usiądzie w nim, ale bez zabawek i trzeba ciągle do niego rozmawiać. Czasem sama się śmieję z tego, co to ja mu opowiadam.


10:00 - 12:00
Kiedy Kuba śpi ścielam łózko, ubieram się, maluję, dokańczam porządki i jem śniadanie, potem znów się bawimy. W międzyczasie nawet jeśli Kuba już nie śpi, a jest na macie próbuję dokończyć post. Bo zawsze jakoś nie udaje mi się napisać go w jednym kawałku.

12:00 - 13:00
Szykuję wszystko do spaceru i tak około 13 wyruszamy w świat. A konkretnie chwilę po deptaktu, by się dotlenić i porządnie usnąć, a potem na zakupy. Kiedy było jeszcze ciepło spędzałam z Kubą na zewnątrz czasem dwie, trzy godziny. Teraz po godzinie zmykamy do domu. Jednak Kuba wtedy śpi dodatkową godzinę, by obudzić się na karmienie. W tej godzinie zaczynam robić obiad.

15:00 - 16:00
Znów się bawimy, a ja potrafię złożyć pranie (składam zawsze kiedy uzbiera się spory kopiec), dokończyć obiad i ogarnąć kilka innych spraw.


16:00 - 17:00
Relaksuję się przy Chai Tea Latte i Internecie - kiedy przywiozę z Polski książki na pewno będzie na nie wtedy pora!

17:00 - 19:00
Jak sie uda, to Kuba się budzi o tej siedemnastej i tak nie śpi, aż do kąpieli. Inna sprawa, kiedy jest mocno nieznośny, wtedy wystarcza mu nawet pół godziny drzemki. 

Po kąpieli zazwyczaj przychodzi tata i przejmuje synka. Ja wtedy znajduję czas na prysznic i ogólny oddech typu "Okruszek jest w bezpiecznych ramionach i nie musisz nasłuchiwać z drugiego pokoju, czy nie płacze". 


Kuba idzie spać mniej więcej o godzinie 20. Budzi się potem na karmienie o 22, a potem w nocy sama czasem nie wiem. bo karmię go przez sen. Od dwóch dni wydaje mi się, że wstaje częściej, niż o 2 i potem już o piątej, ale może mi się śnić :p

Godziny są co prawda często ruchome, ale generalnie tak oto to wygląda. Aż sama się zdziwiłam, że tyle można zrobić będąc samej z niemowlakiem. Co najdziwniejsze - kiedy jestem sama mam więcej energii, niż kiedy jest przy mnie ktoś do pomocy. No i jestem pozytywnie zaskoczona Okruszkiem w bujaku! Synek chyba wyczuł, że musi dać mamie trochę luzu. Oby więcej takich przeczuć. I częściej ;)


Oczywiście każdy dzień wygląda różnie, ale staram się zrobić to co najważniejsze, jednocześnie nie wariując. Myślę, że ważny jest też plan dnia. 

A Wy? Macie ustalony z góry plan, czy na szybko próbujecie wytargać trochę chwili dla siebie?

Czytaj dalej »

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Poniedziałki lubienia

Dziś o dwóch rzeczach. Pierwszą z nich jest Okruszek na facebooku. Z prawej strony bloga macie możliwość polubienia nas i śledzenia częściej niż na blogu. Mam nadzieję, że częściej, bo dopiero co się tam pojawiliśmy, ale z racji tego, że w piątek jedziemy do Polski, to nie będę miała za bardzo czasu na dłuższe posty, ale myślę, że takie migawki kilku zdaniowe, czy zdjęcia Was usatysfakcjonują! Co o tym myślicie?

Druga sprawa, to to, że jest poniedziałek!  Poniedziałek, a ja już zaczynam myśleć co zapakować do walizek, a co do powiedzmy bagażu podręcznego. Teraz znajdzie się w nim więcej rzeczy, bo Okruszek jest już bardziej ciekawski i na pewno nie przeleży grzecznie całej podróży, więc zabawki, grzechotki, książeczki są sprawą oczywistą. Choć mam nadzieję, że skoro wyjeżdżamy około 21, to Kuba szybko załapie, że jest noc i trzeba spać, a budzić się tylko na jedzenie. Oby. Jejku, jak ja żyję tą Polską. Teraz z Kubą jeszcze bardziej, bo wiem, że rodzina tęskni już potrójnie. 

Góra prania łypie okiem, więc zabieram się za porządki póki mały rozbójnik śpi, a Wam życzę miłego poniedziałku! A dzień najlepiej zaczyna się w moim przypadku od pysznego gorącego napoju. Oczywiście. 

PS Słyszałyście album Meli Koteluk? Tragikomedia zawładnęła mną od pierwszego usłyszenia. 

^^

Cutes Kid Ever

Nie, jeszcze nie siedzę :p Tata podtrzymał w ramach zdjęcia.

