poniedziałek, 25 września 2017

Wrzesień w kratkę

Jedenasta jest dobrą porą na ciepłą kawę, kulki Nesquika i Eda Sheerana w tle. Wrzesień minął nam na oswajaniu się z przedszkolem, z wirusem, który rzucił wszystkich na kolana i z moim wyjazdem do Wiednia. Przytuliliśmy tęsknotę, powzdychaliśmy na niekończący się deszcz i z ulgą przyjmujemy poniedziałkowe słońce w tym ostatnim tygodniu września. Tak dobrze zaczął się ten dzień, że kolejne muszą być tylko lepsze.

Jakubek chodzi już do przedszkola bez problemu. Z uśmiechem opowiada o paniach, o dzieciach, o tym co robił. Z dumą pokazał nam swojego pokolorowanego misia wiszącego na wystawie. Jak teraz przypomnę sobie ten stres pierwszego tygodnia, to uśmiecham się z pobłażliwością. Jeszcze wrzesień się nie skończył, a opanowaliśmy pobyt tam, jak i pierwszą chorobę. I to z dala od mamy! Tata super dał sobie radę. A teraz sam "umiera" :D już wiesz o co mi chodzi.




Dla mnie i dla Leona miesiąc ten był zagadką podróżną. Jak Leo da sobie radę osiem godzin w autokarze? Jak odnajdzie się w nowym miejscu? Jak będę go usypiać, karmić, zabawiać? Obawy, jak zwykle okazały się bezpodstawne. Wyjechaliśmy o 14:30 i było naprawdę super. Mimo małej ilości miejsca na nogi udało się zapiąć fotelik i spędził w nim całą podróż. Zrobiliśmy sobie przerwę w Krakowie, potem rozprostował nogi na stacji przy granicy i choć miał przed tym drzemkę, którą miałam nadzieję przeciągnąć w sen nocny, tak daliśmy sobie potem radę. Było ciemno, była ukochana "szmatka" do ciumkania i zmęczona ja, która nie ustępowała, tak że dziecię w końcu usnęło. Sytuacja pokazała nam, że Leo jest po prostu dzieckiem cudownym, które potrafi dostosować się do każdych warunków. Które jest ostrożne, ale i ufne. Od razu zakręcił się przy mojej przyjaciółce i jej brzuchu, głaszcząc i wołając "dzidzia". Nauczył się również mówić "ciocia" i choć wciąż mu powtarzałyśmy, że na wujka trzeba wołać "wujo", tak uparcie wołał "mama" lub "tata" :D spędziliśmy fajnie te dni, mimo niepogody i naszej choroby. W sobotę zwiedziliśmy nawet szpital. Na szczęście Leo mimo brzydkiego kaszlu nie potrzebował silniejszych kuracji, niż tych syropowych i w poniedziałek w nocy wróciliśmy do domu. Leon przespał tym razem całą drogę aż do ósmej. Kolejny wyjazd planujemy już w czwórkę gdzieś na wiosnę :)






Następnym razem koniecznie muszę Ci napisać o tym, jak Kuba się zmienia, jak gadać zaczął! Z resztą! Leon to samo. Naśladuje go we wszystkim, gonią się po całym mieszkaniu i odgrywają scenki. Oczywiście w międzyczasie jest też krzyk i bicie, ale co tam. To chyba będzie się za nami ciągnąć non stop. Ważne, że już teraz, tak szybko po prostu starają się jakoś dogadać. I że Kuba widzi, że z Leonem można już coś wspólnie stworzyć.

A jak Tobie minął ten poniedziałek? Opowiedz koniecznie!

Czytaj dalej »

środa, 6 września 2017

Wycieram kurz i mówię o Jakubku Przedszkolaku

Nawet nie wiesz ile razy tu byłam, by przetrzeć kurz. Jednak zawsze ręce wisiały nad klawiaturą pełne ciszy. Za każdym razem dawałam sobie czas. Nie pisałam nic na siłę, bo tutejsze tło zwyczajnie, by tego nie zniosło. Musiały minąć dwa długie miesiące. Miesiące wakacyjne, które wycisnęliśmy do ostatniej nitki. Wspólnie, rodzinnie, ciepło. Ostatnie tygodnie upłynęły nam na przygotowaniach do przedszkola. Kompletowaliśmy razem z Kubą wyprawkę, dużo rozmawialiśmy. Żadne jednak rozmowy nie przygotowały nas na te pożegnania, których byliśmy uczestnikami przez ostatnie cztery dni.

W przedszkolu do którego dostał się nasz Starszy dzieci zostawiane są od razu na pełny wymiar godzin. My nasz skróciliśmy o godzinę i zabieramy Kubę zaraz po obiedzie, przed leżakowaniem. I jak do momentu wejścia do sali jest super, a w poniedziałek były nawet podskoki i wołanie "dzidzia dzidzia" na widok przedszkola, tak jeśli dochodzi do pożegnania jest płacz, zawodzenie i czepianie się naszych ramion. W domu ma różne wahania. Raz wspominając przedszkole mówi, że jutro nie idzie, chwilę później, że tak, że będzie się bawił z dzidzią i panią. Chętnie opowiada co robił, w czym mu pomagała pani, że "Oli też siusiu", że "am am nie". Nie chce jeść i mu się nie dziwię, na razie daję mu czas, by się zaaklimatyzował. Sukcesem jest wczorajsze śniadanie i zupka. Będą takie, jak i również totalne klapy, bo Kuba jest bardzo wybredny i po prostu musi się nauczyć jeść, to co reszta, próbować.

Jestem dobrej myśli, choć kiedy tak płacze naprawdę ciężko wysupływać się z jego objęć i zamykać za sobą drzwi. Już drugiego dnia miałam ochotę zawrócić i zabrać go do domu! Jesteśmy jednak konsekwentni. Powoli to skutkuje. Wczoraj został pochwalony i nawet chciał się dłużej bawić! Dziś z kolei w połowie drogi uderzył w płacz i chciał wracać do domu. Zobaczymy jak będzie w kolejnych dniach. Mam nadzieję, że ta nasza adaptacja zamknie się w maksymalnie dwóch tygodniach.

Tymczasem Młodszy śpi, a ja powoli zaczynam odczuwać tą różnicę z jednym, a z dwójką. Różnica jest już w samym moim nastawieniu po powrocie Kuby. Jestem spokojniejsza, naładowana cierpliwością, bardziej zrelaksowana. Pobyt starszego w przedszkolu wszystkim wyjdzie na dobre :) R. na jazdach (prawko w toku), w końcu od bardzo dawna słucham swojej muzyki. Nic tylko się zanurzyć... i marzyć o tym, by bałagan posprzątał się sam.


A jak Twoje dziecię? Ma któreś swój debiut w przedszkolu w tym roku?






Czytaj dalej »