czwartek, 19 stycznia 2017

Rodzeństwo - miesiąc ósmy i dwudziesty ósmy.

Gdybym miała Ci napisać, jak to jest z tym rodzeństwem miesiąc temu, ten Post byłby naszpikowany żalem i bezsilnością. Od ostatniego Wpisu o rodzeństwie z różnicą dwudziestu miesięcy minęło sporo czasu, w ciągu którego przewinął się u nas chyba najgorszy z możliwych etapów podwójnego macierzyństwa -  popchnij-szturchnij-ugryź. Etap rwania włosów i opadających rąk. Do dziś nie wiem, co dokładnie się stało. Co spowodowało, że Starszy tak krzyczał, że dochodziło do rękoczynów. Próbował na ile może sobie pozwolić? Sprawdzał czego mu nie wolno? Wybuch zazdrości? Jakiś rozwojowy skok? Było ciężko. Miałam Ci o tym tutaj napisać, ale nie znalazłam sił. Może kiedyś spróbujemy to ogarnąć. Na szczęście od tamtego czasu wiele się zmieniło. Mogę już z czystym sercem powiedzieć, że jest naprawdę dobrze.  W końcu mogę odetchnąć z ulgą. I patrzeć przed siebie z niedoczekaniem.





Starszy brat.

Leon zaczął rwać się do chodzenia i co prawda na początku było to zabawne, nieporadne i poza dwoma, trzema kroczkami nie wykazywał więcej chęci, tak teraz potrafi ładnie przejść przez pokój. Kiedy Kuba pierwszy raz to zobaczył ogromnie się cieszył. Serio! Zawołałam go, mówiąc, że Leon do niego idzie, a ten zamarł, klasnął w dłonie i tak słodko się uśmiechnął. Młodszy zmotywowany nawet przyspieszył! A potem Kuba podbiegł do nas, wyrwał jego jedną rączkę i zaczął go ciągnąć. Wiem, że chciał go już wziąć za rękę i pójść pokazywać świat. Wiem to. Niestety, póki Leonek nie poczuje się pewniej, to oprowadzanie musi poczekać. Jednak miło było mieć taki mały wgląd w przyszłość. Jak na filmie zobaczyłam ich, kroczących obok siebie. Za rękę. Zobaczyłam Kubę, jako starszego brata, który pokazuje jak się buduje babki z piasku, jak trzeba się wspiąć na huśtawkę, jak kopać piłkę. Wiosno chodź już!

Innym razem ściągnęłam Leonowi pampersa i posadziłam go na nocniku. Starszy wzniósł alarm, że chce siku, choć robił je dziesięć minut wcześniej. Pomyślałam, że ok, pewnie zazdrosny o swoją własność. A on usiadł, siknął, a potem wstał, pokazał na nocnik i powiedział Leon Tu.




Pamięta jakie samochodziki są czyje i kiedy poproszę o przyniesienie zabawki Młodszego chętnie to robi. Gdy widzi, że Leon zaczyna się dobierać do pilota, czy czołga w stronę małych zabawek krzyczy nunu i macha mu przed oczami paluszkiem. Czasem mam wrażenie, że uczy go więcej niż ja sama to robię ;) Chce go karmić, czesać, smarować kremem. Na nowo go głaska, przytula. I najchętniej to robi, kiedy Leo stoi. W kąpieli oblewa go wodą i udaje, że myje.

- Kuba, będziemy się kąpać, zawołaj Leona.
- Leeeooon. Leeooon. Leon kom. Kom.

Mam wrażenie, że coś zaskoczyło. Może to przez wiek Młodszego. I nie tyle wiek, co umiejętności, pewien stopień ogarnięcia. Leon nie jest już takim małym niemowlakiem, zbliża się do roczku, do chodzenia i do możliwości, bliskich Jakubowi. Nie mogę się doczekać wiosny. Naszych wypadów na plac zabaw, wylegiwania się na kocu, pikników i grania w piłkę. I bardzo współczuję R., bo to ja będę tą leżącą, a on kopiącym :D sorry kochanie! Chłopcy są totalnie za Tobą, jeśli chodzi o zabawę.


Młodszy brat.

