niedziela, 24 kwietnia 2016

Ciąża rok po roku - podsumowanie

Co najbardziej mnie zaskoczyło, to to że się da. I to całkiem bezboleśnie. Oczywiście cały czas podziwiam mamy, które decydują się na drugie dziecko jeszcze wcześniej niż my. Ze swojej strony, jeśli chodzi o ciążę, mogę powiedzieć, że nasze ramy czasowe okazały się bardzo znośne, co więcej - przyjemne. Teraz pod koniec jest co prawda bardzo ciężko, ale i z Kubą było mi ciężko, a dziecię me, jakby rozumiało, że nie jestem zdolna do harców i ciągłego latania, więc daje mi spokojnie odpoczywać. Naprawdę. Aż czasem mi szkoda, że nie mogę zrobić tyle ile bym chciała. Poturlać się, powygłupiać, poskakać. Odwdzięczę się, jak już tylko będę mogła!


1 Trymestr

Był pełen szoku.Towarzyszyła mu radość, ale również totalne przerażenie. Chciało się tego tak bardzo, a jak w końcu marzenia się ziściły człowiek wariował i zastanawiał się czy da radę. Dodajcie do tego ciążowe hormony i mdłości, a powstaje mieszanka wybuchowa. Mieszanka, która na szczęście szybko się unormowała. Żyłam zwyczajnie, jak dotychczas. Przez kilka tygodni co prawda walczyłam z nudnościami, ale wymioty mnie ominęły. I to właśnie było największe zwycięstwo pierwszego trymestru.

2 Trymestr

Zaskoczył mnie szybko rosnącym brzuchem. Z Kubą musiałam czekać aż do połówki, by ujrzeć znaczne zmiany, a tutaj już przy wstępie do drugiego etapu ciąży rozglądałam się za spodniami ciążowymi i żegnałam ze zwykłymi dżinsami. Brzuch rósł mi bardzo szybko i teraz jest znacznie większy niż pod koniec pierwszej ciąży i niestety są też tego przykre następstwa w postaci rozstępów. Wszędzie. Na udach, brzuchu, biodrach. Z jednym dniem, nie do ogarnięcia. Po porodzie trzeba będzie się nimi porządnie zająć.
Pod względem samopoczucia było naprawdę dobrze. Miałam sporo energii, zapału, kompletowałam wyprawkę noworodkową i ogarnęłam przeprowadzkę oraz urządzenie się na nowo. Miło wspominam ten drugi trymestr. Często mówiłam, że gdyby nie wystający brzuch i podrygiwania młodego nie wiedziałabym nawet, że jestem w ciąży.

3 Trymestr

Jest chyba najgorszy. Brzuch coraz bardziej daje się we znaki, termin zbliża wielkimi krokami i lekko przeraża, a kiedy już wybija godzina zero denerwujemy się, że nic się nie zaczyna. I spójrzcie! Już jutro wypada mój wielki dzień, a tu cisza.
Na piątkowej wizycie u lekarki usłyszałam, że ona się ze mną żegna na dobre, że w poniedziałek rano nie chce mnie widzieć. Rozwarcie trzyma się przy 4 cm i aż nie chce mi się wierzyć, bo przecież tyle miałam rano w dzień porodu z Kubą, a po 13 był już z nami. A teraz? Męczę się ze skurczami, z bólem krzyża, ale wszystko wybucha i nagle gaśnie. A ja zdezorientowana skaczę sobie na tej mojej piłce, podryguję na szarfie z podestem i czekam. R. od czwartku na urlopie, moja mama od wczoraj gotowa by czuwać przy Kubie, a Brzuszkowy ma to w nosie :) Obstawiamy, czy dotrwam na wizytę jutro o ósmej rano? Kiedy znajomi słyszą, że mam takie rozwarcie dziwią się, że już nie rodzę, a ja stwierdzam, że chyba nie jestem zdolna do porodu bez wzmacniaczy i grzecznie czekam do tego poniedziałku.  A nuż lekarka wyśle mnie wcześniej do szpitala? Poproszę bardzo!


Czytaj dalej »

niedziela, 17 kwietnia 2016

Hello 40!





