Tymczasem codziennie zaliczamy spacery, place zabaw, rower, lody. Uwielbiam tę porę roku. I Jakub jakoś się ożywił. Ciężko go utrzymać w jednym miejscu. Ciągle coś musi się dziać. Kiedy chce wyjść jest pokazywanie na okno i kom kom tam bez końca. Aż w końcu jest i płacz, bo przecież "za 10 minut, mama musi się ubrać", "Leon musi wstać" jest takie tragicznie odległe. Ubiera sobie buty, mimo, że jest jeszcze w piżamie, okulary, czapkę i już jest gotowy do wyjścia. Potrafi też zawodzić nad zegarkiem, którego nie może znaleźć, a koniecznie musi go założyć i nad bluzką, że to nie ta, nie na ten dzień. Ostatnio byliśmy kupować mu buty i tu się dopiero zaczyna katastrofa. Myślałam, że jeszcze mamy czas na takie ekscesy, ale mocno się przeliczyłam. Bo Jakub musi mieć buty z motywem auta. Musi i już. Przymierzał ładne, klasyczne półbuty, lekkie adidasy, pasujące do większości rzeczy, ale co tam! To musi być krzykliwa czerwień z autem w kolorze kameleona. Dobrze, że nie było rozmiarów, bo już zaczynałam ulegać :D Uległ na szczęście w końcu sam zainteresowany i wybrał sobie czarne niekrzykliwe slippery z czarnym logo batmana. Bo super hero też są spoko. Uff.
środa, 5 kwietnia 2017
31 miesiąc życia Jakubka
Kolejny miesiąc za nami. Marudziłam przy styczniu, by jak najszybciej skończyła się zima, a tu już od długiego czasu mamy wiosnę, która zahacza nawet o letnie słońce. Kiedy zaczyna swędzieć mnie skóra, to znak, że jest już naprawdę ciepło. Jak to w ostatnim czasie bywa, nie obyło się bez chorowitego tygodnia, ale na szczęście udało nam się wyleczyć domowymi sposobami. Jakub dzielnie pił syrop z cebuli i raz dwa stanął na nogi. Niestety złapało również Leona, a potem mnie. Cały tydzień nie mogłam się odchorować. Moje gardło czuło się, jak w reklamie Cholinexu, w którym bandyci zarazki urządzają sobie w nim imprezę. Jednak wraz z pierwszym dniem kwietnia wszystko nabrało kolorów i teraz tylko korzystamy z pięknej pogody i wyczekujemy wyjazdu do Polski, który ma mieć miejsce końcem maja. A więc teraz tylko - oby do maja!
Tymczasem codziennie zaliczamy spacery, place zabaw, rower, lody. Uwielbiam tę porę roku. I Jakub jakoś się ożywił. Ciężko go utrzymać w jednym miejscu. Ciągle coś musi się dziać. Kiedy chce wyjść jest pokazywanie na okno i kom kom tam bez końca. Aż w końcu jest i płacz, bo przecież "za 10 minut, mama musi się ubrać", "Leon musi wstać" jest takie tragicznie odległe. Ubiera sobie buty, mimo, że jest jeszcze w piżamie, okulary, czapkę i już jest gotowy do wyjścia. Potrafi też zawodzić nad zegarkiem, którego nie może znaleźć, a koniecznie musi go założyć i nad bluzką, że to nie ta, nie na ten dzień. Ostatnio byliśmy kupować mu buty i tu się dopiero zaczyna katastrofa. Myślałam, że jeszcze mamy czas na takie ekscesy, ale mocno się przeliczyłam. Bo Jakub musi mieć buty z motywem auta. Musi i już. Przymierzał ładne, klasyczne półbuty, lekkie adidasy, pasujące do większości rzeczy, ale co tam! To musi być krzykliwa czerwień z autem w kolorze kameleona. Dobrze, że nie było rozmiarów, bo już zaczynałam ulegać :D Uległ na szczęście w końcu sam zainteresowany i wybrał sobie czarne niekrzykliwe slippery z czarnym logo batmana. Bo super hero też są spoko. Uff.
Chłopak nam dorośleje. Jakiś taki bardziej myślący się robi, zamyślony. Coraz więcej kombinuje i cwaniakuje. Ostatnio wyłożyłam dla nas talerze na stół, chcąc nałożyć obiad i wyszłam tylko na chwilę z kuchni. Jakub je porozkładał, tak jak siedzimy. Dla Leona, dla mamy, taty i siebie. A potem dostawił sztućce i był bardzo z siebie dumny. Robi rzeczy, których się nie spodziewamy. Podbiega do brata i klepie go po plecach, gdy ten kaszle, bawi się sam, w skupieniu, odgrywa małe scenki. Tworzy wspaniałe budowle z piasku. Strojniś z niego ogromny. A jaki tancerz! Kładzie ręce na biodrach i kiwa się na boki. Obkręca, przewraca, wymachuje dłońmi. Jest czasem tak kochany, przytulaśny i całuśny, że mam ochotę go schrupać, wytulić tak mocno, aż wsiąknie we mnie. Z drugiej strony ma mocny charakter i znów wróciło do nas popychanie i bicie młodszego brata. Znów wierzę, że to przejściowy stan. Muszą po prostu nauczyć się być ze sobą, obok siebie. My musimy ich nauczyć. Będzie dobrze!
Tymczasem codziennie zaliczamy spacery, place zabaw, rower, lody. Uwielbiam tę porę roku. I Jakub jakoś się ożywił. Ciężko go utrzymać w jednym miejscu. Ciągle coś musi się dziać. Kiedy chce wyjść jest pokazywanie na okno i kom kom tam bez końca. Aż w końcu jest i płacz, bo przecież "za 10 minut, mama musi się ubrać", "Leon musi wstać" jest takie tragicznie odległe. Ubiera sobie buty, mimo, że jest jeszcze w piżamie, okulary, czapkę i już jest gotowy do wyjścia. Potrafi też zawodzić nad zegarkiem, którego nie może znaleźć, a koniecznie musi go założyć i nad bluzką, że to nie ta, nie na ten dzień. Ostatnio byliśmy kupować mu buty i tu się dopiero zaczyna katastrofa. Myślałam, że jeszcze mamy czas na takie ekscesy, ale mocno się przeliczyłam. Bo Jakub musi mieć buty z motywem auta. Musi i już. Przymierzał ładne, klasyczne półbuty, lekkie adidasy, pasujące do większości rzeczy, ale co tam! To musi być krzykliwa czerwień z autem w kolorze kameleona. Dobrze, że nie było rozmiarów, bo już zaczynałam ulegać :D Uległ na szczęście w końcu sam zainteresowany i wybrał sobie czarne niekrzykliwe slippery z czarnym logo batmana. Bo super hero też są spoko. Uff.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudownie jest widzieć i obserwować, jak dziecko rośnie i się zmienia :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia i gratuluję tak wspaniałych dzieci :)
OdpowiedzUsuń