O młodszym będzie krócej, bo jeszcze nie umie zbyt wiele, ale jego twarz zdradza mnóstwo emocji. On zwyczajnie kocha Jakuba. Uwielbia spędzać z nim czas i kiedy ten coś do niego gada, wygląda, jakby uważnie słuchał i nawet rozumiał. Kiedy tylko go widzi od razu się uśmiecha. Łapie go za włosy (to na pewno głaskanie!) i ciągle zaczepia. Nie straszne są mu mocne przytulańce ani szturchańce. Gdy tylko usłyszy głos Starszego brata szuka go wzrokiem. Prawie na złamanie karku. I jeśli nie karmię go w zamkniętej sypialni, nasze karmienie wygląda dość komicznie, bo Leon siedzi, ssie, a jego wzrok wodzi na Jakubem, a oczy to się dziwią, to się śmieją. Przy nich naprawdę nie można się nudzić. 



Jeżeli zapytasz mnie, jak to jest być mamą takiej dwójki teraz, powiem Ci, że super. Tak serio. Bez żadnej ściemy. Bo, że są gorsze dni, to chyba zrozumiałe? Jak przy jednym! Naprawdę niczego nie żałuję. A na te ciemne chmury, które już minęły przymykam oko. Bo we wszystkim trzeba widzieć pozytywy. Coś musiało się stać, żeby nas czegoś nauczyć. Ja nauczyłam się, że nie można odmawiać Starszakowi, jeśli chce pomagać i angażować Młodszego na tyle ile się da. 
Czytaj dalej »

piątek, 13 stycznia 2017

Niech ten styczeń już się skończy!

Niech ten styczeń już się skończy. Serio. Szczególnie, że luty ma tylko dwadzieścia osiem dni. Dwa, a nawet trzy dni mniej do marca, po którym będzie już z górki! Wierzę, że wiosna przyniesie nam więcej energii i co najważniejsze - więcej zdrowia.

Bo zdrowia, to od ostatnich dwóch tygodni mamy naprawdę niewiele. Najpierw Jakubek cały tydzień leczył oskrzela, potem poległ Leonek, którego uratowały inhalacje. Po całym domu porozrzucane są jakieś syropy, strzykawki, maści, chusteczki, domowe napary. Ile wyczekałam się u lekarza, to moje zdrowie psychiczne tylko wie. Naszemu młodszemu misiowi na szczęście już lepiej, ale do kolejnej wizyty za tydzień mamy się inhalować. Jestem bardzo zadowolona z opieki u lekarza zastępczego (nasz pediatra na urlopie), ale nigdy, naprawdę nigdy, nie widziałam tylu osób w poczekalni. System przyjmowania pacjentów leci u nich na łeb na szyję.




Do tego wszystkiego pogoda się u nas załamała i uwaga - będziemy mieli chyba zimę! Bo mówiłam Ci już, że u nas praktycznie jej nie ma? Na minusie ledwie dwa stopnie i naparstkowość śniegu. Wczoraj było tak ciepło, że aż pachniało mijającą zimą. Niestety, to był tylko mały psiukus, bo już od przyszłego tygodnia w nocy zjedzie do dziesięciu stopni i podobno ma się pojawić śnieg. A ja mam kozaki w piwnicy! I szalik trzeba wyprać. Na szczęście stół wiosenny chociaż.


I w domowym cieple wesoło. Bo na brak hałasu, śmiechu i wygłupów nie możemy narzekać. Coraz ciężej o wyraźne, ostre zdjęcia.Takie, jak te poniżej pokazują naszego młodszego misia, spokojnego, roześmianego i starszego tygryska, który ciągle by tylko brykał. Chciał zdjęcie z bratem i jakoś nie mógł zdecydować się w jakiej pozie. Teraz wiem, że lepszy aparat jest koniecznością przy dwulatku. Wcześniej, jakoś dawaliśmy radę, ale teraz to sama widzę, że robię mniej zdjęć z braku cierpliwości do ich jakości.


 Właśnie zaczął sypać śnieg, Młodszy chory, Starszy wczoraj się wybiegał, więc dziś pewnie zalegniemy w domu, pod kołdrą. Jeszcze tylko muszę przekonać R. żeby to on zrobił dziś obiad i dzień ustawiony! :) A jak Twój piątek? Koniecznie mi napisz!