Od dwóch dni męczę się ze skurczami, z delikatną niepewnością. czy to przepowiadające, czy początek jakiejś większej akcji. Wczoraj aż wzięłam gorącą kąpiel, by nabrać pewności! Jestem bogatsza o akcję porodową z Kubą i wiem, czego oczekiwać, ale takie wahania mocnych skurczy, bólu krzyży z kompletną ciszą nawet doświadczoną przyprawia o szybsze bicie serca. Wsłuchuję się w siebie, uspokajam R. który tylko zobaczy, że trzyma mnie skurcz łapie za torbę do szpitala :) i... czekam. Czekam sobie z rozwarciem na dwa centymetry, z Brzuszkowym nisko i mocno ułożonym główką do dołu, ze strachem, że akcja potoczy się nocą, gdy Jakubek będzie spał. Z jednej strony chciałabym mieć to za sobą, a z drugiej przeciągnąć do przyszłego tygodnia, kiedy przyjeżdża moja mama. Czułabym się znacznie pewniej! Do tego R. odchorowany wraca już jutro do pracy i nie będzie go od rana do przynajmniej 13. Czyli stres dodatkowy :)





Poza tym ogólnym oczekiwaniem skorzystaliśmy z ostatniej pięknej pogody, bo od dwóch dni stała się ona nieobliczalna, z wiatrem, chmurami i niespodziewanym deszczem. Ten kwiecień za bardzo przeplata. Zdecydowanie. Było sporo spacerów, jeszcze więcej piasku, jeszcze mniej wózka. Bierzemy go ze sobą tylko wtedy, gdy wychodzimy przed południem na dłużej lub Kuba sam sobie go zażyczy. Tak, tak. Na dole przy wyjściu stoi nasza spacerówka i rowerek Puky. Kuba sam decyduje, co ze sobą zabierze. Jeżeli idzie prosto do wyjścia oznacza, że tym razem pora na spacer na nóżkach. Do łask wdarł się plecaczek. Kuba najczęściej trzyma tam swoje picie i mini akcesoria do piasku. To pocieszające, przy zawsze pełnej torbie Skip Hop, która już niedługo zapełni się rzeczami noworodkowymi.


Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami, a sama lecę trochę się położyć. Może powinnam się ruszać, skakać na piłce, chodzić po schodach, czy pić jakieś wiesiołki, ale szczerze? Jestem zbyt zmęczona :D

Za to moi dwaj chłopcy mają nieskończoną ilość energii!



Pierwsze lody sezonowe

Pierwsze okulary

Pierwsze "pożyczone" zabawki do piasku :D


 I... wielka zagadka! Selfie Kuby wraz z pytaniem: Co się zmieniło?
 

Podpowiedź :)


Miłej, słonecznej niedzieli kochani! Jeżeli mi się uda, w tygodniu pojawi się jeszcze post podsumowujący całą ciążę rok po roku. Wyczekujcie koniecznie.
Czytaj dalej »

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Weekendowe Okruchy #6

Chciałabym Wam napisać, że urodziłam. Lub, że chociaż jedziemy do szpitala! Ale nie. Spokojnie zaczynamy trzydziesty dziewiąty tydzień. Ja niecierpliwa, z mocnymi skurczami, choc nieregularnymi. Z Brzuszkowym tak nisko już główką do dołu. Ze skróconą szyjką. Czekam, słucham brzucha, przy każdym mocniejszym skurczu mając nadzieję, że to może już. Jak ogłupiała chcę, by rozbolało bardziej, by było to już za nami. By On był tuż obok. W ramionach. Byśmy nie mogli się napatrzeć. Wszyscy. Ja, jego tata i starszy brat.


 Ostatnie dni spędzamy spokojnie. W cieple i słońcu, chłonąc wiosnę. Na spacerach bez wózka, z rozwianym włosem. Czerpiemy, jak najwięcej od siebie. Jakub zadziwia nas praktycznie każdego dnia. To zrozumieniem, to energią niezmąconą, ciągnącą się do późnych godzin wieczornych, spokojem, czułością. Jest przeuroczym chłopcem i wzbudza wszechobecny uśmiech. Tak, tak. Nie da się przy nim choć na chwilkę nie uśmiechnąć. Gdyby mógł cały dzień spędziłby po kostki w piasku, kopiąc, dziubiąc, przesypując. Uwielbia ślizgawki. Zjeżdżałby na nich na zmianę z tym kopaniem. W przedpokoju nie da się na dobre pozbyć piasku. Po spacerze, to nawet w pozostałych pokojach gdzieś się on przewija. To w butach wbiegnie do salonu, to z podwiniętej nogawki nasypie się w sypialni. Zaliczyliśmy już wielki upadek pupą w błoto, obdarte kolano i kamień w buzi. Każdy dzień przynosi coś nowego. Nie da się z nim nie nudzić! Coś czuję, że gdy Brzuszkowy się urodzi szybko będziemy musieli się ogarnąć ze spacerami w dwójkę. Będę musiała zrobić kilka podejść wyjścia z nimi sam na sam, bo w domu zdecydowanie nie wysiedzimy z aktywną, łaknącą powietrza osobą Okruszka.