Czytaj dalej »

sobota, 13 grudnia 2014

sobotnie 'the best photos' - 9

No i stało się. Oto wynik mojego niezorganizowania - zapomniałam o dzisiejszych zdjęciach! Gdyby nie Klaudia (siostra), która śledzi i pilnuje :p pewnie przypomniałabym sobie jutro. Pora zastanowić się nad jakimś plannerem. Ja się za to zabieram, a Was zostawiam z Kubą!

Wszystkiego trzeba spróbować

Bitte papa, nie idźmy jeszcze spać!

Mata z każdej strony dobra


Wiadomo już kto pisze posty.


Czytaj dalej »

piątek, 12 grudnia 2014

15 TO - szczepienia, zaskoczenia i oczekiwanie

Największym wydarzeniem piętnastego tygodnia było oczywiście szczepienie. Czytając różne relacje z nimi w roli głównej właśnie zastanawiałam się, czy to rzeczywiście aż tak żal serce ściska, że się samej płacze, czy też chce płakać. Myślę - ja będę twarda. Co to przecież, jedynie małe ukłucie. A potem dwie igiełki weszły w ciałko Okruszka, ten spojrzał na mnie z zaskoczeniem i nawet myślałam, ze bez płaczu się obejdzie, ale jak po dwóch sekundach się rozdarł... I rzeczywiście - łzy w oczach stanęły. Bo przecież nie płakał, tak jak zwykle, bo głodny, bo śpiący, znudzony, po prostu mu się chce, tylko z bólu. Cały czerwony się zrobił i lekko zaszedł, ale jak już plasterki wylądowały na wkłuciach poszedł w ramiona do taty i momentalnie się uspokoił.



Tak. Jestem dumna z mojego synka. W ogóle nie tylko z tego, jak zniósł samo szczepienie, a całą wizytę. Byliśmy tam godzinę, najpierw na korytarzu, potem już na przewijaku, gdzie Jakubek zadowolony ze swej nagości wywijał rączkami i nóżkami na prawo, lewo gugając i śmiejąc się. Zabawowy chłopak. Lekarki też uśmiech nie ominął.

Teraz również dokładnie wiem ile waży mój mały (mały?!) chłopiec, jak wysoki jest i dlaczego taki mądry :p

Waga - 6840 g
Długość - 62,5 cm
Obwód głowy - 42 cm

Dostaliśmy receptę na czopki w razie gorączki i książeczkę szczepień. Miałam nadzieję, że to pierwsze nie będzie potrzebne, ale R. po 19 leciał do apteki, jakby go coś goniło. Szczepienie było o 11, gdzie zaraz potem Jakubko szybko zasnął i tak spał do 14. Zdążyliśmy na szczęście zrobić zakupy. Bo potem... potem było marudzenie, noszenie na rękach, ale nie takie, jak zwykle, tylko w stylu "na małpkę" i nie można go było od siebie oderwać. Okruszek żałośnie pojękiwał i kiedy go się gwałtowniej poruszyło była wielki krzyk. Usnął po dwóch godzinach męczarni, by obudzić się znów z płaczem i gorączką. Noc nie należała też do najlepszych z ciągłymi pobudkami i trudnością dostawienia do piersi. Kawa rano? Tak, poproszę.

Ale dziś na szczęście wszystko wróciło do normy i powrócił mój mały zabawiacz. Za sześć tygodni powtórka z rozrywki! A rozerwać szło się nieźle. Na części. Szczególnie ręce.



Ten tydzień w ogóle był wyjątkowy. I każdy kolejny będzie pewnie bardziej i bardziej, choć będę myśleć, że bardziej się nie da. Okruszek rośnie i co tu dużo mówić. Zaskakuje nas każdego dnia. Pamiętam, jak pierwszy raz się "odezwał". Tak długo właśnie, rozumnie, jak na filmiku, który udostępniłam. Staram się łapać te chwile, opisywać je tutaj, by jak najwięcej zapamiętać. Na razie dni mijają powoli, jeden za drugim, aż w końcu będzie ten upragniony piątek, spakujemy rzeczy do auta (do walizek zacznę chyba tydzień przed!) i ruszymy w drogę. Nie mogę się już doczekać.

W tym całym "dzień za dniem" mylą mi się też całe tygodnie! Zaczęłam "największym wydarzeniem czternastego tygodnia..." i dopiero teraz się skapnęłam, że przecież jesteśmy tydzień później. Piętnaście. Lubię pełne tygodnie. Tak samo, jak uwielbiam wszelakie rocznice. Szkoda, że do naszej ślubnej, aż 10 miesięcy!


Na koniec jeszcze kilka soczystych faktów:

Okruszek:- gada, śmieje się, aż końca nie widać!
- wodzi wzrokiem za osobami, szczególnie za mną i R.
- produkuje jeszcze więcej śliny
- wpycha wszystko do buzi i złości się, kiedy mu się nie udaje
- zaczyna się przewracać z brzuszka na plecy
- mocno trzyma główkę
- interesuje się literaturą
Zapomniałabym! Osiągnęliśmy wyższy poziom w kąpaniu. A dokładniej w czasie zaraz Po. Kuba już nie wydziera się i spokojnie, zagadując, mogę wymasować go oliwką i ubrać. Super sprawa!