Czytaj dalej »

czwartek, 12 stycznia 2017

Muzyczne umilacze dziecięce: #1 Karuzela podróżna Tiny Love

Cześć!

Dziś chcę Ci powiedzieć o pewnym gadżecie dziecięcym, który pojawia się w prawie każdej wyprawce niemowlęcej. Jeśli sama nie interesujesz się tematem, to może znasz jakąś przyszłą mamę, która jest właśnie w trakcie jej kompletowania? Dzisiejszy Post o Karuzeli podróżnej Tiny Love Przyjaciele na łące zapoczątkuje serię "Muzyczne umilacze dziecięce". Znajdzie się w niej jeszcze Projektor Chicco, pozytywka BabyFehn i coś dla większych dzieci - fortepian.

Przy Starszaku mieliśmy karuzelę z Fisher Price, która była kompletnym niewypałem, więc już przy drugim dziecięciu dokładnie wiedziałam czego oczekuję. I wtedy pojawiła się Ona. Praktycznie idealna. Serio! Dlaczego tak sobie ją ukochałam? I co najważniejsze, dlaczego uczyniło to moje dziecię? No i w ogóle - skoro 'praktycznie', to czy ma ona jakieś wady?


Funkcjonalność.

Firma Tiny Love skonstruowała karuzelę z uniwersalnym uchwytem, który można poszerzać i zmniejszać, co sprawia, że pasuje do większości modeli łóżeczek, kołysek i kojców. U nas świetnie trzymał się kołyski, jednak niestety jego zacisk pozostawił na niej delikatne ślady, rysy. To jest ten jego mały minus. Dla niektórych minusem może być również niestabilność w mocowaniu przy łóżeczku turystycznym. Karuzela leci w głąb. Dla mnie jednak jest to pewien pozytyw, bo przy niższym ułożeniu materaca zwraca większą uwagę malca. Nie wiem też, jak sprawa ma się przy innych fotelikach samochodowych, ale w naszym karuzela była za blisko buzi Młodszego. Znaleźliśmy jednak na to patent, który możesz wykorzystać i Ty!




Przyjaciele na łące świetnie sprawdzają się więc w aucie, w foteliku samochodowym i w wózku. Gadżet odtwarza nieprzerwanie pięć melodii do 30 minut. Może kręcić się wraz z dźwiękiem lub bez niego. Dużym plusem jest to, że bardzo łatwo się go rozkręca i kiedy część grająca umili czas naszego dziecka w aucie, tak reszta uchwytu bez problemu zmieści się w walizce lub torbie.

Wygląd.

No śliczna jest no! Nie za mała, nie za duża i ma przeurocze trzy zwierzątka, które są wyraziste, kolorowe i odpowiednie nawet dla najmłodszych malców, które początkowo najlepiej widzą jedynie kontrasty. Przyciągają wzrok, a ich powolne obracanie się uspokaja i wprowadza w stan snu.



Karuzela służy nam już pół roku. Co prawda na stronie firmy pisze, że jej przedział wiekowy to 0-5 miesięcy, ale Leon bardzo ją polubił, jej dźwięk uspokaja go i łatwo przy niej usypia. Sprawa pewnie się zmieni, kiedy zacznie wstawać i majstrować przy uchwycie. Tymczasem jednak świetnie nam służy w trakcie usypiania i mam nadzieję, że będzie tak jak najdłużej.

Jeśli pragniesz karuzeli wielofunkcyjnej, takiej która będzie towarzyszyła Twojemu dziecku długo i nie tylko w zaciszu domowym, to Tiny Love Przyjaciele na Łące są właśnie dla Ciebie! Gorąco polecam.