Już wszystko jest gotowe. Poprane, przewietrzone, wyprasowane. Torba do szpitala zapakowana, meldunek w szpitalu popełniony. Przez chwilę było trochę strachu, bo na Ktg mieliśmy oboje wysokie tętno, jak przy bieganiu i ledwie dało się je zbić. Zamiast załatwić wszystko w trzydzieści minut leżałam ponad godzinę z dwoma krótkimi przerwami na spacer i toaletę. Do tego wszystkiego Brzuszkowy zarządził lenistwo i nawet szturchany uparcie 'milczał'. Ostatecznie jednak wyszliśmy do domu z poradą, by udać się do lekarza rodzinnego na konsultację. Postanowiłam jednak poczekać do wizyty u mojej lekarki, gdzie Ktg wyszło prawidłowo. Może to był taki dzień? Ja zestresowana szafką, która o mało co nie spadła na Okruszka, bieg do szpitala, by się nie spóźnić, a potem wielkie szukanie oddziału, który został przeniesiony ze względu na remont. Dobrze, że to był tylko meldunek, bo gdybym pojechała ze skurczami urodziłabym na placu przed szpitalem!

Następne dni podyktowane są chorobowym R. (na wyciągnięcie ręki teraz będzie!), czwartkowym szczepieniem Jakubka i piątkową kontrolą u lekarki. Jeżeli do niej dotrwam napiszę Wam, jak się sprawy mają. A tymczasem idziemy chłonąć ciepło.
Czytaj dalej »

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

3 pytania, które zadaje sobie kobieta w drugiej ciąży

Druga ciąża przynosi wiele nowego. Nigdy się nie zgodzę, że ciąża to ciąża, każda taka sama. Pierwsza na pewno jest wyjątkowa, bo przeżywamy wszystko pierwszy raz, pierwsze ruchy, rosnący brzuch. Bardzo skupiamy się na sobie i na rosnącym w nas życiu. Przy kolejnej dalej jest ten zachwyt, ale jakiś taki szybszy. Czas pędzi i nawet nie zdążymy się obejrzeć, a już jesteśmy przy końcówce. Zajmowanie się pierworodnym dziecięciem nie daje niekiedy wytchnienia. I powiem Wam, że nawet te ostatnie tygodnie jakoś mi szybciej lecą. To prawda, że jestem już zmęczona i sprawa mogłaby się rozwiązać już tu i teraz, ale w porównaniu z pierwszą ciążą i tak  jest wszystko... szybciej.
W każdej jednak ciąży są zmartwienia. Te małe i te duże. Dobrze, że w drugiej odpada chociaż jedno - czy rozpoznam zaczynający się poród i czy będzie bardzo bolało? Dwa razy tak! :D

Poniżej trzy pytania, które zadaje sobie chyba każda mama oczekująca przyjścia na świat drugiego dziecka.



Czy poradzę sobie z dwójką?

To chyba sztandarowe pytanie. Pierwsze. Najbardziej doskwierające. I chyba częściej się pojawiające przy niedużym odstępie między ciążami. Bo jak to tak z dwoma maluchami? Z wymagającym dwulatkiem i noworodkiem? Z półtoraroczniakiem i noworodkiem?! Cieszę się, że R. razem z moim porodem zaczyna dwutygodniowy urlop, do tego przyjeżdża jeszcze moja mama. Może uda nam się wyklarować jakiś rytm, który doda mi trochę pewności i opanowania, jak już zostanę sama na polu bitwy.

Jak pierworodny poradzi sobie z zazdrością?

Jestem na nią przygotowana. Wiem, że w mniejszym czy większym stopniu w końcu się pojawi. Zazdrość. Szczególnie u rozbrykanego, łaknącego ciągłej uwagi Jakubka. Zastanawiam się, jak będzie ją okazywał i czy zrobimy wszystko, by nie poczuł się w jakiś sposób odizolowany, pozbawiony uwagi. Czas pokaże, jak się sprawy rozwiną. Może przeżyjemy wielkie zaskoczenie?

Jak to jest z tą miłością?

Czytałam różne relacje mam oczekujących drugiego dziecka. W wielu z nich przewijało się pytanie "Czy będę potrafiła kochać tak samo drugie?". Ja nie mam co do tego wątpliwości. Kocham je już teraz i wiem, że jak wyląduje w końcu w moich ramionach nie będę mogła się napatrzeć i nakochać. Serce matki, to studnia bez dna. I jak to mówią - miłość się mnoży, a nie dzieli. Boję się tylko jednego. Że w danym momencie, w danej chwili, nie będę wiedzieć, jak okazać tą miłość równomiernie, aby nikogo nie skrzywdzić.


Czytaj dalej »