A jak Wam mija piątek? W Polsce śnieg? Mam ochotę na śnieg!


Czytaj dalej »

wtorek, 9 grudnia 2014

Kariera dziennikarska, zagranica i zakupowe rozterki - czyli o czym nie miał być ten post

Popijam sobie kawę. Tak, tak! Najprawdziwszą! Z jednej łyżeczki i bardzo mleczną, ale to już jest ten inny smak. Właśnie TEN smak. Przez cały czas się wzbraniałam, bojąc nieprzespanej nocy i nawet teraz mam nadzieję, że Kubulek dobrze zniesie to mamine szaleństwo. Ale wszędzie się natykałam na słowa, że można, tylko słabo i mało, to w końcu się przełamałam. A jak to jest z Wami? Pijecie kawę, czy odstawiłyście ją na długi czas?



Dni lecą w zawrotnym tempie i bardzo się z tego cieszę, bo im szybciej leci tym szybciej będziemy w Polsce. Niestety nasz wyjazd przesunął się na 19. Pierwsze - praca R., ale ważniejsze drugie - szczepienie Okruszka. Bo któż nie patrzy w kalendarz i się nie orientuje, że przecież jak jest szczepienie, to i wyjazd lichy? No ja. Tym gorzej, że praktycznie całe dnie spędzam sama i czasem zwariować idzie. Kiedy już własnie tak wariuję wybywamy na spacer. Przynajmniej dwugodzinny. Najgorzej, że podczas takich spacerów odwiedzam sklepy, a to mniej więcej wygląda tak: rozumna głowa patrzy, rozgląda się i nagle trach! Rozum się żegna, zostaje fascynacja, która to bierze rzecz do ręki, wdycha i jakoś niezauważenie wędruje do kasy. Tam fascynacja kładzie rzecz na ladzie, kasjerka uśmiecha się, kasuje rzecz. Gęba nierozumna odwzajemnia uśmiech, bo jakże. Bierze torbę z rzeczą i wychodzi ze sklepu. Kilka kroków później rozumna głowa znów miga, powraca i zastanawia się, jak wytłumaczy się R. Znajome?

Zastanawiałam się czemu poświęcić ten post, bo głowa pełna, robocze również, ale ostatecznie kiedy kliknęłam mega stara rozpoczętą niezakończoną notkę, zaczęłam pisać o czymś zupełnie innym. Nierozgarnięcie sięga zenitu. Mówiłam już Wam, że pisałam kiedyś dużo? Ha! Dziennikarką miałam zostać. Z komisyjnym angielskim, jednak miałam. W Radiu sobie byłam, mówiłam, pisałam i mówiłam, to co napisałam. A potem wyjechałam do Niemiec zamiast na studia. Tak się oto potoczyła moja kariera :p

I jestem teraz tu. W punkcie, gdzie znów słowa uciekają spod palców. Gdzie idę deptakiem, niebo ciężkie wali się prawie na głowy, pachnie zielonymi igłami i rodzi się post. Co prawda chciałabym być bardziej na wschodzie, jednak zachód również się nadaje. Jestem Tu. W miejscu, gdzie mam R. i Okruszka. W miejscu, którego sobie nigdy nie wyobrażałam. Jako żona i jako matka. Bez pracy do której można wracać, bez bliżej zakreślonej przyszłości. Chłonę chwile. Tak bardzo ulotne. A na cele jeszcze przyjdzie czas. Tymczasem spełniam się w roli najważniejszej, jako mama małego łobuziaka.

Aha. Zagranica mnie rozleniwia.

A o czym miał być ten post? Zaczynał się "taką sytuacją":

Taka sytuacja

Idę sobie dumnie z wózkiem, a z naprzeciwka samotna spacerówka - obok biegnie półtoraroczna (?) dziewczynka z uśmiechem od ucha do ucha. Myśl chwili: za niedługo Jakubko tak będzie... A potem matka owej dziewczynki burzy cały obrazek wciskając jej do buzi smoczka. 

Miałam pisać o tym, że nie rozumiem smoczka, jako "ubrania" dziecka. Jak to się nawet go określa: uspokajacz. Czy tamta dziewczynka wtedy musiała zostać "uspokojona"? Taka oto luźna refleksja, choć miała być ona postem o zaletach, wadach smoczka, o tym, kiedy najlepiej oduczyć (dwa lata), o... o czymś konkretnym. A wyszło, tak jak zwykle. Tak, jak na przykład moje Nowe ciało. Zaczęło się w piątek i w piątek też skończyło. Tak, jak moje sprzątanie, które powinno być codzienne, a przychodzi do tego, że robi się generalnym, bo tak dom zapuszczony. Potrzebuję większego zorganizowania. Ale jak tu znaleźć siłę?

No jak?

Just You Quack me Up!



Czytaj dalej »