Czytaj dalej »

niedziela, 8 stycznia 2017

28 miesiąc życia Jakubka

Co prawda oficjalnie leci już dwudziesty dziewiąty miesiąc, ale bez zaległości się nie obyło, niestety. Mam nadzieję, że kolejny miesiąc przyniesie nam regularność. I co więcej - zdrowie. Na początku grudnia walczyliśmy z zarazkami i w styczniu przeżywam jakby deja vu. Tylko tym razem podwójnie, bo zaatakowało oskrzela. Walczymy jednak, trochę aptekowo, trochę naturalnie i powoli widać poprawę. Jakub jest dzielnym pacjentem, pali się do mierzenia temperatury i picia syropów, co dla mnie jest wyjęte z kosmosu :) Niestety jego młodszy brat się zaraził, więc sama/sam widzisz. Mamy u siebie domowy szpital.



Wróćmy jednak do grudnia. W grudniu Jakub zaskoczył nas kilkoma rzeczami. Po pierwsze - zaczął gadać. Co prawda nie są to wyraźne słowa, które konkretnie coś oznaczają, ale mówi. Mówi dużo do siebie, w trakcie zabawy, udając, że dzwoni. Jego jaa, haloo? za każdym razem topi moje serce. Nauczył się mówić bejbi i teraz mówi tak nawet na kuzynów, którzy są dużo starsi od niego. Nadal zamiast krowy jest buu, zamiast kota miaał, a małpa i banan, to uhuhu. Baaardzo dużo pokazuje. Pokazuje co chce, porozumiewa się z nami za pomocą dźwięków i zrozumiałych dla nas fraz. Czasem reagujemy instynktownie. Jest bardzo wylewny jeśli chodzi o uczucia. Uwielbia kochać, głaskać, dawać buziaki. Przytulas z niego mały. Z drugiej jednak strony jest bardzo samodzielny. Przyszedł etap "ja sam" i powiem Ci jedno - trzeba przy tym dużo cierpliwości. Ten miesiąc nauczył mnie, żeby pytać. Kiedy chcę go ubrać, pytam, czy zrobi to sam. Odpowiedź zawsze jest jedna. Kiedy coś mu nie wychodzi nie pcham się, by zrobić to za niego. Pytam czy pomóc. Czasem nawet kilka razy. Musi sam zrozumieć, że jednak potrzebuje wsparcia, wtedy chętnie o nie prosi i obywamy się bez krzyku i płaczu. Potrafi już sam się rozebrać, ćwiczymy nad ubieraniem się. Na wiosnę na pewno będzie to łatwiejsze.

Po drugie - rozpoznaje kolory. Jeszcze ich co prawda nie nazywa, choć kilka razy zdarzyło mu się wskazać i powiedzieć gelb (żółty), ale zna kolory i potrafi tworzyć kolorystyczne grupy. A zaczęło się od nowych zabawek. Wystarczyły łódki i pinezki.



W grudniu byliśmy również na basenie, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Świetnie się bawiliśmy i po raz kolejny stwierdziliśmy, że powinniśmy wybierać się częściej, przynajmniej raz w miesiącu. Teraz niestety blokują nas wirusy, ale mam nadzieję, że uda się końcem miesiąca.



Po trzecie - na dobre pożegnaliśmy się z pieluchomajtkami. Jeszcze niedawno używaliśmy ich na wyjścia, ale było to już bezsensowne, bo Kuba i tak czekał na przyjście do domu i korzystał z nocnika. Dotychczas zdarzyła nam się tylko jedna wpadka. I to kilkanaście metrów od domu, jednak winna była temu histeria. Jaki to był koszmar! Ja z Leonem w nosidle i Jakub, któremu nie pozwolono obsłużyć się samemu w sklepie, wybudzony, po minucie drzemki. Całą drogę krzyk i glut po kolana, uciekanie na ulicę. Cieszyłam się, że histerie mamy za sobą, ale chyba zwyczajnie nie miała pola do popisu. Wszystko jest jednak po coś. Ta sytuacja nauczyła mnie, by nie ruszać śpiącego lwiątka. Choćby nie wiem co.

Poza tym u nas wciąż trwa mini impreza. Jakub uwielbia tańczyć. Biegnie nawet do nas i krzyczy "jjiiii", co oznacza, żeby włączyć mu muzykę. Kiedy tylko usłyszy rytm rusza w tany. Ma również swoje dwie ulubione reklamy. Kiedy usłyszy pierwsze sekundy Krakowskiej i "nawet gdy jest cienko, to jest grubo" rzuca wszystko i zaczyna swoje kręciołki. Z kolei przy reklamie kawy Lavazza pochyla się, wypina pupę i kręci nią. Podpatrzył u mamy :D

Nadal lubi wszelkiego rodzaju auta i majsterkowanie.


