Usiadłam, by napisać posta, potem klik klik kolejne Wasze blogi na nową kartę do przeczytania i tak namnożyło się ich mniej więcej dziesięć. Ręce mi opadły. Przeczytam je na pewno, ale najpierw, wiem wiem, na pewno chcecie przeczytać co u Okruszka, u mnie i R. Co w Tarnowie!
Czytaj dalej »
W Tarnowie o tej porze piękny wschód słońca, który barwi niebo na różowo. Coś mi się zdaje, że tego ostatniego dnia roku będzie wyśmienita pogoda i spacer będzie obowiązkowy. Dni mijają nam teraz leniwie, co widać w ilości postów na blogu :) wędrujemy od mojego rodzinnego domu do rodziców R. i w większości własnie tak mijają nam długie zimowe godziny. Jest nas też dużo na mieście. W kawiarniach, w księgarniach, sklepach, starymi uliczkami mroźnym nosem. Zmienia się niebo, zmieniamy się my. A Kubuś to najbardziej! Czy to możliwe, by za jednym razem wyrósł z kilku ubranek naraz?!
No tak. Matka chciałaby zamknąć dziecię w swoim ramionach i utrzymywać, że nadal jest malutkie, ale dziecię się wyrywa. Z ramion i z rozmiarów również. Obecnie nosimy... ha! Szukajcie odpowiedzi w poście piątkowym, gdzie na pewno zamieszczę więcej szczegółów z osiemnastego tygodnia.
A tymczasem... skończyliśmy miesiąc czwarty. Ojeju. Macieju. Czy ktokolwiek inny z "eju" na końcu. Lub nie. Patrzę na buczącego Jakubka i serce mi rośnie (tak niemedycznie). Bo pod koniec tego miesiąca Kuba właśnie zaczął "buczeć". Ma zamknięte usta i wydaje swoiste "buu", przy którym lecą hektolitry śliny, tworzące bąbelki. Bąbelki są zabawne, więc na razie jest to ulubione zajęcie Kuby. Kolejnym jest łapanie zabawek i wkładanie ich do buzi. Ale nie tylko zabawek. Z parówką w dłoni też śmiesznie się wygląda. A przy nieuwadze może nawet zahaczyć o buzię. Dziś rano trafiło na tosta. Gdyby nie uwaga skończyłoby się na chlebku między dziąsłami. Jednym słowem ciekawe jest - wszystko.
Całkiem inaczej, jak to było na początku, kiedy najciekawszym zajęciem był sen (seeen).
Snu mi trochę brakuje przy pobudkach w północy i trzeciej, przy kompletnym wstawaniu z łóżka o piątej, szóstej. Ale po takim czasie chyba zdążyłam się przyzwyczaić (choć nie powiem Okruszku! Gdybyś tak odjął jedną pobudkę na karmienie byłabym mega zadowolona!)
31.12.2013
Przez rok tyle może się zdarzyć. Można zajść w ciążę, bać się, skakać z radości, widzieć jak rośnie brzuch, a tym samym nowe życie w nas. Przeprowadzić się w nowe miejsce, założyć bloga, czekać z wytęsknieniem na poród, urodzić po terminie, zakochać się bez pamięci, bezgranicznie, kochać każdego dnia mocniej, patrzeć na rosnące dziecię, dziwić się, jak szybko zdobywa umiejętności, być w Polsce trzy razy. Aż brakuje tchu. Rok temu walczyłam z mdłościami i pod kocem oglądałam z Klaudią (siostrą) filmy. Potem w mróz oglądałyśmy kolorowe niebo, by zastanowić się dlaczego nie rozbłyska przynajmniej co miesiąc. Dlaczego nie robimy planów każdego dnia miesiąca? Na pewno bylibyśmy bardziej zmobilizowani, by je spełnić. Nie rozumiem idei końca roku. I już.
31.12.2014
Zakończę może serią zdjęć pamiątkowych i tych nowszych, a więcej będziecie mogli uszczknąć w piątek, kiedy to dorwę się do najnowszych ujęć z aparatu. Do zobaczenia zatem kochane!