 A najlepsze wygłupy są z najwspanialszym tatą. A jakże!





Jest przekochany. I choć czasem mam/mamy ochotę wysadzić się w kosmos, to kochamy go całym sercem i topnieje nam wszystko, nie tylko serce, kiedy widzimy, jak podchodzi do młodszego brata, podtrzymuje mu picie, głaszcze po główce i daje buziaka, a kiedy ten zabiera mu zabawki, woła "niuniu". Na szczęście bicie i popychanie się skończyło, ale o tym kiedy indziej.

Dobrego dnia!




Czytaj dalej »

czwartek, 5 stycznia 2017

8 miesiąc życia Leona

Leon, Leonek, Leo. I pomyśleć, że zakochałam się początkowo w samej wersji Leoś. Kiedy to było w ogóle. Sam chłopiec skończył już osiem miesięcy. A do roczku jest dużo bliżej niż dalej. Dni mijają nam na ogarnianiu codzienności, na cieszeniu się sobą. Na spacerach, spotkaniach towarzyskich i zdobywaniu nowych umiejętności. Leon ma sporo kumpli w swoim wieku i na ostatnim wspólnym śniadaniu wytrzymał aż sześć godzin bez snu, byleby tylko nic mu nie umknęło. Ogólnie, to dalej jest spokojnym chłopcem, który nie tylko nas zadziwia swoją łagodnością i cierpliwością. Nie przeszkadzają mu również obce twarze, lubi poznawać, wciąż być tam, gdzie coś się dzieje. To rokuje również na przyszłość, bo patrząc na przykład jego starszego brata widzę, że wczesny charakter raczej się nie zmienia. Może jedynie złagodnieć lub się wyostrzyć. Napiszę Ci o tym więcej przy okazji Jakubka.



Leonek ósmy miesiąc spędził na oswajaniu się ze swoją ruchliwością. Potrafi siedząc przejść do pozycji raczkowania, jednak na tym poprzestaje. Giba się, giba i wraca znów do siadania lub rozkracza się i ląduje na brzuchu. Wtedy chwilę tak poleży, ale ostatecznie włącza mu się nerw. Podnosi się również przy meblach na kolanka i tylko odrobina mu zostaje, by podnieść się do pozycji stojącej. Coraz pewniej stoi. A w ostatnich dniach nauczył się bić brawo. Jest bardzo ekspresyjnym chłopcem. Praktycznie ciągle by się śmiał, wymachiwał rękami, klepał, badał dotykiem i rzucał zabawkami.



W międzyczasie znajduje czas na drzemkę (coraz ich mniej!), jedzenie i wieczorne płacze z powodu ząbkowania. Te płacze, to w ogóle dla nas nowość, jeśli już się zdarzają, to są odczuwane podwójnie. Radzimy sobie jakoś z czopkami i maściami, najgorsza jest godzina 22, kiedy to chcę się położyć spać i zaczyna się wstawanie. Leo ma wciąż tylko dwa ząbki i mimo powyżej opisanych rewelacji nie widać kolejnych. Niech już w końcu wyjdą i dadzą spokój!


Pamiętasz ten szlafrok?! Rozczulenie matki sięga zenitu aww

Posiłki stałe dalej zjada chętnie i czasem mam wrażenie, że chciałby więcej niż mu podaję, co dla mnie czasem wydaje się za dużo. Jak myślicie? Cztery pierogi szpinakowe, to chyba całkiem okey na takiego szkraba co? Zaczęłam mu podawać również warzywne smoothie, które pije przez... słomkę. Uwielbia je, tak samo jak wszelakie owoce.




Leon to taki nasz mały pogodny skrzat, równowaga w chaosie. Z uśmiechem patrzymy, jak się rozwija, jak poznaje świat. Myślałam, że ekscytacja tym będzie mniejsza, bo w końcu przeżywa się to już drugi raz, jednak każdy moment jest inny. Wyjątkowy. Nieporównywalny.











Czytaj dalej »